W momencie, gdy zachorowałem wszyscy mnie opuścili. Rosja wymówił się dręczeniem Litwy, który z kolei wymówił się urodzinami Polski, który udawał, że nagle nie rozumie po angielsku. Niemcy (chyba tylko z poczucia obowiązku) przyniósł apteczkę pełną leków i zwiał, perswadując w przelocie Felicjano, że "nie, braciszek Anglia nie potrzebuje pomocy". Wszystkie laski, oprócz Ukrainy, która wysłała walizkę ciasta, chórem oświadczyły, że ze względu na płeć nie mogą oglądać mnie w koszuli nocnej, bo to niemoralne. Skandynawowie wysłali wydruk ze stacji meteorologicznej o ogromnych sztormach na Morzu Norweskim, Kanadzie niedźwiadek zjadł pociąg, na Japonię napadła Godzilla, Hiszpanii urodziły się małe byki, Austrii okociły się skrzypce, a Egipt musiał pilnie konserwować mumie Nefretete. Gilbert za to wpadł na pięć sekund, wrzeszcząc niemiłosiernie coś w stylu "ARTIE CHORY KRYJCIE SIĘ NARODY" i muszę gorzko przyznać, że było to chyba idealne podsumowanie tego, co narody właśnie robiły... Pomocny był jedynie Chiny, ale on na wstępie zaczął entuzjastycznie paplać o zbawiennym wpływie akupunktury – spasowałem...
I tak o to zostałem zdany na łaskę blondwłosego American Dream z ujemnym ilorazem inteligencji i zdecydowaną nadwyżką nadopiekuńczości. A teraz nawet prywatne komórki zaczynają bunt. No pięknie.
Chociaż biorąc pod uwagę, że chyba tylko Ivanowska wódka może im pomóc, nie jest to nic dziwnego. Skoro Szare Komórki mają upijać się z Ivanem, mnie też by się coś należało... Zatęskniłem do mocnej herbaty z jeszcze mocniejszym rumem, choć prawdę mówiąc teraz nie pogardziłbym nawet zmywaczem do szyb. Alternatywą były truskawkowe syropki, niech będą przeklęte. Ta lepka, różaśna substancja była w stanie doprowadzić do desperacji. Moje biedne myśli od trzech dni pływały w słodkiej do bólu zawiesinie, machając niezdarnie łapkami. Tą jednorożcowo-wróżkową torturę również zawdzięczam kochanemu Al'owi. Jak wstanę z łóżka wepchnę mu pieprzony lejek do gardła i siłą wtłoczę "Eliksirik Doktorka", psia jego mać.
Kiedy to nastąpi to już inna sprawa. Leżę i dogorywam już bity tydzień i nawet nie mam siły czytać. Na poprawę się nie zanosi, a jak już jest troszeczkę lepiej to tylko po to, bym mógł wlepiać oczy w sufit i kląć. W myślach, bo nawet nie mam do kogo przysłowiowej gęby otworzyć, a na dręczenie czterech ścian szkoda marnować oddech. Szlak trafia człowieka. Chce się tylko spać. Poprawka, chciałoby się, gdyby każde przebudzenie nie dobijało gwoździa do trumny.
"Wyglądasz jak ofiara." Głęboki głos zamajaczył na granicy mojej świadomości. Jęknąłem przeciągle, natychmiast rezygnując z wysiłku przetarcia oczu. Gezz, chorobowa pobudka z kapciem w ustach i dyskoteką techno w głowie nie jest miła, ale halucynacje to już przesada. Widocznie tak się kończą amerykańskie terapie."Losu?" odparłem półprzytomnie, próbując odpędzić skaczące przed oczami plamy światła. Halucynacja czy nie, pogadać można. Bardzo żałowałem, że moja krtań odmówiła mi prychnięcia z pogardą.
"Walk ulicznych" odbił piłeczkę Głos, który w jakiś sposób wydał mi się znajomy. Co nie znaczy, że miły. Cudem zarejestrowałem przyjemny zapach czegoś drogiego i kolońskiego.
Cholera. Ja pierdziele kurna mać, niech to jasny szlag pieprznie."Francis. Idź do diabła."
Nawet nie starałem się włożyć odpowiedniej siły w warknięcie. Dla żabojada nie warto, wiem z doświadczenia. I tak nie doceni.
"Oui. Jak będę wychodził, zadzwonię do Amérique, że znowu jesteś bez opieki. Jestem pewien, że przyjedzie niezwłocznie."
Nie widziałem tego – w końcu nawet wewnętrzna strona powiek jest ciekawsza od blondwłosych dandysów, naprawdę – ale i tak wiem, co ten kretyński Francis właśnie zrobił. Złożył z szelestem gazetę, opierając smukłą dłoń na założonej na nogę nodze i przewrócił z gracją oczami nad moją głupotą i tym, jak ubolewa nad faktem, że ma idealny szantaż i pełną władzę. Wierzcie mi lub nie, ale to wszystko było słychać. Przeklęci niech będą wszyscy Francuzi, God dammit!
"Niech cię cholera" jęknąłem, tym razem starając się włożyć w to jak najwięcej zniechęcenia. Tsa, nadęty wampir Lestat od siedmiu boleści w ciuchach od Coco Chanel czy innej cholery przy moim łożu boleści jest właśnie tym, czego potrzebuje najbardziej.
"Jak na razie to ciebie cholera. Albo grypa. Nie znam się."
Zaszeleściło, znowu rozłożył gazetę. Zapewne przegląda pobieżnie rubrykę z nekrologami - rozmyślając nad życiem, które umknęło, przechodzeniu do historii i innych pierdołach; skrzywiony psychopata – sądząc po rodzaju ciszy. Cholera, za dobrze go znam.
"Och, wow, nie znasz się i sam się do tego przyznałeś?"
Rzuciłem pierwszą lepszą obelgę. Żeby się jeszcze chory człowiek musiał wysilać na sprowadzanie Bródki do parteru....
"Zawsze przyznaję się do niewiedzy. To, że nie robię tego często..."
"Oj, zamknij japę."
"Jak zawsze subtelny, Angleterre."
Od tej pory przychodził codziennie. Pacan.

CZYTASZ
Francuska grypa (Hetalia)
FanfictionFrUK. Lekkie, nieambitne. Romanseł. Anglia jest chory i wolałby to robić w samotności.