- Dzień dobry, śniadanie dla pań - Louis uśmiecha się pocieszająco do starszych kobiet, gdyż owsianka podawana w szpitalu nie wygląda na najsmaczniejszą.
- Oh witaj Louis, nie wiem czy przynoszenie tego tutaj było konieczne, bo smakuje jak krowie łajno - druga kobieta chichocze, a Louis idzie do kolejnego pokoju szpitalnego zanieść pacjentom śniadanie. Jest wolontariuszem od dwóch tygodni, lubi tu przychodzić. Pacjenci są zazwyczaj bardzo życzliwi, miło się z nimi rozmawia i im pomaga. Louis uwielbia sprawiać, że inni się dzięki niemu uśmiechają.
Następnie wchodzi z dwoma porcjami jedzenia do pokoju obok. Około siedemdziesięcioletnia kobieta na łóżku po prawej jest mu już znana. Pani Theresa uwielbia grać z nim w szachy, może dlatego, że zawsze z nim wygrywa. Dając jej posiłek życzy smacznego, po czym podchodzi do leżącego po lewej mężczyzny, którego wcześniej tu nie było. Na pewno by go zapamiętał.
Stoi na tyle blisko, że dostrzega wpatrujące się w niego piękne, zielone oczy. Louis chyba nigdy nie widział tak pięknego koloru. Następnie zwraca uwagę na długą szramę przechodzącą przez twarz chłopaka. Zaczyna się (patrząc z perspektywy Louisa) po lewej stronie nosa, ciągnie się przez usta i kończy jakiś centymetr pod nimi. Widać, że jest dosyć świeża, ale nie ma na niej żadnych opatrunków. Druga szrama jest trochę mniejsza i znajduje się na jego czole. Ma mocno rozciętą wargę, jednak pomimo tego nie da się nie zwrócić uwagi na jego pełne, malinowe usta. Na czole znajduje się ciemny, zielono-granatowy siniak. Oglądając jego twarz Louis stwierdza, że pomimo licznych obrażeń na twarzy, chłopak leżący przed nim jest przystojny. Mógłby nawet stwierdzić, że nadnaturalnie piękny. Po chwili się opamiętuje i przestaje tak przyglądać, a podaje mężczyźnie naczynie z jedzeniem i postanawia się zapoznać, jak z każdym nowym pacjentem.
- Hej, jestem Louis i jestem tu wolontariuszem. Dopiero dzisiaj przyjechałeś? - pyta śmiało, dokładnie tymi samymi słowami, co każdą nowo tu poznaną osobę, nie dając onieśmielić się wyglądem chłopaka.
- Tak, dziś mnie tu przywieźli. Jestem Harry, miło cię poznać - uśmiecha się, a Louis nie wie, czy bardziej oszołomił go głęboki głos Harry'ego, czy jego piękny uśmiech.
- Mi ciebie również - chłopak, mniej więcej w jego wieku lub trochę młodszy, (pomimo Louisa starań by tak nie było) sprawia, że chwilę stoi nie wiedząc co powiedzieć, ale Harry chyba to dostrzega, bo przerywa ciszę.
- To nie wygląda najlepiej - marszczy nos patrząc na talerz, co jest według Louisa uroczym widokiem.
- No niestety takie jedzenie będziesz dostawał przez... Tyle na ile tu zostaniesz - Louis nie wie, czy to dobry pomysł pytać się o czas pobytu nieznajomego, ale jest tego bardzo ciekawy. Na szczęście Harry postanawia sam go o tym powiadomić.
- Będę tu niestety jakoś dwa tygodnie - wzdycha i podejmuje inny temat. - Co robisz jako wolontariusz? - pyta, a Louis w duchu cieszy się, że chłopak przedłuża ich rozmowę. Wydaje się bardzo przyjazny.
- Przynoszę posiłki, pomagam przejść do innych sal pacjentom, którzy nie mogą sobie sami poradzić, zabawiam ich - Louis zdając sobie sprawę jak dwuznacznie musiała zabrzmieć ostatnia część zdania, czuje na policzkach rumieńce i dostrzega cień rozbawienia w zielonych oczach Harry'ego. - Wiesz, czytanie innym, granie z nimi i takie tam - tłumaczy lekko zawstydzony.
- Rozumiem - chichocze Harry, jednak od razu przestaje, a na jego twarzy pojawia się grymas bólu. Biedny, ciekawe co mu się stało, myśli Louis. Tak był pochłonięty pięknem twarzy Harry'ego, że dopiero teraz zauważa, że ma rękę i nogę w gipsie. Kusi go żeby zapytać co jest przyczyną jego pobytu tutaj, jednak w porę się powstrzymuje. O takie rzeczy się nie pyta, przynajmniej Louis nie lubi zadawać takich pytań. Nie od razu po zapoznaniu się. To naruszanie cudzej prywatności.
CZYTASZ
Scars || Larry Stylinson [One Shot]
FanfictionLouis jest wolontariuszem w szpitalu, gdzie spotyka Harry'ego i pomaga mu ukoić ból.