Wrzosy i piękny zapach lawendy dodawał uroku miesca do którego właśnie jechałam. Tak zapamiętałam miejsce. Kiedyś to miejsce było idealne. Za domem rozciągał się las wrzosowy i kwiaty lawendy. Budynek był duży i drewniany, jak każdy dom tam stojący.
Jednak to nie było lato, lecz zima. Mroźna ale urokliwa. Jadąc samochodem z tatą myślałam tylko o Elizabeth. O mojej mamie. Patrzyłam za okno trzymając w dłoni starego pluszowego misia. Prawie się rozlatywał. Miał dziury. Czarne oczka już dawno z niago wypadły. Łapki się rozrywały.
-Victoria?- tata przerwał moje rozmyślenia- wszystko w porządku? Nie odezwałaś się ani słowem przez te pięć godzin
Faktycznie. Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle minęło...
-Nie jest w porządku... Nie chcę z nikim mówić. Ja chcę już tylko być w tym domu i zamknąć się w pokoju i zostać sama- odpowiedziałam. Miętoliłam łapkę pluszaka i westchnęłam
-Zaraz dojedziemy... Wiesz jak poznałem twoją mamę?- zapytał nagle- na drodze, była malutka, miała może dziesięć albo dwanaście lat. Płakała bo dokuczali jej starsi chłopcy. Trzymali ją za ręce i chcieli pobić. Rzucałem w nich kamieniami razem z tatą. Oni uciekli i zaprosiłem Elizabeth na gorącą czekoladę. Bardzo ją lubiła. Po wielu latach przyjaźni zostaliśmy parą, a później jej się oświadczyłem. Wzięliśmy ślub. Urodziłaś się ty- mówił, ja słuchałam tego uważnie. To było piękne.
-Dlaczego nie mieszkaliście razem po moich narodzinach?- miałam w głowie tyle pytań.
-Musiałem was opuścić. Kochałem was, bardzo. To były sprawy służbowe.
Ah tak, służbowe. Zostawić nas na pastwę losu. Spojrzałam za okno. Patrzyłam jak mijamy drzewa, domy, miasta i wsie. Smutek po śmierci mamy trzymał się dalej. To zostawiło jakąś bliznę. Kochałam ją i ją straciłam... Zamknęłam oczy myśląc o mamie. W końcu jednak zasnęłam.
Po jakimś czasie poczułam kilka zimnych dłoni. Słyszałam kilka oddechów. Czułam chłód na mojej twarzy. Otworzyłam oczy i wpatrzywałam się pusto w chłopaków mniej więcej mojego wieku. Wyszłam z samochodu i przetarłam oczy. Stałam na przeciw nich. Jeden chłopak był wysokim brunetem z brązowymi oczymi i bardzo jasną cerą. Drugi chłopak był ciemniejszej karnacji o idealnych zarysach twarzy. Miał niebiesko szare oczy i blond włosy.
-Julliet jest w domu. Pomaga z rozpakowywaniem twoich rzeczy-powiedział blondyn.
Momentalnie ich wyminęłam. Biegłam do domu. Gdzieś przed nim upadłam i skaleczyłam dłoń o wystającą rozbitą butelkę. Kiedy zobaczyłam krew straciłam przytomność. Ciepła ciecz barwiła śnieg na czerwono. Nie wiem co było dalej.
******
Dzień dobry wieczór
:3
Rozdział pierwszy uważam za skończony.
Mam nadzieję, że się podoba
CZYTASZ
Znaleziony Kieł
WerewolfVictoria po śmierci mamy zostaje wysłana pod opieker ojca. Odnajduje tam kieł wilka. Robi z niego wisiorek i zawsze go nosi. Od tego czasu spotykają ją dziwne rzeczy