Rozdział 3

302 14 2
                                    


Była sobota, co oznaczało dzień wolny do godziny czternastej. Później czekała mnie siłownia i basen. Trzymanie formy wciąż najważniejsze. Oliwer biegał po ogrodzie, gdy ja sprzątałem w garażu. Chciałem wykorzystać ten czas na porządek, który był potrzebny. Dużo rzeczy walało się po pomieszczeniu, przez co Dagmara dostawała nerwicy. Obecnie nie było w jej domu, pojechała do centrum zrobić jakieś zakupy i odwiedzić fryzjera. Zabrała ze sobą Antka.

Czułem się dziwnie odprężony przewalając sterty niepotrzebnych przedmiotów. Słońce przygrzewało, a jego promienie wpadały do środka przez otwarte drzwi garażu. Słyszałem pokrzykiwania Oliwiera i jego dziecięcy, szczery śmiech. Po prostu takie dni były mi potrzebne do regeneracji. W następnym tygodniu rozpoczną się mecze i wyjazdy. Nie będzie łatwo pogodzić to z dwójką dzieci i żoną, ale taką pracę wybrałem.

Kiedy układałem jakieś drobne rzeczy na półce, mój telefon zawibrował. Mariusz.

- Z jakiego powodu mam zaszczyt z tobą rozmawiać? - zapytałem, gdy już wydobyłem telefon z kieszeni spodni.

- Idziemy po treningu na piwo? To znaczy po basenem. Arek, złaź z płotu! - krzyknął do swojego syna.

- Jasne. Powiem Dagmarze, żeby została z dzieciakami - odparłem.

- Świetnie. Pogadamy trochę. Muszę się wyrwać z domu. - zaśmiał się i zakończył połączenie.

Lubiłem takie wypady z przyjacielem, omawialiśmy wtedy nasze męskie sprawy i to była jakaś ucieczka od monotonii. Nie miałem kiedy myśleć o dzisiejszym wieczorze, bo z ogrodu dobiegł mnie zdenerwowany krzyk syna. Wybiegłem z garażu zdecydowanie zaniepokojony. Jeśli on sobie coś zrobi, to Dagmara mnie zabije. Jednak Oliwier, dzięki Bogu, był cały i zdrowy. Stał przed płotem, dłonie zacisnął w piąstki i ze złością wpatrywał się w ogrodzenie dzielące nas i naszych nowych sąsiadów.

- Mogę wiedzieć co robisz? - zapytałem. - Czy twoja piłka znów znalazła się tam gdzie nie powinna?

- Być może - syn spuścił głowę - Ale za pierwszym razem to była twoja wina! - zawołał oskarżycielsko i wycelował we mnie palec.

- Świetnie. Idziemy. - złapałem go za koszulkę i lekko pociągnąłem.

Wyszliśmy z naszej posesji, by po chwili podejść do bramy sąsiadki, która wprowadziła się niedawno.

Zadzwoniłem domofonem, lecz nikt się nie odezwał. Dwie minuty później w drzwiach stanęła Mercedes. Właściwie to w głębi duszy cieszyłem się, że piłka znów wylądowała w jej ogrodzie. Czerpałem przyjemność z patrzenia na nią, z rozmowy z nią. A Oliwier dawał mi ku temu znakomite okazje. Na dodatek pracowała ze mną w klubie i była fizjoterapeutką. Taka młoda, a taka... Interesowała mnie. Nie potrafiłem tego jasno wyjaśnić.

- Hi. - obejmując się ramionami, podeszła do nas. Otworzyła bramę. - Piłka? - Spojrzała na mnie.

- A jak myślisz? - odparłem, patrząc w stronę jej ogrodu. Robiłem wszystko, by nie patrzeć w jej stronę.

- Zapraszam. Właściwie to wybieralam się do was z ciastkami. Ponieważ jestem tu nowa, chciałam się przywitać - powiedziała dźwięcznym głosem.

- Co ona mówi? - Oliwer pociągnął mnie za koszulkę.

- Chce nam dać ciasteczka - odparłem, streszczając wypowiedź dziewczyny - Od września przysiadasz do angielskiego - dodałem.

- Chętnie zjem ciastka! - zawołał chłopiec, kompletnie ignorując moją wzmiankę o angielskim.

Wywróciłem oczami i pchnąłem go do przodu. Weszliśmy do ogrodu dziewczyny.

NieodporniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz