1: Koniec.

871 77 15
                                    

Od zawsze uważałem, że każdy potrzebuje odrobiny wolności w związku. Z tego powodu nie kontrolowałem przesadnie Baekhyuna i w zamian oczekiwałem dokładnie tej samej rzeczy, czyli czasu tylko dla siebie. Posiadałem tyle własnych marzeń, tyle pasji, jakim oddawałem się bez reszty, że potrzebowałem swobody. Muzyka, komponowanie... Chciałem rozwijać się w tym kierunku, co wymagało wysiłku i lat pracy. Na szczęście wszelkie trudności i problemy, z jakimi przychodziło mi się borykać, jedynie zachęcały mnie do zwiększenia wysiłków i ciągłego rozwijania się w tym kierunku. Jak na razie nie przynosiło to wielkich zysków finansowych, przez co zdarzało się, że wszystkie opłaty za mieszkanie i jedzenie spadały na barki mojego chłopaka. Baekhyun miał stały etat, jego pensja może nie była szczytem marzeń, ale pozwalała na bezproblemowe życie.Wstydziłem się, iż stanowię dla niego dodatkowy ciężar, ale on i tak nigdy nie narzekał. W pełni rozumiał, że moją drugą miłością, zaraz po nim samym, jest muzyka i wspierał mnie we wszystkim, co robiłem. 

Pozostawianie mi swobody wiązało się także ze zgodą na moje cotygodniowe spotkania przy piwie z Sehunem. Nie mogłem odmówić, kiedy młodszy ode mnie chłopak pytał, czy mam czas, gdyż znaliśmy się od bardzo dawna i rozumieliśmy niemal bez słów. Traktowałem go niemal jak brata.

W piątkowy wieczór, jak co tydzień zacząłem zbierać się na spotkanie z Sehunem. Przed wyjściem z domu uprzedziłem Baekhyuna, że nie musi na mnie czekać, ponieważ i tak wrócę dopiero nad radem. Umówiliśmy się na mieście w naszym ulubionym pubie. 

Sehun kilka dni wcześniej zakończył swój związek z chłopakiem, który był jego pierwszą, wielką miłością i mocno to przeżywał. Na moje barki spadł obowiązek pocieszenia go i pokazania na nowo uroków bycia singlem. Na szczęście alkohol przyniósł zapomnienie, a zrozpaczony stratą chłopak nieco się rozluźnił przy którymś z kolei kieliszku soju.

— Stary, nie ma się czym przejmować... On nie był ciebie wart. Jeśli znowu o nim pomyślisz, to zamiast wykręcać jego numer i zastanawiać się, co mógłbyś mu powiedzieć, zadzwoń do mnie. Już ja ci wybiję z głowy telefony do Luhana — zaśmiałem się głośno, a ten dzieciak o sadystycznych skłonnościach dał mi kuksańca, stanowczo zbyt mocnego, bym mógł go uznać za przyjazne drażnienie się ze mną.

Rozmowę przerwał nam dzwonek telefonu. Na ekranie komórki leżącej w zasięgu mojej dłoni pojawiło się wspólne zdjęcie moje i Baekhyuna jako obraz kontaktu. Czyżby chłopak się stęsknił i próbował dodzwonić?

— Odezwał się pupilek na smyczy... — dogryzł mi Sehun, a ja tylko podsunąłem mu kieliszek do ust i przechyliłem, aż się zakrztusił od alkoholu, który nagle znalazł się w jego ustach.

Oblał się, gdy zaczął kaszleć w wyniku zachłyśnięcia, a następnie zajął wycieraniem koszuli. To zapewniło mi wystarczającą ilość czasu, by porozmawiać z Baekhyunem w bardziej spokojnej atmosferze.

— Coś się stało? — zapytałem nieco rozdrażniony.

Umawialiśmy się, by Baekhyun nie zajmował mnie nieistotnymi telefonami, kiedy mam swój czas przeznaczony dla Sehuna. Rzadko mieliśmy okazję się spotkać sam na sam, głównie ze względu na mój napięty grafik, dlatego tak bardzo zależało mi, by poświęcać mu całą swoją uwagę, kiedy nadarzała się okazja. Baekhyun z kolei miał mnie na wyłączność prawie przez cały tydzień, mieszkaliśmy razem, przez co uważałem, że mógł załatwić swoje sprawy w bardziej odpowiednim momencie.

— Channie, ma być dziś okropna ulewa, chciałem cię tylko uprzedzić, żebyś uważał w drodze do domu.

— Nie musisz się aż tak o mnie martwić. Nic mi się nie stanie, nie jestem dzieckiem. — Pokręciłem głową niezadowolony i wywróciłem oczami.

Morte carent animae | chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz