Był chłodny majowy poranek. Cały świat zaczynał budzić się do życia po zimowym letargu. Drzewa wypuszczały zawiązki liści i kwiatów, ptaki świergotały z radością szykując gniazda, pokazało się bezchmurne niebo. Było naprawdę pięknie, aż chciało się żyć - ale niestety nie wszyscy mogli.
Brak snu już od tygodnia nie dawał mi spokoju. Byłem wykończony. Coraz więcej spraw. Coraz więcej roboty. I kilkanaście minut snu dziennie. Siedziałem właśnie na tarasie oglądając zmieniającą się przyrodę, kiedy zadzwonił telefon. Od razu wyczułem, że to inspektor. Któż inny mógłby dzwonić o tak kosmicznej porze?
-Barton? Wybacz że tak wcześnie ale mamy kolejne nocne morderstwo. Przyjedź jak najszybciej do starych bunkrów za osiedlem na Wrotach. Wiesz gdzie to jest?
-Tak, wiem. Zaraz będę.
-Znowu nie spałeś? Zbyt dobrze cię znam... Idź z tym do lekarza człowieku, mówię ci, że to się źle skończy.
-Oczywiście, jeśli znajdę chwilę wolnego czasu.
Rozłączyłem się. Tego ranka naprawdę nie miałem ochoty kolejny raz wysłuchiwać z ust inspektora historii tragicznego samobójstwa jego wuja Steven'a - spowodowanego bezsennością i związaną z tym depresją - oraz iście ojcowskiej troski ze strony człowieka, który nie chce dać mi nawet minimalnej podwyżki za całe dnie harówki. Nie powiem gdzie mam jego troskę.
Szybkim ruchem zgarnąłem z drewnianego stolika telefon i rozpocząłem walkę z drzwiami balkonowymi. W tym starym domu zacinało się wszystko, co mogło – nawet drzwi od lodówki. Chciałem się stamtąd jak najszybciej wynieść. Po chwili szarpaniny drzwi się poddały i udało mi się wejść do środka. Całe szczęście – zwykle stawiały większy opór. Ubrałem spodnie i ciepły wełniany sweter, bo już na tarasie trochę mnie przewiało. Niedbale założyłem adidasy, w drodze po kurtkę dopiłem kawę i wyszedłem z domu, aby znów powalczyć z kolejnymi drzwiami. Jednak i te dosyć szybko udało się zamknąć. Czyżby ten dzień miał być dla mnie szczęśliwy?
Wsiadłem do samochodu, załączyłem radio i ruszyłem – co prawda bez pasów, ale tego dnia było mi już naprawdę wszystko jedno i perspektywa śmierci w wypadku samochodowym nie robiła na mnie wrażenia. Może przynajmniej któryś kolega z drogówki dorobiłby się awansu.
Gdy dojechałem na miejsce i zobaczyłem grupę techników oraz inspektora pochylających się nad kolejnym zakrwawionym trupem, nie miałem ochoty wysiadać z samochodu. Nawet przemknął mi przez głowę pomysł, aby po prostu odjechać, nikt chyba mnie jeszcze nie zauważył, zrezygnowałem jednak z tego planu. Stwierdziłem, że jeśli po tej sprawie nie dostanę awansu czy chociaż podwyżki, żebym nie musiał nadal babrać się w tych śmieciach niemal za darmo, to odejdę. „To moja ostatnia sprawa, więc jeszcze się postaram" – powiedziałem sobie w myślach i wysiadłem z samochodu.
Od razu uderzył mnie chłód i intensywna woń świeżej krwi. Po tylu latach na służbie znałem ten zapach na pamięć. Zbliżyłem się do grupki kolegów aby obejrzeć truposza i to co ujrzałem było naprawdę okropne. Nigdy się łatwo nie obrzydzałem i widziałem już wiele krwistych masakr, ale mimo wszystko zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Sądząc po minach młodych, dopiero co przyjętych, wszyscy mieli w tamtym momencie ochotę na jak najszybszą zmianę pracy. Nikt nic nie mówił, a ja tylko przyglądałem się ze zdziwieniem temu, co leżało na ziemi we krwi.
-Witaj, Oliwer. I co o tym sądzisz? - zagadnął mnie inspektor.
-Hm... szczerze mówiąc, czegoś takiego jeszcze nie widziałem i miałem nadzieję nie zobaczyć. Gdzie jego twarz?
-Nelson i Clark poszli z dwoma ekipami jej poszukać.
-Nie wzięli chyba ze sobą tych niedoszkolonych szczeniaków? Te psy łapią w pysk wszystko co znajdą, będziemy mieć po dowodzie!
-Oj, jakie tam niedoszkolone... Są po prostu młode, a poza tym – lepszy nadgryziony dowód niż żaden. A ty nie narzekaj tylko bierz się do roboty.
W tym momencie miałem ochotę mu przywalić za jego bezmyślność i rozkazywanie, ale całe szczęście poszedł do radiowozu. Był taki od samego początku. Odkąd zagrzał miejsce na dobrze płatnej posadce jako główny inspektor, który za zadanie ma tylko kontrolowanie podwładnych, to nic się dla niego nie liczyło, oprócz rozwiązania zagadki – tylko żeby poprawić sobie statystyki - a moralność zgubił gdzieś w drodze na szczyt kariery. Wszyscy wiedzieli, że kiedy rozwiązanie sprawy ciągnęło się zbyt długo, to zabierał podejrzanych na prywatne przesłuchania – podtapianie, przypalanie, groźby – oto jego metody wyciągania z ludzi prawdy. Nie raz wsadzał też niewinnych do więzienia – tak wyglądało jego ślepe dążenie do celu. Skończyłem swoje przemyślenia i aby nikomu nie stała się krzywda, zrobiłem tak, jak radził: wziąłem się do pracy.
Przybliżyłem się do ofiary i począłem ją dokładnie oglądać. Na mokrej od deszczu ziemi leżało ciało starszego mężczyzny, gdzieś koło sześćdziesiątki. Nie było znaczących obrażeń jak rany kłute czy postrzał, poza jednym – z twarzy była zdarta skóra. A raczej nie zdarta, ale umiejętnie i ostrożnie ściągnięta – mięśnie były niemalże nienaruszone. Przód głowy tego człowieka, teraz wyglądał jak czaszka z oczami, obrośnięta mięśniami – i w gruncie rzeczy tym właśnie był. Widok był okropny. Krwi było sporo, a w oczach patrzących nadal w górę malowało się przerażenie. Podeszła do mnie Jenny –główny technik i jedyna kobieta na naszym wydziale.
-Zmarł około północy a prawdopodobną przyczyną śmierci było uszkodzenie tylnej części mózgu, no i... sam rozumiesz. Twarz ściągnięto mu na żywca, musiał strasznie cierpieć.
-Widocznie miał. Nikt raczej nie dokonuje takich zbrodni z byle powodów.
-Masz rację. Oglądaliśmy miejsce zbrodni i są ślady transportu ciała. Zostało przyciągnięte z okolic osiedla, ale przy głównej ulicy trop się urywa. Chłopaki już się tym zajęli. Jest kilka odcisków butów i wiadomo, że twarzy pozbawiono go tutaj, bo nigdzie nie ma żadnej krwi. Jedyną jest ta kałuża w której leży. Bunkry są czyste. Wiem jeszcze tylko, że ma połamane kilka żeber, prawdopodobnie się bronił i dostał czymś twardym w klatkę piersiową. Więcej powiem ci po sekcji. W tych warunkach nie da się pracować. - wskazała głową inspektora, wciąż wydającego rozkazy. Lekko się uśmiechnąłem.
-Skąd ja to znam, Jenny.
-No tak. Dobra, my się zbieramy. Jakby co, to będę dzwonić. - ona też się rozpromieniła.
-Narazie.
Kiedy wszyscy już odjechali zacząłem gadać do siebie. Inspektor przed odjazdem powiadomił mnie, że twarz nie została znaleziona, co bardzo mnie zastanawiało.
-Kurcze, dziwne to wszystko. Na co komu czyjaś twarz? Do operacji żeby całkowicie zmienić tożsamość? Nie, to w tym miejscu niespotykane i nieopłacalne. Jak daje się nagrodę za pomoc w rozwiązaniu sprawy to nawet najlojalniejsi cię wsypią. Już bardziej prawdopodobna jest wersja z jakimś psycholem, który robi nową kolekcję. - nieuważnie wlazłem w nieusuniętą przez techników plamę krwi, kucnąłem i począłem się jej przyglądać. Później stanąłem dokładnie w miejscu w którym leżało ciało i spojrzałem w górę. - No nie, te żółtodzioby to przeoczyły.
Na najwyższej gałęzi drzewa które rosło wprawdzie dobre kilka metrów od miejsca zbrodni, ale przy wierzchołku zwieszało się w jego stronę, wisiała jakaś kartka. Miałem nadzieję, że będą na niej wszystkie dane mordercy, żeby od razu i bez zbędnego wysiłku można było go zamknąć, ale wiedziałem, że to zdarza się cholernie rzadko. W każdym razie pojawił się nowy dowód, który dał mi nadzieję na jak najszybsze rozwiązanie tej zagadki. Zadzwoniłem po ekipę techniczną.
-Ej chłopaki, wracajcie na miejsce, chyba coś przeoczyliście.
Po chwili przyjechali. Podszedł do mnie Drake i widziałem już po jego minie, iż chce mi zakomunikować, że jeśli wezwałem całą ekipę dla jakiejś błahostki to mi przywali. No cóż, już kiedyś to zrobił. Był bardzo nerwowy. Ale kiedy powiedziałem „popatrz w górę" jego wojownicza mina zamieniła się w zażenowanie i złość – ale już nie na mnie. Odszedł bez słowa i zaczął wydzierać się po nowych, którzy uprzednio źle sprawdzili teren, zaganiając wszystkich do roboty. Nie cieszyło mnie patrzenie na smutne, zawiedzione miny 20-kilkulatków zaraz po studiach inaczej wyobrażających sobie tę pracę i słuchanie krzyków Drake'a. W drodze do samochodu krzyknąłem mu tylko że chcę jak najszybciej poznać treść tej kartki i wsiadłem za kierownicę. Byłem zadowolony z siebie – nie codziennie dokonywałem takich odkryć. Chyba faktycznie miałem szczęśliwy dzień.
CZYTASZ
Zapłać za swoje grzechy
Mystery / Thriller"Znasz to uczucie, gdy cudze czyny rozstrajają twoje życie? Gdy wszyscy tylko biorą ale nikt nie daje nic od siebie? Gdy wiesz, że jeśli nie podejmiesz działania, to nic się nie zmieni? Ja postanowiłem coś zrobić. Odebrać zapłatę za swoje własne nie...