Rycerz bez zbroi cz. 2

1.3K 81 10
                                    

teraz

Na lunchu zajęłyśmy, jak zwykle, miejsca przy stoliku w rogu stołówki, z którego rozciągał się doskonały widok na wszystko wokół. Towarzyszyli nam najbliżsi znajomi: Jared, Michael, Lily i Beth. Michael był ciemnowłosym kapitanem szkolnej drużyny koszykówki, niezwykle popularnym i pewnym siebie chłopakiem. Jared również uprawiał tę dyscyplinę, też odnosił sukcesy i wzdychała do niego niejedna dziewczyna, ale on - ku zazdrości wielu - wybrał mnie.

Beth miała rude włosy i zielone oczy, była zgrabną, pełną życia szefową samorządu szkolnego. Dzień, w którym niczego nie organizowała uważała za stracony. Towarzyszyła nam też Lily, siostra bliźniaczka Beth. Logika podpowiada, że powinny być do siebie podobne. Rzeczywiście, fizycznie były prawie identyczne, lecz Lily nie posiadała przebojowości Beth, była raczej cicha, skromna i uwielbiała się uczyć.

My z Cass już dawno dołączyłyśmy do ich paczki, nie dlatego, że byłyśmy wtedy jakoś szczególnie popularne, po prostu nasi rodzice bardzo dobrze się znali, więc przeniesienie takiej zażyłości na dzieci przyszło w sposób niemal naturalny.

− Hej wszystkim! – przywitałam się z przyjaciółmi. Zajęłam miejsce obok Jareda, naprzeciwko Beth, a Cassidy siadła obok mnie. Chłopak objął ramieniem moją talię i przytulił się do mnie, przez co mimowolnie się uśmiechnęłam.

− O, przyszły redaktorki szkolnej gazetki – rzuciła Beth. – Mam nadzieję, że piszecie już jakiś ciekawy artykuł o mnie – zażartowała, upijając łyk coli.

− Właśnie, kiedy napiszecie coś o naszej drużynie? Po raz pierwszy od wielu lat przeszliśmy do półfinału rozgrywek stanowych – stwierdził Mike, szczerząc się od ucha do ucha. – Cholera, to takie ekscytujące!

− Czekamy aż zdobędziecie mistrzostwo – z ironią odpowiedziała Cass. – Jeszcze wpadniecie w samo zachwyt i z tytułu nici.

− Jasne, a już myślałem, że nie chcecie tworzyć na nowych napalonych fanek. Przecież wiem, że jesteś o mnie zazdrosna, Cass. Widzę w twoich oczach, jak pragniesz moich rąk, języka i paru innych rzeczy na swoim ciele – droczył się z moją przyjaciółką, nieskutecznie próbując dotknąć dłonią jej twarzy.

− Fuj! Masz chyba problemy ze wzrokiem. Wyobraź sobie, że nie wszystkie dziewczyny w tej szkole lubią tępych mięśniaków – odpowiedziała Cass, jednocześnie strasznie się czerwieniąc. Czasem myślałam, że faktycznie czuła coś do Michaela, ale ona szybko odganiała ode mnie te przypuszczenia.

− Dobra, dobra, wystarczy. Nie zatruwajcie atmosfery – zarządziłam. – Mike, jeśli chcesz czegoś od Cassidy, zaproś ją po prostu na randkę do kawiarni albo lodziarni...

− Ev jak zawsze ma rację, więc jej lepiej posłuchajcie – wtrącił się Jared, jednocześnie przeżuwając hamburgera.

− Przecież ja nic złego nie robię – bronił się Michael. – Nie moja wina, że Cass na mnie leci, ale boi się do tego przyznać. – Teatralnym gestem rozłożył ręce i puścił oczko do mojej przyjaciółki, na co tamta tylko z rezygnacją pokręciła głową, po czym zaczęła jeść sałatkę.

Reszta lunchu minęła w ciszy, nikt nie miał zbytniej ochoty na rozmowy. Siedziałam wtulona w Jareda i kilka razy przyłapałam Lily na rzucaniu mi ukradkowych spojrzeń znad książki. Zastanawiałam się, o co może jej chodzić, ale przyzwyczaiłam się już do jej dziwnych akcji. Pewnie chciała mi coś wyznać, ale wstydziła się przy innych.

Po półgodzinnej przerwie rozeszliśmy się do sal. Cały czas mimowolnie rozmyślałam o rodzicach. Chyba pierwszy raz nie chcieli ze mną rozmawiać przez telefon. Wcześniej zawsze, gdy dzwonili mogłam zamienić z nimi choć kilka słów.

Iluzjon: Suma kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz