Miesiąc kwiecień, kojarzył się im tylko z urodzinami Blase'a. Oboje długo ich wyczekiwali. Chłopiec zaprosił wszystkich z klasy. Mieli zjawić się u niego o siedemnastej.
Szybko nadeszła pora przyjęcia. Dzieci zaczęły się schodzić. Po kilkunastu minutach siedzieli u niego w pokoju i grali w jakąś grę planszową. Brakowało jednej osoby. Brooklyn.
Szatyn nie grał z kolegami. Goście, którzy przyszli do niego nie byli tak ważni jak ta dziewczynka o jasno brązowych włosach z którą tak bardzo lubił spędzać czas.
Po jakimś czasie przyjechał dostawca z pizzeri. Przywiózł kilka pizz, więc dzieci poszły do kuchni zjeść. Mimo, że to były jego urodziny, nie bawił się tak dobrze, jak powinien bawić się solenizant. Co jakiś czas spoglądał na zegar, przyglądając się jego wskazówkom. Czas mijał. Dzieci zjadły. Została jedna pizza. Dla niej. Owoce morza. Blase zamówił ją specjalnie dla niej. Ale jej nie było...
- Chodźmy zagrać w piłkarzyki - mruknął, wstając od stołu. Jednak jego myśli nadal zaprzątała siedmiolatka.
Stał z boku, przyglądając się grze swoich rówieśników. Nie miał ochoty do nich dołączyć. Nagle ktoś zakrył dłońmi jego oczy. Nic nie widział, ale te wszędzie rozpoznałby ten zapach, delikatne, zimne dłonie. Chwycił je i zdjął z oczu. Odwrócił się, a na jego twarzy pojawił się tak długo wyczekiwany tego dnia - uśmiech. Naprzeciwko, stała jego przyjaciółka. W lewej ręce, którą wyciągnęła lekko przed siebie, trzymała prezent dla chłopca. Zignorował jej gest. Przytulił dziewczynkę jak z całych sił. Był szczęśliwy, że ją widzi.
- Fajnie, że jesteś - wyszeptał do jej ucha.
- Wszystkiego najlepszego - Dziewczynka nie do końca była świadoma tego, że uszczęśliwiła chłopca, swoją obecnością.
Podała mu prezent i pobiegła do reszty dzieci.
Chłopiec uchylił opakowanie. Nowe korki. Uśmiechnął się. Jeszcze kilka dni temu dziewczynka widziała jak targał ze sobą do domu zniszczone buty.Któreś z dzieci zaproponowało grę - chowanego. Zaczęło liczyć, a w domu zapanował gwar i hałas. Wszyscy szukali kryjówki. Chłopiec szybkim ruchem złapał przyjaciółkę za przegub dłoni i pociągnął za sobą. Prowadził ją przez prawie cały dom. Gdy weszli na piętro, poprosił ją, aby pilnowała czy nikt nie idzie. Wyciągnął jakiś długi kij i zahaczył go o jakiś hak na suficie. Gdy pociągnął otworzyła się pokrywa do wyższej części. Wyciągnął drabinkę i ponaglił Brooke. Wszedł od razu za nią i zatrzasnął za sobą klapę. Znaleźli się na strychu. Było tu sporo niepotrzebnych rzeczy. Stara skrzynia, wieszaki, dywany, niby nic takiego, ale można było znaleźć coś ciekawego. Dziewczynka usiadła obok skrzyni i czekała, aż szatyn do niej podejdzie.
- Czemu przyszłaś tak późno? Urodziny zaczynały się o siedemnastej... - zapytał, spoglądając w jej stronę.
Dziewczynka głośno westchnęła, po czym zaczęła mówić:
- Moja mama powiedziała, że nie mogę. Pozwoliła mi dopiero wyjść, gdy nauczyłam się grać taką piosenkę na skrzypcach. Nie wiem o co jej chodzi. Zajęcia mam dopiero za cztery dni...- Aha. Ale i tak fajnie, że przyszłaś.
Brooklyn posłała mu przepraszający uśmiech. Odwróciła się i otworzyła ogromną skrzynię. Leżało tam dużo starych czasopism modowych i gazet. Na samym dole leżał album. Strzepnęła z niego kurz i zaglądnęła do środka. Było tam dużo zdjęć jakiejś rodziny. Razem wyglądali dobrze.
- Kto to? - zapytała, nie podnosząc wzroku znad albumu.
- To mój tata i jego przeszła rodzina... - mruknął chłopiec.
- Jaka przeszła? - Dziewczynka spojrzała w jego stronę. Wzrok miał spuszczony, a oczy smutne.
- Bo wiesz... mój tata miał już kiedyś żonę i dzieci. Nigdy ich nie widziałem, tata nie pozwolił mi się z nimi widywać. Mam dwóch starszych, przyrodnich braci. Jeden podobno ma dwanaście, a drugi czternaście lat. Nie wiem gdzie mieszkają, ani jak wyglądają...
- Bez sensu - mruknęła pod nosem. Chłopiec stłumił łzy napływające mu do oczu i wyrwał dziewczynce album. Schował go do skrzyni i ją zamkał.
Siedmiolatka chciała coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziała co.
Wyszła ze strychu zaraz za chłopakiem. Mimo niezręcznej sytuacji, tego wieczoru dzieci nadal ze sobą rozmawiały. Lubiły swoje towarzystwo, nic nie mogło tego zmienić.
CZYTASZ
Niewinna
Adventure" -Brooklyn, Brooklyn! Nic ci nie jest? - wołała blondynka, biegnąc przez pasy jednej z londyńskich ulic. - Oczywiście, że nie! Przecież jestem z Blase'em - odparła kurczowo ściskając dłoń swojego towarzysza. Chwilę później dziewczynka znajdowała s...