W takim razie ja lubię zimę. Ale taką solidną, dużo stopni na minusie, białostocką, co to najstarsi ludzie nie pamiętają. Wiesz, że jak wtedy wracasz do domu, to jeden z niewielu momentów, gdy rumienisz się na tych twoich totalnie bladych policzkach?
Zwykle klniesz na czym świat stoi i parskasz śmiesznie, z obrzydzeniem ściągając oblepioną śniegiem i błotem kurtkę. Nie wiem, jak ci się udaje tak uśnierzyć, za każdym razem. Jęczysz, że nie dasz rady rozsznurować glanów, że palce ci odpadną i że to ohydne. Potem robisz tę pocieszną minę obrażonego i oświadczasz, że muszę cię rozgrzać.
Nawet nie próbujesz iść do kuchni, bo zimno kafelków cię przeraża, tylko żebrzesz o gorącą czekoladę. Gdy przechodzę obok ciebie, już rozwalonego na łóżku w pozycji horyzontalnej, gryziesz mnie w ramię albo w udo – niewerbalne "pospiesz się". Śmieję się tylko, bo uwielbiam patrzeć na twoje dopiero odmarzające dłonie wystające ze sterty koców i kołder. Słodki jesteś, pod całym tym czerwonookim-jestem-zajebistszy-od-ciebie. Zresztą, nawet jakbyś nie prosił, i tak dostałbyś coś ciepłego – nos, który mnie musnął był kostką totalnie zamarzniętego lodu.
Kropelka ogromnie przesłodzonej czekolady – czuję, że generalnie gwałcę mój kawiarniany kunsztu, dając do jednej czekolady tyle cukru – spływa ci aż na obojczyk i odstawiasz powolną akrobatykę - jak chodzenie po linie - próbując wytrzeć się i nie rozlać więcej ciepłego napoju. Tylko że to jest już ten moment, gdy zauważasz jak się gapię i dociera do ciebie, co tak naprawdę cię dzisiaj rozgrzeje. Było się nie wiązać z nimfomanką, jakby. (Oh, wiem, że i za to mnie uwielbiasz!)
Zasypiamy potem pod stertą kocy i kołder – jak tylko spróbuję cię odkryć, choć trochę, odgrywasz scenę śmierci z Hamleta. Jest ciemno i tylko krawędzie łóżka odgradzają nas od przeraźliwego chłodu. (Choć bez przesady, kaloryfery nadają pełną mocą.) Opisujesz przez pół godziny, jak bohatersko udało ci się nie wywalić na lodzie, ale twoja historia rozpływa się w senne mikro-mruczenie, i zatapiamy się w ciepło. Nie słychać, żeby za oknami padał śnieg, ale i tak oboje spóźnimy się do pracy przez kontratak zasp i zamieci. Szron nie oszczędza, a zima znowu zaskoczyła kierowców. I komunikację miejską.