Rozdział 2

4.1K 158 163
                                    

~Amanda prov.~
Gdy otworzyłam oczy wszystko okazało się snem. *No tak bo tylko ja mam takie dziwne sny*- pomyślałam. Mimo iż to był sen poczułam coś do Jasona. Coś czego nigdy nie czułam do nikogo innego. Śmieszne zakochałam się w kimś kto nawet nie istnieje. Wstałam, przebrałam się i zeszłam na dół. Wyciągnęłam z lodówki jogurt pitny wypiłam go i wyrzuciłam do kosza.

-Luna!- krzyknęłam owczarek podbiegł do mnie i zamerdał ogonem. Pogłaskałam ją po dużym łbie i powiedziałam- Idziemy na spacer.

Założyłam glany a do ukrytych kieszonek schowałam noże do rzucania i kilka shurieknów własnej roboty. Wyszłam z domu razem z psem i skierowałam się do lasu. Gdy tylko usłyszałam łamiącą się gałąź, i to nie pod moją stopą wskoczyłam bezszelestnie do krzaków. A za mną moja psina. Położyła się obok mnje czujnie wpatryjąc się w przestrzeń przed nami.

-Znów ją zgubiłeś!- krzyknął jeden z głosów

-To wszystko przez ciebie! Mówiłeś, że sernik jest najlepszy co jest nie prawdą bo gofry są najlepsze. Głupi Masky!- odezwał się drugi głos

-N-nie m-mogła d-daleko zajść...- powiedział trzeci głos. Próbował ich uspokoić, jednak nie wychodziło mu to.

Poczułam jak coś oplata mnie w pasie. Ze zwinnością wyciągnęłam dwa noże do rzucania jedną wbiłam do tego co mnie oplotło a drugi do tego czegoś co oplotło Lunę. Moja psina może i była szybka i silna ale widziałam, że z marnym skutkiem próbuje się wyswobodzić. Poczułam uderzenie w kark, jednak nie zasnęłam. Nauczyłam się nie mdleć po uderzeniu. Z kpiną na ustach odwróciłam się do osoby która mnie uderzyła. Chłopak w brązowych włosach i białej masce na twarzy widocznie zdziwił się, że jeszcze stoję. Kopnęłam go z taką siłą, że odsunął się z niemalym trudem trzymając się na nogach. Słyszałam jak za mną Luna warczy groźnie.

-Czego chcecie?- zapytałam patrząc na chłopaka w chuście i goglach na oczach.

-P-porozmawiać- odezwał się chłopak w żółtej bluzie z kapturem i czarnej huście na głowie na, której wymalowany był czerwony odwrócony uśmiech.

-Ta jasne- prychnełam- Dowidzenia- powiedziałam kłaniając się z gracją i odchodząc. Gwizdnęłam do psa, który tylko warknął w stronę chłopców i szedł obok mnie. Byłam bardziej uważna niż zwykle. Nie chciałam aby któryś z nich do domu mi wlazł.

Poszłam do domu okrężną drogą, by nie spotkać znów jakiś cosplayerów. Weszłam do domu. Światło było zapalone co jest dziwne, bo ja wogóle go nie zapalałam. Pokazałam Lunie na salon, z któreg dochodziły jakieś odgłosy. Suczka pobiegła przez kuchnie stając przy wejściu do salonu. Uspokoiłam bijące serce, które biło jak szalone i weszłam do salonu. A w nim siedziało więcej cosplayerów. Jakiś chłopaczek przebrany za Jeff'a The Killer'a, drugi za Puppetera, następny za Candy Popa i ostatni, który był przebrany za Jason'a The Toy Makera.

-Oh jako ona śliczna!- krzyknął "Candy Pop", gwizdnęłam a z drugiej strony weszła Luna warcząc i obnażając kły. Wyglądała inaczej jej sierść najeżyła się, obnażyła tak kły, że aż było widać jej dziąsła. Jednak najbardziej zdziwiałam się z powodu błysku w jej oczach, taki dziki jak u prawdziwego psa wychowanego na wolności. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.

-Puppeter- zwrócił się "Jason", po chwili moją psinę oplotły złote nitki, które wypuścił Puppeter.

