Nadzieja

813 76 7
                                    

Moje różowe, puchate kapcie spadły gdzieś na podłogę celi, a ekspres do kawy na pewno szlag właśnie trafił.

Wrócił po mnie. Przez moment, jedną krótką sekundę, byłam pewna, że wypchnął mnie z płonącego helikoptera, po to by mnie zabić. Skarciłam się za to, wiedziałam, że zrobił to by mnie ratować. Ba! Byłam przekonana, że poświęcił dla mnie życie.

Ale jest tu. Żyje. Nawet pachnie tak jak zawsze. Jego silne ramiona trzymają mnie w górze. Ciekawe, swoją drogą, skąd wziął strój strażnika z więzienia.

Patrzę na niego. Tak wiele się między nami wydarzyło. Mam ochotę przejechać dłonią po jego bladym policzku, ale powstrzymuję się. Nie teraz. Nie tutaj.

- Ty żyjesz. - to jedyne co udaje mi się wykrztusić.

- Tak, Harley, widzę, że jesteś tak samo spostrzegawcza jak ostatnio. - wycedza przez zęby. Tak dawno nie słyszałam , żeby mówił do mnie po imieniu.

- I przyszedłeś po mnie dopiero teraz! - staram się wyrwać z jego uścisku, ale ten trzyma mnie mocno.

- Twój Joker robił co mógł, żeby tu przyjść. To nie było takie proste. - ścisza głos, a w moim brzuchu ożywa stado motyli. Powiedział "twój". Wiedziałam, że mnie kocha. Mam ochotę zacząć się śmiać, jednak powstrzymuję radość.

- Jak się stąd wydostaniemy, pączuszku? - szepczę i, będąc pewna, że trzyma mnie pewnie, odginam się do tyłu.

- Och, to bardzo proste. - podciąga mnie do góry. - Zabieraj kapciuszki i idziemy. - stawia mnie na ziemi i robi kilka kroków w stronę kraty. Staram się sobie wmówić, że wrócił po mnie, bo na prawdę za mną tęsknił. Jednak wiem, że to wielkie kłamstwo. Nawet ja nie jestem niestety tak głupia. Gdyby tak było przyszedłby tu wiele miesięcy wcześniej. Musi chodzić o coś innego. - Chodź już. - słyszę krótkie warknięcie, więc porzucam rozważania na ten temat.

Przyszedł do najbardziej zamkniętego i chronionego więzienia na świecie narażając się na złapanie. Tylko dla mnie.

Część murów z tyłu bunkru jest wyburzona. Strażnicy, koło których przechodzimy, nawet nie drgną. Na spalonym do połowy spacerniaku stoi niewielki odrzutowiec, wyglądający na wojskowy. Na widok Pana J śmigło ożywa. Czuję się nieswojo w rażąco pomarańczowym kombinezonie więziennym. Skrócenie potrójnego dożywocia o 10 lat i przymus noszenia czegoś tak okropnego to średnie podziękowanie za uratowanie świata przed rąbniętą czarownicą.

Wsiadamy do huczącej maszyny i w tym samym momencie rozlegają się syreny alarmowe. Niezły mają orient, trzeba im przyznać.

Joker dotyka mnie w ramię. Zerkam na niego zdziwiona. W jego oczach kryje się obłęd i czyste szaleństwo. Sunę wzrokiem po jego twarzy pokrytej drobnymi tatuażami i bliznami. Tak bardzo mam ochotę go dotknąć. Zjeżdżam niżej aż docieram do jego rozpiętej do połowy koszuli, widocznej spod kombinezonu, odkrywające mięśnie Jokera.

Widzi, że mu się przyglądam. Jego usta rozciągają się w szyderczym uśmiechu, a po chwili cały śmigłowiec wypełnia szaleńczy śmiech. Przechodzi mnie dreszcz. I jest to dreszcz podniecenia.

Pilot za sterami wzdryga się, gdy Pan J wydaje z siebie kolejny jęk. Chyba się rozpływam. Słyszałam te dźwięki już tak wiele razy, ale nie mogę się powstrzymać. Moje serce zaczyna bić szybciej.

- Masz jeszcze nasz samochód, pączuszku? - mruczę, kładąc mu rękę na nodze.

- Oczywiście, twój J uratował go specjalnie dla ciebie. - kładzie mi szorstką dłoń na policzku i przybliża moją twarz do siebie. Nie mogąc się powstrzymać, wydaję z siebie pisk zachwytu. Kładzie swoje usta na moich i delikatnie je rozchyla. Jednak już po chwili cała czułość gdzieś ulatuje i ma wrażenie, że sama ją sobie wyobraziłam. Zastępuje ją coś silniejszego i pocałunek staje się niemal brutalny. 

Chyba. Zapomniałam. Jak. Się. Oddycha.

Nie wierzę, że wszystko może być znów tak jak dawniej. Tak jak było, gdy przyjął mnie do swojej twierdzy zaraz po zmianie. Zamykam oczy, nadal czując jego wargi. Nie tęsknie za tamtym życiem. Czasami po prostu wracam do niego chociaż pamięcią.

Co innego pracować w szpitalu psychiatrycznym, co innego być jego pacjentką. Joker zmienił wszystko. Ostatnie wiele miesięcy nie było moim normalnym życiem

Ale czy żałuję? Nie. Umarłabym dla niego. Żyję dla niego. Żyję nim. I dzięki niemu ktoś taki jak Harley Quinn w ogóle istnieje.

- Coś cię męczy. - wycedza przez zęby, zauważając, że odleciałam od jego pocałunku. - Ignorujesz mnie, kotku. Mnie się nie ignoruje. - unosi palcami moją brodę tak, że patrzę mu w oczy. - Wybrałaś. Poszłaś ze mną. Wypowiedziałaś wojnę światu. Jesteś tu. Tutaj. I ja też. Twój Pan J. Bądź z nim. Bądź nim! - z jego gardła wydziera się ryk. Patrzę na niego. Ten mężczyzna nie zachowuje się normalnie.

Oczywiście, że jest bardzo wyczulony na swoim punkcie. Ale nigdy nie pożądał aż tak uwagi. Nie mojej. Mogłam oszukiwać cały świat i siebie w pierwszej kolejności, że Joker mnie kocha. Byłam mu potrzebna. Musiał wydostać się ze szpitala. Potrzebował rozrywki. Zależało od sytuacji.

Staram się nie myśleć nawet o tym, że tym razem może chodzić po prostu o MNIE. Może chcieć po prostu swojej Harley. Nie mam zamiaru robić sobie nadziei. Ale iskierka już padła.

- Nie ignoruję cie, pączuszku. - tym razem to ja kładę mu dłoń na policzku i palcami zjeżdżam na szyję. - Mogę ignorować cały świat, ale nie Pana, Panie J. - przejeżdżam paznokciem po bliźnie za uchem.  - Uciekłam z tobą i zrobię to za każdym razem. - odchylam głowę do tyłu, gdy czuję jego szorstkie opuszki przy dekolcie. Zaczyna się śmiać, wydając z siebie groźne jęki i powarkiwania co jakiś czas.

Widzę, że pilotowi włoski stają na karku.

Nie mogę się powstrzymać i dołączam. Brzmimy co najmniej przerażająco. 

- Jesteś psychopatką. - syczy i znów mnie całuje. Śmieję mu się w usta. - I należysz do mnie.

- Nie należę do nikogo. - odsuwam się od niego i przykładam wargi do jego ucha. - A już zwłaszcza do ciebie.

- Mylisz się, kotku. - warczy i zaciska rękę na moim biodrze. - Jesteś moja. Słyszysz?! - jego ryk roznosi się po odrzutowcu i zagłusza nawet śmigło. - Moja! - uśmiecham się. Oczywiście, że jestem jego. Zawsze. Na zawsze.

Ach.

- Czemu po mnie wróciłeś? - przekrzywiam głowę.

- A jak myślisz? - przykłada rękę do ust. Szeroki uśmiech wytatuowany na bladej skórze wygląda przerażająco. Zabiera dłoń i widzę, że chce coś powiedzieć.

- Mamy problem. - odzywa się pilot.

- Prosił cię krtoś o głos?! - Pan J w mgnieniu oka przybliża się do mężczyzny. - Czy nikt cie nie nauczył, żeby nie przerywać i nie odzywać się nieproszonym?! - wydawane przez niego odgłosy mrożą szpik w kościach. - Naprawdę chcesz się zapoznać z którymś z moich ukochanych ostrzy?

- Budynek jest otoczony. - pilot z trudem przełyka ślinę. Joker wydaje się spokojny, jednak w jego oczach widać prawdziwą burzę.

- Więc naprawdę wrócił. - mówi cicho i mruży oczy. Spogląda na mnie i widząc moją minę dodaje - Batman.

It's mad love, sweetheartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz