Zapadł zmrok. Cisza w domu państwa Soultear'ów była niezwykle irytująca i przenikająca przez każdy kąt zwykle przytulnego pomieszczenia. Przerywały ją tylko miarowe oddechy ich dzieci, od dawna spokojnie śpiących i ciche podzwanianie szklanek z alkoholem uderzających o ciemny blat stołu. To oczekiwanie było męczące. Dobrze wiedzieli o tym, co dopiero miało nadejść i zgodnie twierdzili, że powinno odbyć się to szybko, bez większego bólu. Niestety, rzeczywistość była bardziej brutalna. Czas. To był ich główny problem. Tego wieczora sekundy były minutami, a minuty godzinami. Na zewnątrz życie także zwolniło, ucichły nawet liczne samochody, które przejeżdżały tamtędy odkąd tylko domownicy pamiętali. W końcu ktoś zapukał do drzwi. Słysząc tylko ciche "otwarte" wysoka, sucha kobieta weszła do środka. Zbliżyła się powoli do stołu, a drobne świece ukazały jej jasną cerę i płowe włosy. Zaraz po niej do pomieszczenia wszedł równie wysoki, postawny mężczyzna. Pozostał on jednak w tyle, czekając cierpliwie na to, co się wydarzy. Obie strony milczały przez dłuższą chwilę. Pani Soultear wstała i chwiejnym krokiem podeszła do drugich drzwi z lewej strony. Patrzyła przez chwilę na pozłacane, drobne litery układające się w imiona wyryte w drewnie. Wzięła głęboki wdech i wpuściła gości do środka. Mężczyzna podszedł do łóżeczek i powoli, z delikatnością, o jaką trudno było go posądzić, wyjął dwójkę zupełnie różnych dzieci. Podszedł do wyjścia z sypialni, przy którym stała drobna kobieta. Miała zaczerwienione oczy i mężczyzna mógłby przysiąc, że przez chwilę zobaczył tam dzikość, chęć walki o swoje dzieci. Zatrzymał się.
- Jesteś pewna, Adelaide, że nie chcesz się z nimi pożegnać?
Uniosła delikatnie dłoń, sprawiała wrażenie, że chce pogłaskać je po główkach, lub objąć, ale niestety, w tym samym momencie odezwał się jej mąż.
- Tak, jesteśmy pewni, Astraymag. Zabieraj ich i zejdź mi z oczu! - Wykrzykiwał jeszcze wiele innych rzeczy, rzucał wiązankami przekleństw zataczając się i wygrażając pięściami. Błysnęło jaskrawe światło i mężczyzna po chwili opadł na ścianę powoli zsuwając się na podłogę. Znów zapadła cisza, jednak szybko została przerwana szlochem dzieci. Astraymag uznał, że powinien ruszać, nie czekając na kobietę, z którą przybył, wyszedł pospiesznie z mieszkania i ruszył przed siebie. W salonie Adelaide słychać było strzępki cichej, jednak ożywionej rozmowy.
- Dorothy, nie robię tego dla mnie czy dla niego - spojrzała wymownie na męża - robię to dla nich. Dla moich dzieci. Bo je kocham! I wierzę, że Ty to zrozumiesz. Zabierz je jak najdalej od NIEGO, nawet jeśli będą musiały zostać rozdzielone. Najważniejsze, by przeżyły! - Kobieta wykrzykiwała płaczliwym głosem i po barwie jej tonu czuć było, że nie zniesie ona sprzeciwu.
- Obiecałam Ci to, Adelaide i zamierzam dotrzymać słowa.
Rozmowa się urwała, a Dorothy zniknęła.
Nagle wszystko jakby ożyło, samochody znowu jeździły po drogach, czas ruszył, tylko pani Soultear ciągle siedziała na swoim miejscu. Nie śmiała się ruszyć przez kilka godzin, jednak kiedy już to zrobiła, był to ruch heroiczny i impulsywny. Uciekła.***
To moje pierwsze opowiadanie, mam nadzieję, że nie zepsułam tego aż tak bardzo. Mam ogromną nadzieję, że wraz z kolejnymi rozdziałami mój styl pisania będzie lepszy i bardziej bogaty. Oczywiście bardzo Was wszystkich proszę o pisanie co zrobiłam źle, jak mogę to poprawić, bo to naprawdę może być bardzo pomocne! Muszę się wam też przyznać do tego, że nawet nie zaczęłam pisać, a już pomysł na to mi się ulotnił, ale wena jeszcze wróci 😁F&G
CZYTASZ
Pray For The World
FanfictionŚwiat jest w niebezpieczeństwie. W każdej chwili jeden krok w złą stronę może wszytko zniszczyć. Każdy wybór przynosi skutek, który nie zawsze jest dobry. Równowaga między złem, a dobrem jest zachwiana. Kłopoty są coraz bliżej. Potwory z przeszło...