Otworzyłam lekko oczy pozwalając by słońce boleśnie je podrażniło. Usiadłam szybko mrugając i próbując złapać ostrość widzenia. Kiedy w końcu łzy przestały mi rozmazywać widok rozejrzałam się gdzie jestem. Nie byłam w stanie sobie przypomnieć co robiłam wczoraj i co się stało, że nie jestem u siebie w domu.
Wszędzie dookoła rozciągał się sad z równo posadzonymi jabłonkami. Po prawej stronie była granica lasu, po lewej bezkresne pole, a przede mną droga. Nie znałam tego miejsca. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ani nawet nie miałam możliwości o to zapytać. Jednak pomimo tego wszystkiego byłam spokojna. W obecnej sytuacji, spokój wydawał się wręcz irracjonalny, ale nawet próbując wywołać w sobie panikę, nic to nie dawało. Dlatego wstałam i otrzepałam ręce o uda. Wtedy dostrzegłam mój strój. Zamiast moich ulubionych dżinsów i koszuli w kratę, byłam ubrana w dopasowaną i zwiewną suknię, a moje tenisówki zniknęły pozostawiając moje stopy gołe. Przewróciłam tylko oczami. Teraz, nie wydało mi się to nawet dziwne.
Nieśpiesznie (głownie ze względu na ubranie) poszłam w stronę drogi. Przez głowę przepływały mi tysiące myśli jednak żadna, która mogłaby choć w najmniejszym stopniu wyjaśnić mi gdzie jestem i co się wydarzyło. Dopiero teraz pomyślałam, że może nie żyje. Ta myśl w końcu wywołała we mnie jakiś niepokój. Czy ja naprawdę umarłam? Ale w takim razie co to jest? Niebo? Piekło? Zaczęłam biec w kierunku drogi.
Kiedy poczułam pod stopami żwir zatrzymałam się. Nie było szans, żebym dała radę iść boso po tej ścieżce. Westchnęłam sfrustrowana. Ból jednak odwiódł mnie od myśli, że nie żyje. Z żadnej strony nie widziałam dokąd droga prowadzi, więc zrobiłam jedyną słuszna rzecz i zaczęłam iść w prawo.
Szłam pomiędzy linią drzew, które oznaczały kraniec lasu a drogą, po wąskim pasku trawy. Plus był taki, że drzewa dawały mi cień, więc nie czułam na sobie piekącego słońca. Z kolejnymi krokami coraz więcej sobie przypominałam. Jednak w większości to były urywki, z których niewiele można było wnioskować. Tu przypomniałam sobie mojego psa, leżącego na kanapie, a zaraz potem ekspres do kawy ode mnie z pracy. Nie miało to żadnego sensu, ale liczyłam na to, że później będzie lepiej.
Nie byłam w stanie określić po jakim czasie, ale chyba po dość długim, ponieważ cień, który dawały mi drzewa praktycznie znikł, usiadłam na trawie zmęczona. Krajobraz się niewiele zmieniał, a ja powoli zaczynałam tracić nadzieje, że dokądkolwiek dojdę. Może jednak nie trzeba było się kierować intuicją i choć raz pójść w lewo? To, że zawsze dokonywałam takie wyboru, nie znaczy, że druga strona zawsze jest zła. Wiedziałam jednak, że w tym momencie zmienianie zdanie jest całkowicie bez sensu, bo musiałbym nadrobić spory kawałek drogi.
I wtedy to usłyszałam... brzmiało jak podmuch wiatru. Lekki szept, który jakimś cudem nie rozmył się w powietrzu, ale ostatkiem sił dotarł do moich uszu. Męski głos mówiący delikatnie jak do dziecka.
- Idź. Nel idź.
W mojej głowie pojawił się obraz mężczyzny. Miał ciemne włosy i granatowe oczy. Dwudniowy zarost idealnie komponował się z jego oficjalnym wyglądem. Biała koszula lekko opinała jego ciało. Uśmiechał się wkładając okulary. A ja czułam smutek. Ogromny smutek, bo wiedziałam, że on nie żyje. Nie wiedziałam czy go znam, kim jest i dlaczego go widzę. Jednak z całych sił pragnęłam zatrzymać to wspomnienie choćby na chwile dłużej, tak jakby to miało go ożywić chociaż na moment. Samotna łza spłynęła mi po policzku, kiedy wstawałam z ziemi.
- Nel, ruszaj. - ponaglał głos.Pobiegłam przed siebie najszybciej jak tylko potrafiłam. Spokój, który czułam wcześniej przestał maskować inne uczucia, które teraz wychodziły na światło dzienne. Tak bardzo chciałam znaleźć coś lub kogoś kto mógłby mi powiedzieć co tu się dzieje i gdzie ja jestem. Narastała we mnie panika, że już nigdy nie wrócę do mojego życia, które miałam, choć nie mogłam go sobie przypomnieć. Wtedy też przypomniałam sobie jeszcze jedną rzecz.
Mam na imię Lea.
********************************************
Przed Wami pierwszy rozdział tej historii. Od razu uprzedzam, że dłuższych rozdziałów raczej nie będzie, a także ich samych nie będzie wiele 😊
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i czekam na opinie i gwiazdeczki. Na pytania (o ile znam odpowiedź) chętnie odpowiem, a kolejny rozdział mam nadzieje pojawi się niedługo.
Misechel
⭐️⭐️⭐️
CZYTASZ
Zobacz mnie [ZAWIESZONE]
RomanceNie każdy dzień zaczyna się w momencie otworzenia oczu. Nie każde otworzenie oczu oznacza przebudzenie. A nie każdy koszmar, kończy się źle. Projekt okładki: LexiFitzRoy