Sen.

113 8 2
                                    

"Jung Kook, proszę... Nie rób nam tego..."

---

Otworzyłem z trudem oczy i rozejrzałem się dookoła. Nie jestem pewien tego, co się dzieje, gdzie się w tej chwili znajduję. Nie pamiętam tego, co się stało. Czuję się, jakbym był nieświadom niczego.

"Czy ja umarłem?"

Mruknąłem sam do siebie, kiedy spojrzałem na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku, który piekł mnie lekko, tak samo jak i reszta ciała.

"Już po ósmej."

Rozejrzałem się znów w koło. Wzrokiem dokładnie badałem to miejsce, albo raczej pomieszczenie, którego ściany były koloru białego. Ich blask nieskazitelnie czystej bieli oślepiał moje wyczulone na światło oczy. Dopiero po kilku chwilach mogłem spojrzeć na czerwone drzwi, które jako jedyne kolorem odcinały się o tego pustego miejsca. Przełknąłem ślinę i powolnym krokiem począłem zbliżać się do owego przedmiotu, który zniknął tuż sprzed moich oczu, jak tylko położyłem swoją dłoń na złotej, połyskującej klamce.

"Co jest..."

Podrapałem się po karku i zaraz obróciłem się, lecz wnętrze pomieszczenia nie było już nieskazitelne niczym płatek śniegu. Teraz to było całkiem inne miejsce, zauważyłem, że znajduję się w lesie. Ciemnym lesie. Zacisnąłem swoje powieki i zaraz potarłem je lekko dłońmi z nadzieją na to, że po otworzeniu ich okaże się, że jestem w swoim pokoju, że to tylko jakieś halucynacje, zwidy czy po prostu zwykły sen. Nagle poczułem dziwny ucisk w tyle czaszki. Skrzywiłem wyraz swojej twarzy i zaraz chwyciłem się za tył swojej głowy pokrytej gęstym, brunatnym włosiem.

"Idź, póki nie ujrzysz światła."

Zadrżałem, jak tylko ten głos zabrzmiał w mojej głowie. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Miejsce, które mnie otaczało, naprawdę mnie przerażało.

"Kim jesteś?"

Zapytałem, lecz odpowiedziała mi głucha cisza. Wtem moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Lekki, chłodny wiatr sprawił, że zrobiło mi się zimno, więc naciągnąłem bardziej rękawy swojej koszuli na dłonie. W tej chwili naprawdę się przestraszyłem, więc bez żadnego zwlekania począłem dość szybkim krokiem podążać przez dziedziniec. idąc, uważnie rozglądałem się, badając każdy widoczny zakamarek tego miejsca. Wysokie drzewa wzrastały aż do nieba. Były to w stu procentach sekwoje, albo naprawdę ogromne świerki, które rzucały ogromne cienie na ścieżkę, którą podążałem, tak naprawdę nie wiedząc gdzie.

 Były to w stu procentach sekwoje, albo naprawdę ogromne świerki, które rzucały ogromne cienie na ścieżkę, którą podążałem, tak naprawdę nie wiedząc gdzie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

"Idź za światłem."

Znów usłyszałem ten głos, lub raczej szept, który ponownie obił się o moje uszy. Zadrżałem. Nie wiedziałem, czy to ze strachu, czy z zimna. Wtem usłyszałem huczenie sowy. Zasiadła na grubej gałęzi jednego z potężnych drzew, tak wysokich, że przysłaniały blask księżyca, którego nikłe smugi zaczęły padać na dziedziniec którym kroczyłem. Spojrzałem na opierzone zwierzę, a ono na mnie. Poczęło się ono mi bacznie przyglądać. Wtem sowa zahuczała i zmieniła się w czarnego kruka, który zakrakał i wzniósł się w górę, odlatując.

Dream |BTS| ||VKook|| |ONE SHOT|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz