ROZDZIAŁ 1

122 5 0
                                    

Wspaniała budowla ze szkła i stali wyrastała na jednej z ulic Nowego Jorku zupełnie jak wstęga przebijająca niebo. Najnowszy i najdroższy blok można było zauważyć z każdej okolicy miasta. Pięćdziesiąt siedem pięter nagich marmurowych posadzek odbijały światło wschodu słońca przez ogromne okna. Chodź widok był niezwykły, nie zrobił szczególnego wrażenia na moim tacie, odbijającym się w szybie dokładnie za mną. 

-Naprawdę cię to nie rusza? - zapytałam wciąż wpatrując się w krajobraz.

-Blok jak blok. To nic specjalnego biorąc pod uwagę,że to mój budynek - odpowiedział wzruszając ramionami i podchodząc w moją stronę.

-Więc daj sobie z tym spokój.

Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam lekki grymas na jego ustach. Jednak po sekundzie jego twarz zrobiła się surowa,ale bez zmarszczek. Oczy miał spokojne i czyste. Spoglądając na telefon odwrócił się od szyby i ruszył przez pokój,stukając obcasami po marmurze. Jasne było że na jego wąskiej, ascetycznej twarzy w tej chwili malowała się groźna mina. Wyciągnęłam telefon z kieszeni sprawdzając która godzina. Siódma czterdzieści, pierwszy września.Dokładnie dzisiaj zaczynałam ostatnią klasę liceum. Wiedziałam już gdzie będę siedziała i z kim rozmawiała. Wiedziałam,że znów usłyszę te nudne dowcipy i plotki, spotkam te same osoby,a znajomi zaparkują swoje samochody na tych samych co zwykle miejscach. Rutyna.

-Clarisso Wayland! - głos Emmy wyrwał mnie z myśli. Odchodząc  od szyby w moim pokoju zeszłam na dół do kuchni. Emma postawiła przede mną talerz ze śniadaniem. Kobieta ogólnie zajmuje się domem,ale dla mnie była bardziej jak babcia, niż gosposia. Trzeba też przyznać,że inteligencją przewyższała moją prawdziwą babcie. Praktycznie była tu od zawsze. Uśmiechnęłam się do niej z pełnymi ustami.

-Nie żałuj mi. To pierwszy dzień szkoły.

Emma z hukiem postawiła przede mną kubek herbaty. A ja skinęłam głową dziękując jej.

-Ale się wystroiłaś! - krzyknęła, gdy wstałam od barku w kuchni wędrując w stronę wyjścia.

Włożyłam zwykłe jasne jeansy,czarną bluzkę na długi rękaw i jedną z moich par jordanów. Możliwe było,że chodzi jej o makijaż i włosy, ponieważ pierwszy raz od wieków je dokładnie wyprostowałam. Uśmiechnęłam się do niej lekko, po czym z przyzwyczajenia spojrzałam gabinet taty. Właściwie jedynym momentem,kiedy go widziałam zawsze był poranek. Codziennie o tej samej godzinie,od śmierci mamy zeszłego roku,razem ze mną wpatrywał się w wchód słońca w moim pokoju. Przestraszyłam się kiedy wyrywając mnie z myśli ktoś zatrąbił na ulicy. Sean. Chwyciłam plecak i wyszłam z domu. Jego samochód stał na podjeździe do mojego domu.Muzyka ryczała przekrzykując jakiekolwiek znaki silnika. Kiedy wsiadłam do środka i zamknęłam drzwi ruszył z piskiem opon po asfalcie,jakbyśmy przed kimś uciekali. Tak właśnie jeździł.  Obaj zrobiliśmy prawo jazdy w tym miesiącu tylko,że to on był tym, który kochał jeździć. Na szczęście po chwili ściszył muzykę, bo hałas był okropny.Właśnie miał mi się spytać czy podoba mi się ta piosenka co robi zresztą codziennie. Tragedią tego zespołu, którego nawet nie znam było to,że nikt nie potrafił ani grać,ani śpiewać, a mało tego zupełnie nikt nie wiedział jaki był to gatunek muzyczny.

-Więc, co myślisz o Harvard? - zapytał zupełnie mnie zaskakując, ponieważ akurat on nigdy nie myślał o studiach.

Uśmiechnęłam się z dumą w jego stronę. Moim marzeniem było pójść na studia,imprezować, mieć własne mieszkanie, rodzinę. Sean zawsze wiedział,czego chce.Nawet jeśli jego plany miały nie wypalić,miał typowy i całkiem pożyteczny plan B. Ja natomiast trzymałam w jednym z pudełek broszury z innych uczeni. Nigdy nie pokazałam tego nikomu. Zwłaszcza ojcu.Zresztą było mi obojętne, który uniwersytet mnie przyjmie. 

---

Jakoś udało mi się przeżyć zajęcia z literatury,ale ta godzina popsuła mi humor na cały dzień.Przywykłam,ponieważ pan Wesley był jednym z wielu  nauczycieli,którzy mnie nie znosili.Na następnej lekcji zajęłam miejsce z tyłu, koło Rachel, piszącego pewnie jednego z jej "ważnych esemesów". Gdy usiadłam obok, podniosła wzrok z ekranu.

-Słyszałaś?

-Co?

-Sean pobił się wczoraj z Mikem.

-Sprawdziłaś to na fejsie tego ranka?Jesteś jeszcze większą idiotką, niż sądziłam - roześmiałam się.

-Sama jesteś idiotką. Chodzisz z nim. 

Zrobiłam się czerwona.To była ostatnia rzecz, jakiej mi było trzeba. Nie chciałam,żeby ta rozmowa odbywała się w obecności całej klasy.Poza tym nie miałam pojęcia czy Sean i ja rzeczywiście jesteśmy normalną parą. Raz po raz się całowaliśmy i zawsze na imprezy chodziliśmy  razem,ale nie mogę nawet wyobrazić sobie go jako materiał na prawdziwego chłopaka. 

-Dzień Dobry - ton pana Hale'a  był tak samo sarkastyczny jak zeszłego roku,a żeby poczuć i zobaczyć jego przetłuszczające się włosy i plamy potu na koszuli nie trzeba było się nawet na niego spoglądać - W tym roku mam zaszczyt przedstawić wam nowego ucznia naszego liceum. Dave'a Franco. 

    To był ten moment, w którym podniosłam głowę,aby spojrzeć na chłopaka. Był naprawdę cudowny. Miał na sobie zwykłą niebieską bluzę,czarne zniszczone rurki i stare vansy. Brązowe włosy wspaniale dopasowywały się z oczami. Każdy kto tylko był w sali, utkwił w nim wzrok, niczym myśliwy namierzający zwierzynę.Pan Hale uprzejmie i miło poprosił Dave'a o znalezienie sobie miejsca.Rozejrzałam się po sali, ponieważ jedyne wolne miejsce było na końcu sali po mojej lewej stronie.Kilka minut później nauczyciel zaczął prowadzić lekcje. Spojrzałam na nowego,ale kiedy przyłapał mnie na tym,że się mu dokładnie przyglądam, odwróciłam głowę. Próbowałam powstrzymać się od uśmiechu. Czułam się nieco zakłopotana i tym trudniej było mi zachować powagę.                                                                                                                                                                    Po lekcji szybko wyszłam z sali. Sean i Mike przepchnęli się przez drzwi jakby mnie nie zauważyli. Oczekiwali przy tym,że pójdę za nimi na ławeczki, gdzie w trakcie każdych przerw spotykaliśmy się z naszą paczką. Chłopacy przeszli koło Dave'a trykając go z bara,a ja zmarszczyłam brwi. 

-Jak jest nowy? -spytał Mike śmiejąc się w jego stronę.

-Nie sądzę,że powinno cię to interesować. 

Zapowiadało się ciekawie. Franco pakował się w naprawdę paskudną sytuacje. Nikt nie miał takich kontaktów jak oni obaj. 

-Jak jest stary?Po wczorajszej imprezie wszystko okej? Słyszałam,że zarzygałeś Amy cały dom?-zaśmiałam się odpowiadając  Mike'owi i krzyżując ramiona. 

Cała trójka spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Byłam tym równie zaskoczona jak oni. Sean zdążył coś powiedzieć,ale to i tak nie miało znaczenia. Spodziewałam się,że prędzej czy później za to odpowiem. Dave spojrzał się w moją stronę. Utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, po czym odwrócił się i zignorował nas oboje. 

RoutineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz