Delikatnie dotknęłam jego skrzydła. Można by pomyśleć, że ''odleci'' jak każdy przed niebezpieczeństwem. Lecz on o dziwo został. Nawet nie drgnął. Musiałam się skupić. Nie mogłam teraz tego zepsuć. Wzięłam igłę do ręki.
-Czekaj- Mason podszedł do mnie.- Nie dasz rady, jesteś zmęczona. Ja to zrobię...- Tak, zdecydowanie byłam zmęczona, nie był to taki zły pomysł.
Tylko, że mi to było potrzebne, jeden dobry zabieg.
Spojrzałam na niego. Miał wyraziste rysy twarzy, zresztą jak jego ojciec. Ciemno brązowe kosmyki włosów opadały mu na oczy. Niebieskie oczy, o których marzyła każda dziewczyna w Candmore.
- Poradzę sobie, naprawdę.-Chociaż w głębi serca nie byłam tego taka pewna.
Mason był dobry w te klocki. Czego nie można było powiedzieć o mnie.
Starałam się, ale to nie wystarczy. Wszystko mnie rozpraszało. Byłam słaba i nie miałam siły.
-Okej- Oddałam mu narzędzie i odeszłam na bok.
Mason jak zawsze był skoncentrowany. Precyzyjnie wykonywał każdy ruch.
Żyje. Udało się. Pewnie, że się udało. A czego mogłam się spodziewać?
Byłam zmęczona .Łzy ciekły mi po policzkach. Teraz na zawsze pozostanę w Candmore. Może to i dobrze, Masonowi bardziej przyda się stypendium.
Dlaczego w ogóle ja się do niego porównuję? On ma swoje życie, a ja swoje.
Jednak jakaś cząstka mnie, pragnęła aby został ze mną tu, w Candmore.
Nie chciałam, żeby wyjeżdżał.
- I jak ci poszło, skarbie?- Tata stał w kuchnie i robił naleśniki. Zawsze w czwartki na kolacje robił naleśniki z serem.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam zasmucać rodziców. Moje plany wyjazdu do Anglii i stypendium naukowe, nie są już aktualne. Zostaje tutaj, w domku jednorodzinnym, razem z rodziną i Ethanem. Tak, miałam przecież Ethana.
- Nie...nie udało się.
Noe wszedł do kuchni. A może raczej wskoczył, przybijając mi piątkę. Najwyraźniej nie usłyszał co przed chwilą powiedziałam. Jak zawsze był w świetnym humorze.
Zazdroszczę.
- Tak mi przykro, skarbie...- Zawsze mówił do mnie „skarbie". Lubiłam to jak byłam mała, czułam się wtedy kochana. Teraz byłam do tego przyzwyczajona i traktowałam to jakby mówił do mnie po imieniu.
- Nic nie szkodzi. Mam przecież was, nie?
Tata kiwnął głową i utulił mnie ramieniem.
Noe nie świadom całej tej sytuacji, wpakował sobie do ust całego naleśnika i ze słuchawkami w uszach, poszedł na górę.
Ściągnęłam kurtkę, nie miałam siły ściągać również butów, więc poszłam w nich do swojego pokoju. Był to „duży" schowek pod schodami. Przeprowadziłam się tam, kiedy miałam dwanaście lat. Był to okres wielkiej miłości do sagi o „Harrym Potterze", więc na moje życzenie, tata z moimi braćmi, w piątkę znosili z pierwszego piętra moje łóżko.
Mimo że minęło pięć lat, nadal tu śpię. I to nie tylko dlatego, że nie mam serca wysyłać ich z powrotem z moim łóżkiem na górę, ale dlatego również, że tu naprawdę na swój sposób jest magicznie i przytulnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/86060058-288-k310104.jpg)
CZYTASZ
sanne
Historical Fiction''Lewy. Zaczęłam od lewego. Dla ludzi przesądnych, oznaczało zły, wręcz zepsuty dzień. A dla mnie zaś wyjątkowy.''