Dave jak co dzień obudził się dość wcześnie i jak co dzień wszedł do małej kanciapy, gdzie był sedes i pojedyncza rurka z dwoma zaworami. Zestaw ten powodował, że Dave z dumą nazywał to pomieszczenie łazienką. Jak co dzień więc skorzystał z toalety i wziął prysznic.
Jednak coś było nie tak...
Gdy wszedł do innego pomieszczenia, zwanego kuchnią, praktycznie wszystko było dziwnie inaczej. Stos garnków w "zlewie" (misce z zimną wodą i plątaniną drutów w roli "gąbki"), na stole zbitym z niestruganych desek, nie było ani jednego talerza z jakimkolwiek posiłkiem. Co więcej, znoszone ciuchy leżały na podłodze czekając, aż ktoś łaskawie je wypierze... Jednym słowem wyszło na jaw, że Dave bardzo potrzebował swych robotów-pomocników. Obecnie jednak Kuch-Mat X1 i Kelner V1 stały sobie spokojnie w dwóch sąsiednich rogach kuchni, bo ich baterie właśnie postanowiły się rozładować.
- Och, te kupy złomu już mnie do szału doprowadzają! Nie posprzątały, nie ugotowały, ale stoją sobie w kącie, bo im się bateryjki rozładowały! Co ja wam na to poradzę?! - wściekał się w myślach Dave. Oczywiście nie był zły na roboty, tylko na fakt, że ich ogniwa nie wytrzymują już nawet trunowskiej nocy, która trwa zaledwie 20 godzin.
Dave, po upewnieniu się, że właśnie baterie są powodem "zmęczenia" robotów zjadł tylko dwie kromki syntetyzowanego chleba z odrobiną "masła" produkowanego ze zużytego oleju przemysłowego i wyszedł z domu.
„Muszę pogadać z Amy, może zostało jej jeszcze kilka baterii..". - myślał Dave idąc chodnikiem. Chłopak podążał przed siebie, mając nad głową niezliczoną ilość Vortexów, czyli pojazdów, które potrafią wystarczająco przełamać siłę grawitacji, by unosić się kilkadziesiąt metrów nad powierzchnią Truny, leczy nie na tyle, by wystrzelić pasażera poza planetę.
Przemieszczały się one wzdłuż powietrznych korytarzy utworzonych przez kilkusetmetrowe wieżowce zarówno mieszkalne jak i biurowe. Można było się tam dostać jedynie przez wejścia umiejscowione na poziomach, odpowiadających pułapom kursów tych właśnie pojazdów.
Co jakiś czas Dave mijał ogromne hałdy porobociego złomu, będącego efektem zakazu używania standardowych ogniw, który został narzucony przez władze Ehrengergu. Ogniwa, którymi była zasilana większość robotów codziennego użytku - również tych z warsztatu Dave'a - nie mogły być używane ze względu na "szkodliwy charakter dla środowiska Truny 1-Z-2". Dziwne jest to, że Ironking - największa fabryka robotów na Trunie - specjalizuje się tylko w produkcji maszyn zasilanych najnowocześniejszymi ogniwami atomowymi, których wydajność jak i cena są odwrotnie proporcjonalnymi wartościami do ich żywotności i bezpieczeństwa użytkowania. Nie każdy bowiem chce, aby jego robot, którego nabył za ogromne pieniądze, po kilku tygodniach bez ostrzeżenia postanowił zniszczyć pół miasta w wyniku przegrzania ogniw zasilających. Jeszcze dziwniejszym jest fakt, że właścicielem tej mega-fabryki jest sam Minister, który miłościwie i nieprzerwanie panuje w Ehrenbergu od kilkunastu lat.
Po przebyciu odległości odpowiedniej, by dojrzeć wielki hologramowy szyld, Dave przyspieszył kroku. Bardzo chciał znów spojrzeć na Amy. Nie ukrywał przed sobą, że bardzo mu się podoba i chciałby się z nią kiedyś ożenić.
„Nie mam u niej szans. Przecież ona jest taka ładna, a ja..." - pomyślał podchodząc do zdezelowanych drzwi sklepiku dziewczyny.
W Ehrenbergu było jeszcze kilka miejsc z wejściami bezpośrednio z poziomu gruntu. To w takich miejscach zawsze spotykały się osoby, którym jeszcze zależało na przyjaźni i rozmowie z człowiekiem, a nie z robotem, który dzień w dzień klepał tą samą formułkę: "Witam Pana/Panią w naszej firmie. Jeśli jest Pan/Pani pracownikiem naszej firmy, proszę udać się na prawo, jeśli klientem, proszę udać się na lewo. Dziękuję". Bywało to szczególnie zabawne, gdy robot w wyniku błędów w oprogramowaniu, lub po prostu ze starości, przestawiał słowa, albo wydawał dziwne dźwięki.
Wróćmy jednak do naszego wynalazcy. Ostrożnie położył dłoń na klamce. Obawiał się, że nie najlepszy stan drzwi w połączeniu ze zbyt dużą siłą włożoną w ich otwarcie sprawi, że Dave stanie się pośmiewiskiem w oczach innych klientów i, co najważniejsze, w oczach Amy. Pchnął więc delikatnie i wszedł do środka.
Wewnątrz poustawiane były regały i gabloty z robocimi częściami, przy ścianach z kolei stały gotowe roboty na sprzedaż. Wszystko przysłaniała wyjątkowo duża ilość klientów. Nie trudno było odróżnić żywą część otoczenia, bo przeważnie ludzie nie mieli pordzewiałych twarzy.
Na wprost wejścia stała szeroka, oszklona lada, za którą stały dwa roboty obsługujące standardowe zamówienia klientów, oraz niewiele wyższa od "pomocników" dziewczyna o rudych, sięgających do pasa, włosach. To właśnie była Amy. Ona przejmowała te trudniejsze sprawy, których robocie oprogramowanie nie rozumiało.
Dave przez chwilę spacerował po sklepie oglądając pordzewiałe roboty. Chciał poczekać, aż sklep trochę opustoszeje, a kolejka przy Amy zniknie. Bardzo lubił z nią rozmawiać. Wyobrażał sobie wtedy, jakby to było super, gdyby mógł z nią tak dyskutować codziennie, od rana do wieczora.
Co jakiś czas sprawdzał długość kolejki, która wydawała się nie mieć końca. Powoli tracił nadzieję, że uda mu się dzisiaj kupić ogniwa. Gdy nagle usłyszał najcudowniejszy jego zdaniem dźwięk na tej planecie... Głos Amy.
- Moi państwo, proszę o uwagę! Niestety, ostatnie ogniwo alkaiczne zostało sprzedane. Spróbuję zamówić jeszcze u innego dostawcy. Proszę podać swoje dane kontaktowe moim robotom, a ja odezwę się do państwa, gdy coś znajdę.
Pod konstruktorem ugięły się nogi. Już nie było mu tak wesoło...
CZYTASZ
Perpetuum Mobile
Science FictionDave- młody konstruktor robotów i wynalazca. Z powodu braku dostępu nawet do najzwyklejszych baterii oraz konieczności utrzymania swojego prestiżu wpada na szalony pomysł! Postanawia dokonać czegoś nad czym ludzkość głowiła się przez miliony lat...