Cała ziemia była spowita przez biały puch. Jego pojedyncze płatki tańcowały w powietrzu i co chwilę lądowały na moim płaszczu, który był już lekko wilgotny. Te śnieżynki idealnie oddawały mnie, a raczej moje uczucia. Korzystały z tej ulotnej chwili, najbardziej jak mogły, harcując i bawiąc się, aby następnie upaść na jakąś przeszkodę. Tak samo było i ze mną.
Czerpałam z życia tyle, ile mogłam. Cieszyłam się każdą chwilą, którą Bóg mi podarował, a było ich dosyć sporo. Zwłaszcza że w pewnym momencie pojawił się on. Od naszego pierwszego spotkania nic nie było takie same. Mój dotychczasowy żywot zmienił się nie do poznania.
Jednak co teraz?
Czuję, że jestem u schyłku. Może nawet nie tyle co życia, a mych emocji.
Jakby ktoś mnie od środka wypalił.
Jakby uleciało ze mnie praktycznie wszystko i zostało tylko beznamiętne ciało.
Nie jestem pewna czy to chwilowe popadnięcie w melancholię, czy może coś głębszego. Osobiście preferuję opcję pierwszą. Nie chciałabym, aby on mnie zobaczył w stanie rozstrojenia emocjonalnego.
Dlatego też spacerowałam zasypanymi ścieżkami w pobliżu Chinesisches Haus, który, na moje szczęście, był w dość odosobnionym miejscu. Z daleka mogłam podziwiać jak jego zielone ściany z marmuru i pozłacane zdobienia wyróżniały się na tle wszędobylskiej białej barwy, a dach, który od momentu powstania mi się podobał, był przysypany warstwą śniegu. "No cóż, szkoda" - pomyślałam, spuszczając wzrok na złote figury u podstaw kolumn. Te wszystkie postacie uśmiechały się, razem spędzały czas, wyglądały na po prostu radosne, zadowolone z życia.
Tymczasem ja stałam tutaj sama i rozmyślałam nad sobą, podczas gdy chłodny wiatr rozwiewał moje pojedyncze kosmyki włosów, które uciekły z wysoko spiętego koku. Patrząc na budowlę w chińskim stylu, schowałam swoje dłonie, które lekko już przymarzały, do białej mufki wykonanej z owczej wełny.
Spojrzałam na nią i nagle, w jednej chwili, przypomniały mi się młode lata, które spędziłam w mieście. Choć raczej nazwałabym to większą wsią. Kciukiem pogładziłam materiał, na którym ciągle lądowały małe, różnokształtne płatki
Ten śnieg, który wirował przez podmuchy wiatru czy nawet mufka z białej i delikatnej wełny. To wszystko tak bardzo przypominało mi o życiu, gdy praktycznie byłam nikim. Nic nieznaczącą mieszczanką i to w dodatku z tego uboższego stanu. Tymczasem jestem żoną jednego z najbardziej wpływowych polityków na Starym Kontynencie. W mojej głowie nadal miałam obraz całego tamtego zamieszania, jednak to, co było jeszcze przed tym, było tak jakby za mgłą. Jakby mój umysł chciał o tym zapomnieć i w ogóle nie wracać do tamtych chwil. Bądź, co gorsza, wymazać te wszystkie obrazy z mej głowy. Tak, aby już nigdy więcej nie powróciły.
Nawet jeśli próbowałabym teraz sobie przypomnieć jakieś szczegóły z dzieciństwa... Nic z tego. Jedną z niewielu tych rzeczy, które dobrze znam była maskotka owcy, którą mama mi sama uszyła. Kochałam ją ponad życie, nie ustępowałam jej na krok. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jest dokładnie tak samo, a raczej prawie, bo z jedną drobną zmianą. Miejsce zabawki zajął prawdziwy, z krwi i kości, człowiek.
Choć kocham go i mogłabym życie za niego oddać, to głębiej się zastanawiając, w obecnej chwili nie byłabym tego taka pewna.
Mam wrażenie, jakby moje uczucie do niego słabło i nawet sama nie wiem zbytnio czemu.
Mogłabym się nad tym zastanowić, jednak nie chciałabym robić tego w tej temperaturze. " Jeszcze zamarznę i dopiero by było" - pomyślałam, poprawiając sznurek, który był przewieszony przez moją szyję. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę bramy wyjściowej z ogrodów, przy której miał stać dyliżans zabierający mnie do domu.
- Świetnie - powiedziałam, nasłuchując skrzypienia śniegu pod mymi butami. - Będę miała czas dla mych rozmyślań.
Kiedy przedostałam się do pojazdu, nie zwróciłam uwagi na woźnicę czy konduktora, tylko od razu zatraciłam się w swoich myślach. Nurtujące me pytanie rozłożyłam na czynniki pierwsze, rozważyłam wszystkie za i przeciw, i w końcu znalazłam.
Znalazłam odpowiedź, dlaczego moje uczucia w stosunku do niego są takie, a nie inne.
I teraz gdy już to wiem, postaram się to zmienić. A przynajmniej tak wpłynąć na naszą rzeczywistość, aby żyło się nam jak najlepiej.
Dla dobra naszego, jak i całego Państwa Pruskiego.
Notka:
Witam wszystkich tu zebranych!
Będzie to moje jakże genialne opowiadanie.
Trochę fikcji, trochę historii. Tak jest najlepiej.
Oczywiście postać Fryderyka, jego rodzina i związki z nią, ważne wydarzenia znajdą swoje miejsce w tej powieści. Postacią fikcyjną będzie bohaterka, która zastąpi nam Elżbietę Krystynę Brunszwicką. Tak jej Fryderyk nie lubił, więc postanowiłam, że stworzę mu zonę, którą polubi. W końcu powstało to coś.
Mam nadzieję, że przypadnie komuś do gustu.
Pozdrawiam i do pierwszego rozdziału!
YOU ARE READING
Kobieta pruskiego filozofa
Historical FictionFryderyk II to jedna z najważniejszych postaci w historii państwa pruskiego. To on poprowadził Prusy ku świetności, dokonał I rozbioru Rzeczpospolitej i zgarnął Śląsk w wyniku wojny siedmioletniej. Dodatkowo grał na flecie, był przyjacielem Woltera...