Po powrocie do domu od razu się przebierałam, ponieważ w przeciwnym przypadku rodzice prawili mi kazanie, albo krzyczeli na mnie. Wydaje mi się, że lubili to robić. Zapomniałam wyrzucić ogryzek po jabłku? Nie umyłam noża po zrobieniu kanapki? Nie wyrzuciłam pustej butelki? Nie zniosłam szklanki, kiedy skończyłam pić? To wystarczyło, żeby ich zdenerwować. A jaka była najlepsza kara? Bicie mnie. Nigdy po twarzy. Zawsze albo w tyłek, albo po rękach, albo po brzuchu/plecach. Ewentualnie szlabany i kary. Najśmieszniejsze jest to, że mam charakter taki sam jak ojciec. Jestem pyskata i jak ktoś na mnie krzyczy, ja krzyczę na niego.
- Pani Justyna powiedziała mi, że dostałaś czwórkę. Nie mogłaś dostać piątki? Mogłaś nauczyć się! Miałaś dość dużo czasu na to! - Od progu powitały mnie pretensje ze strony mamy. I dlatego nienawidzę uczyć się w tej samej szkole, gdzie pracuje moja mama.
- Mamo, starałam się! Naprawdę się starałam - odpowiedziałam ściągając buty.
- Ale to nie wystarczyło, żebyś dostała piątkę. Ania i Marcelina mogły, a ty nie? Masz wystarczająco dużo czasu, żeby się nauczyć.
- Mamo, ja po prostu nie rozumiem tego do końca - zaczęłam się bronić.
- Gdybyś nie siedziała tyle na komputerze, to byś zrozumiała. Następny sprawdzian masz napisać na piątkę. Idź się przebrać, obiad zaraz będzie.
- Nie jestem głodna. - Zawiesiłam bluzę na wieszaku, wzięłam plecak i udałam się do swojego pokoju.
- Mnie nie obchodzi czy jesteś głodna, czy też nie. Obiad zaraz będzie.
Westchnęłam i weszłam po schodach na piętro. Rzuciłam plecak do pokoju i włączyłam komputer. Wiedziałam, że spędzam przy nim za wiele czasu, ale to było jedyne miejsce, gdzie nikt mnie nie oceniał, gdzie czułam się akceptowana. Przez kilka godzin grałam w grę metin2, aż mój brat przyszedł do salonu, gdzie znajdował się komputer. Nawet nie zeszłam na obiad, ponieważ nie byłam głodna.
- Ja wchodzę - powiedział.
- Gram - rzuciłam, nawet na niego nie patrząc.
- Mam to gdzieś. Ja wchodzę.
- Ale...
- Mamo! - krzyknął.- Kasia się nawet nie przebrała, a siedzi na komputerze!
- To prawda? - odkrzyknęła mama. - Marsz się przebrać. I zadania domowe zrobić! - Słyszałam, jak rodzicielka wchodzi po schodach, a chwilę później wchodzi do pokoju. - Natychmiast wyłącz ten komputer!
- Mamo, rozmawiam ze znajomymi! Zaraz zejdę! - powiedziałam, chcąc wybłagać te kilka minut, żeby chociaż dokończyć rozmowę.
- Natychmiast!
Widziałam ten uśmiech wyższości u brata. Zawsze dostawał co chce, ponieważ uwielbiał skarżyć rodzicom. Żadne z nich nie wyszło z pokoju, dopóki nie wyłączyłam gry i nie udostępniłam komputera. Szłam do pokoju słuchając kazania mamy.
- Zamiast grać mogłabyś się pouczyć. Nie dostaniesz się do dobrego liceum i nie znajdziesz pracy, jeśli nie będziesz się uczyć. Ten komputer nic ci nie da, tylko marnujesz czas zamiast się uczyć.
Miałam dość. Codziennie słyszałam to samo. Miałam dopiero trzynaście lat! Kto normalny w wieku trzynastu lat myśli o pracy?!
- Jesteś już zbyt duża, żeby zajmować się takimi głupotami jak gry komputerowe - powiedziała mama, kiedy zamykałam drzwi. - Weź się za siebie i za naukę.
Westchnęłam i przebrałam się w dresy. Nie wiedziałam dlaczego, ale lubiłam chodzić w jeansach. Najlepiej czułam się w ubraniu, w którym chodziłam na co dzień. Dresów unikałam, może dlatego, że wyglądałam w nich jeszcze grubiej niż normalnie. Ważyłam około dziewięćdziesięciu kilo i chociaż ćwiczyłam, to nie chudłam.
Wymagania miałam stawiane na każdym kroku. Musiałam być idealna. Mam tiki nerwowe, które w okresie gimnazjum ukazywały się jako dziwne miny. Badania w szpitalu potwierdziły, że to nie żadne wymysły, lecz właśnie tiki nerwowe.
- Co takie głupie miny robisz? - Słyszałam ciągle od rodziców, a najczęściej od taty.
- Dobrze wiesz, że mam tiki nerwowe - odpowiadałam.
- Przesadzasz. Nie rób tak, bo głupio wyglądasz i ludzie się na Ciebie patrzą.
Czy normalny rodzic mówi tak do swojego dziecka? Wątpię. Ja to słyszałam prawie za każdym razem, kiedy któryś z rodziców widział mój tik. Jako przedszkolak musiałam obrócić się dookoła, aż poczuję, że jestem prosto. Trudno to wytłumaczyć, ale inaczej nie umiem. Potem było klękanie. Jak szłam ulicą, to robiłam większy krok i prawie klękałam. Wyglądało to jak jedno z ćwiczeń rozciągających. Następnie były te nieszczęsne miny, które trwają do dzisiaj. Niestety, od około dwóch lat wraz z tymi minami mam napinanie mięśni kolana nawet kilka razy w ciągu sekundy i tak mogę przez godzinę, przez co dość często nie mogę spać.
Co do samych wymagań... Od dziecka stałam inaczej. Nogi miałam skrzyżowane w kostkach i tak potrafiłam przestać nawet kilka godzin! Nie umiałam stać jak inne dzieci, było mi niewygodnie i źle się czułam. Nagminnie zwracano mi uwagę, że źle stoję. Miałam być jak inne dzieci, chociaż czułabym się źle, niekomfortowo, co pogorszyłoby moje tiki nerwowe.
Podobnie z uśmiechem. Kiedy się uśmiecham, pokazuję górne dziąsła. Taka moja natura, lecz nie jestem w tym jedyna. Od dziecka karcono mnie za to, że się szeroko uśmiecham. Musiałam się pilnować, żeby tych dziąseł nie było widać.
- Nie szczerz się tak, wyglądasz okropnie.
- Uśmiechaj się mniej.
- Schowaj te zęby.
To standardowe teksty, gdy się uśmiechałam. Doprowadziło to do tego, że po spontanicznym wybuchu śmiechu bałam się, że ktoś mnie skrytykuje za uśmiech. Ale szczerze? Od kilku lat mam to gdzieś. Uśmiecham się jak chcę, kiedy chcę i nikomu nic do tego!
- Boże, ale masz syf tutaj! - krzyknęła mama, wchodząc do mojego pokoju.
- Ja się tutaj dobrze czuję - odpowiedziałam, patrząc na ten "brud". Zaledwie kilka ubrań na fotelu, zeszyty i luźne kartki na biurku oraz plecak gdzieś obok łóżka. Gdzieś na szafce leżał talerz i kubek, który opróżniłam około godzinę temu.
- Schowałabyś te ubrania. A na biurku nie ma nic być. Kto to widział mieszkać w takim chlewie! Zniosłabyś na dół te naczynia. Zarośniesz tutaj! - Zaczęła swoje kazanie mama. Najlepiej by było, gdyby w moim pokoju był pedantyczny porządek, chociaż i wtedyona pewnie znalazłaby powód do przyczepienia się. Zawsze znajduje.
- Mamo, zaraz zniosę.
- Nie zaraz, ale już. No kto to widział! Co sobie ludzie o tobie pomyślą, jak to zobaczą.
- Mamo, nikt mnie nie odwiedza i nikogo nie zapraszam. Kto miałby to zobaczyć?
- Na przykład pani Marzenka, kiedy nas odwiedzi.
- To jej po prostu nie wpuszczaj. Nie chcę, żeby ktoś mi wchodził do pokoju.
- Jeśli będzie chciała zobaczyć, to jej pokażę.
Warknęłam, słysząc to. Od zawsze nienawidzę porządku. Dla mnie pomieszczenie, gdzie jest wszystko pochowane, nie jest moje. Czuję się wtedy jak w wynajmowanym miejscu, niczym na pokazie mebli, a nie w domu, gdzie mieszkam. Mojej mamie przeszkadzały nawet zeszyty na biurku! Zawsze mi je chowała, a ja uparcie wyciągałam, ponieważ, chociaż to głupota, czułam się lepiej, gdy miałam coś swojego na widoku. Wielokrotnie pytałam się mamy, gdzie mam coś położone, ponieważ ona sprzątała mi w pokoju. Jej odpowiedź?
- Nie wiem, poszukaj. Jakbyś sprzątała, to byś wiedziała gdzie co masz.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że jak miałam "nieporządek", to wiedziałam gdzie co leży. Taki uporządkowany chaos. Mimo moich lat, nadal słyszę kazania i wykłady na temat "jaki to syf masz w pokoju", ale mam to gdzieś. Sprzątam, kiedy mam ochotę, albo kiedy ktoś wpada w odwiedziny. I dobrze mi z tym!
CZYTASZ
Pamiętnik zagubionej
Документальная прозаOd dawna coś było ze mną nie tak. Zawsze towarzyszyły mi jakieś problemy. Wszędzie tylko wymagania i przeszkody, które musiałam pokonać. Jednak to wszystko ukształtowało mnie. Stoję teraz w miejscu, gdzie powinnam wybrać, co dalej robić. Stoję i...