Czyli oni istnieją? Serio?! I ja dowiaduje się o tym dopiero teraz!? Wyciągnęłam z buta nóż i rzuciłam go w ręke szaroskórego, który dusił Lunę. Złote nitki zniknęły w sekundę upjszczając suczkę. Podbiegłam do niej przytulając ją do siebie i patrząc w jej oczy. Ten błysk przygasał, szara rzeczywistość dotarła do mnie. Podniosłam ją i nie zwracając uwagi na "cospleyerów" zeszłam do piwnicy, położyłam ją na stół i dotknęłam żeber psa. Dotykałam tak kilka razy wszystkich części jej ciała sprawdzając co jest połamane. Na szczęście była tylko poturbowana. Odetchnęłam z ulgą gdy poczułam palące spojrzenie na plecach. Odwróciłam się, i musiałam oprzeć się o stół na którym leżała Luna. On był tak blisko mnie, jego żółte oczy świdrowały mnie na wylot. Przełknęłam ślinę, już miałam wyciągać nóż, gdy nagle złapał mnie za nadgarstek. Szepną tylko "nie radze" i przyszpilił mnie do ściany. Warknęłam próbując się wyswobodzić jednak nic to nie dało. Nie miałam zamiaru się poddać. Dalej wyrywałam się jak dzika tylko po to by podbiec do Luny. W końcu puścił mnie. Stanęłam przy psie trzymając sztylet w dłoni usłyszałam otwierane drzwi. Po schodach zeszli Puppeter, Candy Pop oraz Jeff. Ten ostatni tylko prychnął przyszpilił mnie do ściany i wbił nóż w dłoń. Sapnęłam przybryzając wargę z bólu, po brodzie popłynęła mi strużka krwi. Po chwili wyciągnął inny nóż i pżyłożył mi go do kącika ust, z uśmiechem godnym jego osoby przesówał nóż tworząc uśmiech. Gdy był w połowie został odepchnięty ode mnie. Upadłam na ziemię wyciągając narzędzie z dłoni. Dotknęłam policzka na którym znajdował się wpół uśmiech. Musiało to wyglądać okropnie. Nie przejęłam się tym gdy spojrzałam na stół na którym miała być Luna, usłyszałam dźwięk łamiących się kości. Skręcił jej kark... Spojrzałam na Jeffa. Łzy popłynęły po moich policzkach. Rana zaczęła mnie piec jeszcze bardziej. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam się cicho śmiać. Z nerwowego śmiechu przerodził się w on psychopatyczny śmiech. Luna nie żyła, rodzice nie żyją. Czyż to nie śmieszne?! Gdy uspokoiłam się nitki Puppetera oplotły mnie i wyniosły z domu. Rozmawiali między sobą próbując czasem zagadnąć do mnie. Nie odzywałam się. Głowe miałam spuszczoną do momentu gdy ktoś pisadził mnie na krześle. Gdy uniosłam wzrok ujrzałam Slendermana.

-Ty jesteś Amanda Phantom?- zapytał kiwnęłam głową

-Umiesz mówić czy będziesz tylko kiwała głową- naszłam mnie ochota wbić sobie nóż w nogę. Złapałam nóż Jeffa, który stał przy mnie i wbiłam go głęboko w kończynę. Krew spłynęła po mojej nodze, zaczęłam chichotać.

-Teraz możemy rozmawiać- zaśmiałam się, to nie byłam ja, mój głos stał się bardziej melodyjny

-Chłopaki wyjdźdzcie- gdy zrobili tak jak kazał zwrócił się do mnie- Smiley zaszyje ci to co zrobił ci Jeffrey. Będziesz miała pokój z Jasonem. I nie myśl, że ja chciałem byś tu była. Toy Maker mnie o to prosił. Nie wiem czemu ale mówił, że widział cię w śnie. Wiesz coś o tym?

-Hmm... To jest dziwne bo on też mi się śnił...- odparłam

-Widzę w tobie potencjał może nie będę musiał ci niszczyć psychiki. Staniesz się morderczynią?

-Ciekawa propozycja- zaśmiałam się- Może- uśmiechnęłam się

-Idź- powiedział wzdychając

Wstałam i wyszłam z gabinetu przy drzwiach stała brązowo włosa dziewczyna, ubrana była w białą bokserkę, na którą założona była zielona rozpięta bluza, do tego czarne spodnie i takiego samego koloru wysokie kozaki. Policzki miała zaszyte a zamiast jednego oka miała zegarek. Przedstawiła się jako Clockwork. Zaprowadziła mnie pod czarne drzwi i zapukała. Gdy usłyszała ciche "proszę" otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka.

-Kim jesteś?- zapytał mnie czarnowłosy mężczyzna w białej koszuli i czarnych spodniach.

-Jestem Amanda, Slender powiedział, że zaszyjesz mi to co zrobił mi Jeff- powiedziałam

-Jeśli wyciął ci cały uśmiech nie jestem w stanie ci pomóc- powiedział i odwrócił się do mnie przodem na ustach miał białą maseczkę hirurgiczną, która była poplamiona krwią. Wstał i łapiąc mnie za podbródek obejrzał uwarznie ranę i spojrzał na moją nogę w którą dalej był wbity nóż. Na szczęście miałam spodenki- Widać, że nie tylko będę dzisiaj szył- mruknął i posadził mnie na łóżku, zabrał potrzebne narzędzia i stawiając je na mały stoliczek, postawił krzesło przede mną, na którym usiadł. Zabrał się za prace, precyzyjnie szył całą ranę na policzku. Gdy skończył pokazał mi w lusterku jak teraz wygląda moja twarz.

-Wow- zdołałam tylko wykrztusić- Nie wiedziałam, że to nie będzie mi aż tak szpecić twarzy- powiedziałam patrząc doktorowi z wdzięcznością w oczy. Ten tylko mruknął coś niezrozumiałego i zaczął zajmować się raną na nodze. Odkaził ją i owinął bandarz wokół

-To tyle- powiedział wstając

-Dziękuje- powiedziałam cicho

-Bądź delikatna w stosunku do Jasona

-Słucham?

-Możesz jako jedyna być jego przyjaciółką. Nie jesteś taka jak twoje poprzedniczki. Nie spieprz tego- powiedział

-Ah okej, dziękuje... Do zobaczenia- odparłam odchodząc

Gdy wyszłam uwagę moją przykuł salon. Gdy do niego weszłam. Okazało się, że wszystkie creepypasty istnieją. Wszyscy tam siedzieli. No pięknie. Ktoś polizał mnie po policzku, odskoczyłam od ktosia, którym okazał się być Candy Pop. Ktoś pociągnął mnie za ramię. Zostałam brutalnie wepchnięta do filoetowego pokoju.

-Ratuje ci życie. Staram się ci pomagać a ty się tak odwdzięczasz?!- krzyknął zły Jason

-On mnie polizał po policzku nie odwrotnie! A w ogóle po co ci ja byś po kilku dniach zrobił ze mnie kolejną jebaną lalkę!- już miałam dopowiedzieć gdy uderzył mnie z całej siły w lewy policzek. Upadłam na ziemię. Tak mnie zaczął on piec, że brakowało mi tchu, lewą ręką dotknęłam opuchniętego policzka, po policzkach płyną wodospad Niagara. Spojrzałam na Jasona, płacząc i trzymając się za obolałe miejsce. Gdy mężczyzna zauważył co zrobił. Klęknął przy mnie i przytulił mnie. Mimowolnie objęłam go chcąc się wypłakać. Pozbyć się emocji, które burzyły się we mnie.

-Ćśś. Przepraszam- szepnął i podniósł mnie, usiadł na łóżku sadzając sobie mnie na jego kolanach. Po chwili nie mogłam płakać, moje łzy wyschły. Przymknęłam oczy. Po chwili zapadając w ciemność...

*******************************************
Heh... Troche zwlekałam z tym rozdziałem. Przepraszam za będy, jeżeli ma ktoś pomysł jak potoczyć historię dalej. Proszę pisać na priv... To tyle do usłyszonka... ;*

Lalka || Jason The Toy MakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz