Wstaję, następnie bosy idę po drewnianej podłodze mojego pokoju na strychu i schodzę po stromych schodach na piętro. Dalej schodzę po drugich schodach prowadzących na parter domku- tam znajduje się kuchnia. Babka już się krząta, chociaż dopiero szósta rano, miło z jej strony, że pamiętała o mnie i zrobiła mi śniadanie, zaraz pójdę do sąsiada zbierać rumianek. Na stole czeka na mnie jajecznica z dziesięciu jaj posypana posiekanym szczypiorkiemi, pół bochenka chleba, obok leży garnuszek z wodą- czuję charakterystyczny zapach od razu siadam na taboret przy stole i zaczynam jeść. Przepyszne, proste, ale najlepsze, tyle razy już jadłem takie śniadanie, ale za każdym razem wydaje mi się być pyszniejsze. Skończyłem jeść i biegnę na strych. Z mojej małej komody wyciągam moje ulubione dżinsowe ogrodniczki i nakładam je na siebie. Bez koszuli- dzisiaj będzie upalnie. Biorę metalową misę i wybiegam na podwórze, nabieram lodowatej wody z studni i wlewam do misy. Przemywam twarz i przeczesuję jasne włosy mokrymi palcami. Wracam do chaty, nabieram soli na palce i szoruję zęby. Gotowy. Biegnę do sąsiada. Zbieram rumianek z kilkoma innymi chłopakami i dwoma dziewczynami, jeszcze nie jest gorąco, więc praca jest znośna. Pierwsze dwie godziny poszły sprawnie, ale potrzebowałem przerwy. Wyprostowałem się- coś chrząknęło w plecach, wziąłem pożądny dech i zwróciłem się po manierkę leżącą w cieniu, przepłukałem suche usta letnia wodą. Wróciłem do pracy, zbierałem jeszcze dwie godziny i zaczęło grzać, znacznie oddaliłem się od miejsca w którym zacząłem zbierać. Na dzisiaj koniec. Jutro też będę zbierał, sąsiad wypłaca jutro. Wracam do domu zmęczony, ale nie styrany. Babka nakarmiła już kury, gęsi, kozy, świnie, konia, koty i psy- mi pozostało wypasać krowy. Idę po mućki, ze stodoły zabieram słomiany kapelusz, i prowadzę je za jezioro. Na łące grzeje niemiłosiernie więc siadam pod starą gruszą i obserwuje leniwą Magdalenę, która daje nam najwięcej mleka, koło niej kręci się jej maleństwo- byczek. Cielak ma przyjaciela- kota Maćka, Maciuś nie odstępuje towarzysza, a kiedy małej krówce skapuje mleko z pyska w mig je zlizuje. W tej chwili czarny kocur wygrzewa się na grzbiecie koleszki. Tu jest tak spokojnie, a jednoczeście panuje tu zamęt. To taka inna cisza- muczenie krów, przychodzący szum fal jeziora i trzcin, koniki polne grają koncert, a jakiś ptak śpiewa mi nad głową, zrywam maka i bawie się nim. Leże długo pod drzewem, czasem wstaje i robię arkrobację- przewroty i gwiazdy. Wchodzę na grusze i obserwuje horyzont wypełniony po jednej stronie czerwonymi dachami za jeziorem, a po drugiej polami za łąką. Jestem oblany potem, więc idę wziąść kąpiel w jeziorze. Woda jest chłodna co daje przyjemny komfort. Wracam. Spodenki szybko wyschły. Popędzam gałązką stworzenia, które mam pod opieką. Idę do swojego pokoju. Z mojego okna mam widok na nasze pole zakończone na horyzoncie lasem z lewej sad- po szwabach, ale rodzi pyszne owoce, dalej na lewo rozciągają się gęsto porośnięte bagna, z prawej pole oddzielone jest od sąsiada drewnianym płotem. Padam na łóżko i wyciągam spod niego książkę, którą czytam już trzeci raz, ale jest bardzo ciekawa i moja jedyna. Jest o szpiegach w Ameryce. Mam ją po ojcu. Czytam tak długo, aż zasypiam. Śnię spokojnie. Jest przyjemnie. Budzę się i widzę po słońcu, że jest około godziny piętnastej. Idę do mojego przyjaciela. Franek mieszka w pobliskiej wsi. Idę polną drogą. Nagle czuję ból rozchodzący się po lewej stopie. Zakląłem pod nosem. Eh. Rociąłem dużego palca o kawałek szkła. Pewnie jakiś pijak rozwalił tu butelkę. I przez tego kretyna teraz cierpię. Krew leje się, ale wkrótce krzepnie, to nie jest poważny uraz. Jestem u progu wsi i widzę gospodarstwo rodziny przyjaciela. Ojciec Franka jest piekarzem, a matka krawcową. Zazdroszczę Frankowi ubrań. Kilka razy Franek dał mi spodnie, albo koszulę. To dobry kumpel. Matce powiedział że porwał, albo zgubił. Krzyczę na cały głos "Franek Ty hultaju, wyłaź z chaty! Twoja dziewczyna do Ciebie przyszła" zanoszę się śmiechem, a po chwili widzę wystający przez okno czerep kręconych czarnych, krótkich loków. Koleszka od razu się odgryza "Osz ty gnido! No to ładną mam dziewczynę w takim bądź razie - wygląda jak Ty!" Obaj wybuchnęliśmy śmiechem. A Franek wyskoczył przez okno. Idziemy do lasu podśpiewując i podgwizdując różne melodie. Nie dużo gadamy, głównie o szpiegach i wiadomościach z codziennej gazety. Po paru godzinach wędrówki zmierzamy do mojej wioski i w połowie drogi żegnamy się mocnym poklepaniem po plecach. Umawiamy się na jutro, będziemy skakać z molo do jeziora. Może przyjdą inni? Babka pewnie na mnie czeka. Dochodzę do mojej miejscowości i widzę traktor ciągnący przyczepę, a na niej sterta mebli. Myślę, że ktoś się wprowadza, bo żeby ktoś się miał wyprowadzić nie słyszałem. Jestem w domu, zjadam kartofle ze śmietaną i koperkiem, popijam maślanką. Babka zmywa, a ja lecę na górę. Co prawda dosyć wcześnie, ale nie ma co robić, więc idę spać. Lubię spać.