Gotham... To miasto pełne złoczyńców, psychopatów i zwolenników tego wielkiego nietoperza miało swój urok. A przynajmniej miało go na tyle, żebym za nim zatęskniła i wróciła.
Brooklyn był cudowny, powrót w rodzinne strony, zdobycie nowych przyjaciół i założenie własnego gangu naprawdę dobrze mi zrobiły po najgorszym zerwaniu w moim życiu. Właściwie... Nawet czułam, że gdzieś przynależałam. Ale... To nie było moje miejsce. Miły odpoczynek, ciekawe wakacje, chwila na wzięcie się w garść. Ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. Trzeba było wrócić. Harley, nowa, silna i niezależna - powróciła! Strzeż się, Gotham!Harley Quinn zamknęła stanowczo pamiętnik i zrzuciła go z łóżka, przekręcając się na plecy. Uśmiechnęła się, błądząc wzrokiem po brudnych ścianach pomieszczenia z odchodzącą tapetą. Nareszcie w domu. Szczęśliwie udało jej się znaleźć klucz do jednego z mieszkań, które okupowali jeszcze kiedy trzymała się z... Panem J.
Ale to nie ze względu na niego zdecydowała się wrócić do Gotham. A przynajmniej właśnie to bardzo usilnie starała się sobie wmówić. Przecież Gotham to był jej dom. To tu spędziła większość z bardziej pojebanej, ale też najważniejszej dla niej części życia. To tu mieszkała osoba, której tak bardzo brakowało jej podczas mieszkania w Brooklynie. Ivy.
Ale jako, że chciała zrobić swojej kwiecistej przyjaciółce niespodziankę, nie raczyła poinformować jej o swojej przeprowadzce. Tym bardziej, że pewnie insynuowałaby, że jednak chodzi o Jokera i kazała jej wracać zanim popełni milion błędów życiowych. Znowu. Głupoty. A to nie była pora na zamartwianie się. To była pora, aby zaprzyjaźnić się na nowo z miastem!
Poderwała się z łóżka i chwyciła swoją torbę z podłogi, wrzucając ją na nie. Przywiozła ze sobą sporo ciuchów, ale była pewna, że jeszcze trochę będzie musiała kupić... ewentualnie ukraść. Ale to nie był problem, a już na pewno nie taki, który zamierzała rozwiązywać zaraz po swoim przyjeździe. Tym bardziej, że akurat dziś miała się w co ubrać. Bez dłuższego zastanowienia otworzyła torbę i szybko odszukała w niej czerwono-czarną, krótką sukienkę bez ramiączek. Założyła do tego czarny pasek i dwukolorwe trampki na obcasie.
- Super! - wyszczerzyła zęby do swojego odbicia - No... Prawie... - ściągnęła kolorowe gumki, rozpuszczając włosy. Potrząsnęła głową tak, że niebieskie końcówki wymieszały się nieco z różowymi na plecach.
- No. Możemy uderzać na miasto, ślicznotko! - posłała sobie całusa, schowała składany nożyk za stanikiem i obróciła się w stronę łóżka - Co ty na to, Bernie?
Wypchany, sponiewierany bóbr, spoczywający na jej łóżku nie zrobił absolutnie nic.
„Taa, mogłabyś się w końcu przestać błaźnić przed lustrem i zabrać mnie kiedyś ze sobą"
- Awww, przecież wiesz, że chętnie bym to zrobiła! - wydęła usta w podkówkę, łapiąc pluszaka i kołysząc się z nim w ramionach - Po prostu nie mieścisz mi się do torebki! - cmoknęła bobra w spalony nos i rzuciła z powrotem na pościel - Pilnuj domu, paaa~! - pomachała maskotce i ruszyła beztrosko w stronę drzwi, łapiąc po drodze czerwoną kopertówkę.
„Zawsze to samo."
Idąc do klubu, który miał być celem jej wyjścia mijała wiele znajomych miejsc. Bank, na który napadła z Panem J, fabrykę, w której zastawiła pułapkę na Batmana... z Panem J. Nawet muzeum, z którego kiedyś wykradła ważną figurkę... dla Pana J. Potrząsnęła głową. Nie, nie, nie. Nie mogła wiązać wszystkich swoich wspomnień z tego miasta z jednym psychopata, który namieszał jej w głowie. Co prawda, większość czasu spędziła z nim, wtedy czuła władzę i wolność większe niż kiedykolwiek... Ale tak naprawdę była tylko marionetką, przywiązaną do swojego pana jakimś durnym uczuciem.
Tą krótką wycieczką udało jej się wybić z imprezowego nastroju i kilka przecznic przed budynkiem, do którego pierwotnie miała się udać, skręciła do pubu. Tam też można było się zabawić, a przynajmniej było ciszej.
Jak tylko weszła do środka poczuła na sobie spojrzenie osób, siedzących przy drzwiach.
Świetnie, jak ja to uwielbiam, westchnęła w myślach, ale ostatecznie postanowiła to zignorować i ruszyć do baru.
- Niezły tyłek - usłyszała nagle gdzieś po swojej lewej.
- No tak. - mruknęła sama do siebie, po czym odwróciła się w stronę właściciela głosu, którym okazał się być wysoki, szeroki w barach, półłysy dryblas. Oparła rękę na biodrze i uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Tak, wiem, że mam najlepszy tyłek w całym kosmosie i naprawdę jest mi ciebie żal, że nigdy nie będziesz mógł położyć swoich łapsk na równie cudownej pupie co moja, oblechu - rzuciła, przechyliła krótko głowę na bok i nie czekając na odpowiedź podeszła do baru i oparła się o ladę - Coś mocnego, naprawdę cokolwiek... - mruknęła i już miała nawet zaproponować jakiś konkretny trunek, kiedy musiała uchylić się przed ciosem wymierzonym w jej stronę. Szybko oparła dłonie na ramieniu draba, odbiła się nogami od lady i przeskoczyła nad przeciwnikiem, wykręcając mu rękę.
- Nie radzę. - syknęła mu tylko do ucha i szarpnęła mocniej, aż z ust mężczyzny wyrwał się jęk bólu - Potrafię być groźna. - dodała tylko i puściła nieznajomego, odwracając się z powrotem do chłopaka za barem i uśmiechając uroczo - To jak, może whisky?
Brunet za barem potrzebował jeszcze kilku sekund na ocknięcie się, ale po chwili pokiwał tylko głową i poleciał przynieść zamówienie.
- W sumie nie taki zły ten koleś... - oceniła, odprowadzając chłopaka wzrokiem, po czym zerknęła na goryla po jej lewej, żeby upewnić się, że nie będzie już próbował żadnych sztuczek. Na jej szczęście, pobluzgał trochę pod nosem i odszedł.
- Ile mam czekać na tę whisky...? - przewróciła oczami, już lekko pokładając się na blacie, kiedy przypadkiem usłyszała fragment czyjejś rozmowy.
-...więc przynajmniej ten cały Trujący Bluszcz, czy cholera wie co to była za kobieta-kwiat, mamy z głowy. - kobieta, siedząca przy stoliku pod ścianą poprawiła czarny kapelusz.
- Mhm, dobrze, że chociaż część z tych nieokrzesanych psycholi została zamknięta w Arkham Asylum. - przytaknęła jej towarzyszka - Oficer Gordon musiał się wziąć w garść.
- Hahahaha, Gordon? Raczej Batman... Od jakiegoś czasu zamyka jedno po drugim bez większych problemów.
- Oho... B-man nadal w akcji... - Harley podniosła się z blatu lady - I moja Ivy, mój kochany Bluszczyk w Arkham? - ściągnęła brwi - Nie, nie mogę na to pozwolić. Przecież to dla niej tu przyjechałam. - skrzywiła się, kiedy barman w końcu postawił przed nią drżącą ręką szklankę whisky.
- No nic. To będzie oznaczało mały wypad do starych znajomych z Arkham. - stwierdziła w końcu i jednym haustem osuszyła szklankę.
_________
Taki wstęp do przygód Harley, a jednocześnie mojego pierwszego fanfica z nią w roli głównej 💖 Mam nadzieję, że jakoś się spodoba, a konstruktywna krytyka i wszelakie komentarze i opinie są zawsze mile widziane! ^^
CZYTASZ
Yesterday is history
FanfictionHarley ruszyła naprzód po rozstaniu z Jokerem, przeżyciach w Oddziale Samobójców i masie różnych kłopotów, w które się wkopywała, jednak co się dzieje kiedy po dłuższym czasie stare kłucie w sercu znowu o sobie przypomina? Czy stara miłość naprawdę...