Part 11

3.2K 225 8
                                    

*Justin*

- Philip i co z nim? - zerknąłem na znajomego lekarza, który właśnie pakował jakieś swoje przyrządy do ogromnej torby. Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem, a ja już wiedziałem, że nie jest dobrze.
- Justin będę szczery - nabrał powietrza do płuc. Trochę już go znałem i wiedziałem, że nie wie jak to wszystko ująć w słowa - Jest źle. A nawet bym powiedział bardzo źle. Najprawdopodobniej ma połamane żebra, rany cięte od noża, złamany nos. Zresztą cała twarz jest porządnie zmasakrowana. Ręka wydaje się być bardzo stłuczona, ale nie mogę wykluczyć złamania. On musi jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Mogą być bardzo poważne obrażenia wewnętrzne. Wiem, że szpital nie jest Ci na rękę, ale jeżeli nie będzie miał dostępu do specjalistycznej opieki jego stan będzie się tylko i wyłącznie pogarszał, i chyba wiesz jak to się może skończyć. Pamiętam co dla mnie zrobiłeś i jestem ci za to cholernie wdzięczny, dlatego postaram się to wszystko załatwić tak, żeby nikt niczego nie podejrzewał. - lustrowałem wzrokiem jego twarz, próbując przetworzyć informacje. które przed chwilą mi powiedział. To nie, tak miało wszystko wyglądać. To jest jakaś wielka pomyłka. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, mogłem od razu zareagować i to skończyć, a ja poniekąd niektóre rzeczy lekceważyłem.

- Okej, rozumiem. Philip obiecaj mi, że on z tego wyjdzie. Postawisz go jak najszybciej na nogi. - mężczyzna podszedł do mnie, poklepał mnie po ramieniu i posłał pokrzepiające spojrzenie.

- Justin, będzie dobrze.

Zostałem sam z bijącymi się myślami. Przed oczami miałem wiadomość, którą dostałem rano.  Trochę ją zlekceważyłem, nie brałem na poważnie, myślałem, że to głupi żart, czy kolejna próba zastraszenia mnie. Nawet nie zdążyłem powiedzieć o niej Rayanowi. Powiedzieć głupie 'uważaj na siebie'. Ktoś zaczyna sobie ostro pogrywać. Postanowiłem dowiedzieć się nie od Emily, a na własną rękę z kim współpracuje.

- Conor namierzysz mi jedną osobę? - spojrzałem na chłopaka, który jak zwykle pogrążony był w wirtualnym świecie. 

- Czyżby chcesz się dowiedzieć, gdzie aktualnie jest nasza ulubiona pani redaktor? - skinąłem głową na znak potwierdzenia. Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i zaczął coś sprawdzać w komputerze. - Jeżeli nadal ma ten sam samochód to jest na tej ulicy - wskazał kursorem myszki czerwony punkt na ekranie - Wcześniej podpięliśmy jej nadajnik GPS.
Podszedłem do biurka, aby zobaczyć dokładny punkt położenia. Zapisałem sobie w telefonie dokładny adres i wybiegłem z pomieszczenia mrucząc zaledwie ciche 'dzięki'.

Zniecierpliwiony stukałem palcami o kierownicę. Siedziałem przed wysokim budynkiem, w którym jak się okazuje jest wydawnictwo, które wydaje te wszystkie szmatławce. W końcu drzwi się otworzyły i ujrzałem znajomą brunetkę. Rozejrzała się po parkingu i powolnym krokiem skierowała się do swojego samochodu. Zacząłem za nią jechać w bezpiecznej odległości. Myślałem, że będzie jechać do swojego mieszkania i niczego ciekawego się nie dowiem. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, kieruje się w drugą część miasta. Zastanawiam się po cholerę ona kręci się po takich uliczkach. Pełno meneli, dilerów i innych najebanych osób. Nie powiem, że mi takie tereny są obce, bo nie są. Jednak co robi tutaj taka dziewczyna jak ona? Zresztą to jest Emily Rudd, więc chyba nie powinno mnie to wcale dziwić. Nagle auto się zatrzymało, widziałem jak dziewczyna powoli z niego wysiada i kieruje się w małą, wąską i ciemną uliczkę. Cały czas zachowywałem bezpieczną odległość, aby nic nie podejrzewała, a przede wszystkim mnie nie zauważyła. Widziałem jak wita się z jakąś zakapturzoną osobą, jednak przez panującą ciemność nie mogłem nawet, ocenić płci tej osoby. Z tego co udało mi się zauważyć, Emily dała coś tej osobie. Szybko rozmowa się zakończyła i osoby się rozeszły. Schowałem się za budynkiem i czekałem, aż dziewczyna przejdzie. Kiedy ujrzałem tą bladą cerę i krwistoczerwone usta, wyskoczyłem i złapałem brunetkę, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Przygwoździłem ją do ściany i lekko pochyliłem głowę, by na nią spojrzeć.

- Stęskniłaś się? - szepnąłem wprost do jej ucha.

- Szczerze? Nie bardzo - spojrzała w moją stronę i sztucznie się uśmiechnęła.

- Mój przyjaciel prawie przez ciebie stracił życie. Więc, kurwa, powiedz z kim przed chwilą rozmawiałaś.

- Poprawka przez ciebie, a nie przeze mnie. A tak w ogóle jeszcze to ci się nie znudziło, Bieber? - nie mogłem już jej słuchać, moja złość cały czas rosła. Wyciągnąłem zza kurtki broń i przestawiłem jej do skroni. Nie zareagowała, a na jej twarzy nie malował się nawet cień strachu.

- Daję ci ostatnią szansę. Powiesz mi z kim rozmawiałaś i kto za tym wszystkim stoi, a ja chowam broń. Chyba dobra propozycja, nie uważasz?

- Nie, nie uważam tak. Oboje wiemy, że nie byłbyś w stanie pociągnąć za spust.- zaśmiałem się jej prosto w twarz. Ona naprawdę myśli, że mnie wyprowadzi z równowagi, takimi tekstami? - Jesteś uważamy za mordercę, a Tobie ta opinia wcale nie przeszkadza, jednak twoje ofiary spokojnie możemy zliczyć na palcach jednej ręki. Właśnie tyle zrobił największy morderca z Nowego Jorku, niektórzy mają lepsze wyniki na koncie. - zszokowany lustrowałem jej twarz wzrokiem, nawet nie zauważyłem, kiedy opuściłem broń. Skąd ona wie o takich rzeczach? Ludzie uważają mnie za takiego, któremu wcale nie szkoda kul. A mi taka opinia jest zdecydowanie na rękę. Nie muszę załatwiać tych wszystkich spraw, przeprowadzać transakcji, czy czegoś innego. Są osoby, które zrobią to po prostu za mnie. Bo przecież dlaczego to ja miałbym się wychylać?

- Zrozum Bieber, to ja jestem o krok do przodu, a ty nawet nie jesteś w stanie mnie dogonić.

Jak Wam się podoba? 

Komentarze i gwiazdki mile widziane!

Nadal postaram się dodawać rozdziały regularnie xoxo

Never Ending | Justin BieberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz