Kostka I

56.2K 1.1K 673
                                    

Końcówka czerwca. Nie tak dawno temu zdałem ostatnie egzaminy w szkole średniej, lecz nie będę składać podania na studia. Nie wiem, co chciałbym studiować i jak powinna wyglądać reszta mojego życia. Może sprawdziłbym się jako nauczyciel matematyki, a może prawnik lub bankier? Mój brat jest bankierem i zachęca mnie do studiowania finansów. Rok przerwy uważa za stratę czasu. Dał temu wyraz milcząc przez kilka minut i ciężko wzdychając do słuchawki podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej. Nie chcę go rozczarować. Tak wiele mu zawdzięczam. Jest moją jedyną rodziną.

Zamiast zadręczać się faktem, że nie umiem podjąć życiowej decyzji, postanowiłem spakować rzeczy i wrócić do rodzinnego miasta, które opuściliśmy po śmierci rodziców. Jednym z powodów mojej przeprowadzki jest fakt, że mieści się tu główna siedziba agencji modeli Flesz, której jestem częścią.

Nie traktuję tej pracy zbyt poważnie, choć muszę przyznać, że jest bardzo dobrze płatna. Dzięki kilku zleceniom bez najmniejszego problemu udało mi się odłożyć znaczną sumę pieniędzy na przyszłą edukację, co zdaniem brata oznacza, iż wreszcie poważnie myślę o swojej przyszłości. Co prawda nakrzyczał na mnie, gdy mu powiedziałem, że płacą mi za pozowanie w szortach na plaży. Przecież prędzej czy później na coś się zdecyduję, prawda? Wybiorę jakiś „odpowiedzialny zawód". Jednak zanim to nastąpi...

Rozglądam się po okolicy w poszukiwaniu parku, który często odwiedzałem. Teraz wygląda tu zupełnie inaczej. To ciekawe jak wiele może się zmienić w przeciągu siedmiu lat. Dawniej znajdowały się tutaj wysokie drzewa, które najwidoczniej zostały wycięte i zastąpione nowo powstałym, strzeżonym osiedlem. Apartamenty piętrzą się dumnie za wielkim płotem, którego dodatkowo pilnuje kilku strażników i czujne kamery, rozmieszczone na każdej ścianie. I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście minut temu pomstowałem na nawigację w telefonie, która uparcie twierdziła, iż w tej dzielnicy nie ma żadnego parku. Już nie ma. Ale był, a w samym jego centrum mieściła się niewielka cukiernia, która należała do dziadka mojej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, Diany. Właśnie dlatego dziś tu jestem. Bardzo chciałbym ją odnaleźć.

Zsiadam z roweru i zdejmuję kask. Miasto zmieniło się tak bardzo, że bez dokładnego adresu moje poszukiwania przypominają przysłowiowe szukanie igły w stogu siana. Dodatkową przeszkodą jest fakt, że nikogo tu nie znam. No trudno, może jutro będę miał więcej szczęścia...

Odczepiam telefon od uchwytu przymocowanego do kierownicy i wbijam kolejny punkt z listy. Moja agentka kazała mi codziennie chodzić na basen. W drodze do domu muszę koniecznie kupić karnet, inaczej nie da mi spokoju. Nawigacja wskazuje, że wystarczy obejść osiedle i przejechać pięć kilometrów główną ulicą, a następnie skręcić w prawo. Powinienem dać sobie radę, chociaż orientacja w terenie nie jest moją najmocniejszą stroną. Bardzo często się gubię, zwłaszcza w nowych miejscach. Nigdy nie znam nazw ulic. Zapamiętuję poszczególne budynki albo specyficzne miejsca, które rzucają mi się w oczy. Mam tak od dziecka. Z tego właśnie powodu nie znam adresu Diany. Brat ani słowem nie wspominał o przeprowadzce. Gdy wróciłem do domu po szkole, wszystkie rzeczy były już spakowane. Nie miałem możliwości, aby się pożegnać. Następnego dnia była sobota. Diana obiecała, że odwiedzimy jej dziadka w pracy. Uwielbiałem obserwować jak z uśmiechem na twarzy ozdabiał ciastka lukrem. Był zawsze uśmiechnięty i tak słodko pachniał. To jedne z najszczęśliwszych wspomnień z dzieciństwa... Wanilia, masło, palony cukier i czekolada... Rozmarzyłem się tak bardzo, że mam wrażenie, iż czuję ją nawet teraz. Zamykam oczy, wdychając kuszący zapach, od którego natychmiast robię się głodny. Dobiega z otwartego okna niewielkiego budynku, znajdującego się na tyłach strzeżonego osiedla... Cukiernia dziadka! Nadal tu jest?

Obchodzę budowlę, by potwierdzić swoje przypuszczenia. To, co dawniej było cukiernią, zostało zamienione na kuchnię. Główne wejście mieści się teraz od strony ulicy, gdzie dobudowano kawiarnię, połączoną ze sklepem. Opieram rower o niewielki płot i wpatruję się w szklane drzwi. To tutaj. To musi być tutaj. Co prawda nazwa cukierni jest inna. Kiedyś nazywała się „Cukiernia Róży", bo tak miała na imię babcia Diany. Uwielbiała piec ciasta. Dziadek w tajemnicy przez kilka lat odkładał pieniądze, by spełnić jej marzenie o własnym miejscu, ale to nie jej ciasta przeszły do historii i przyciągały klientów, lecz małe czekoladki domowej roboty, które ozdabiał w fantazyjny sposób. Były tak piękne, że żal było je jeść. „Cukierni Róży" już nie ma. Jest za to „Fantazja". W niczym nie przypomina tego z moich wspomnień. Brakuje zwłaszcza ściany pnących róż, o które babcia Diany bardzo dbała. Za to zapach... Pachnie identycznie. Jak to możliwe? I dlaczego tak bardzo boję się wejść do środka?

CzekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz