Another day another life
Passes by just like mine
It's not complicatedDelikatna melodia napełniła ogromne pomieszczenie, będące świetlicą niewielkiego szpitala. Blondowłosa dziewczyna, wpatrując się w ścianę naprzeciwko siebie, pomału dotykała klawiszy na pianinie, tworząc kojące dla ucha dźwięki. Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Mimo ludzi wokół siebie, była sama. Każdy zajęty był sobą. Jedni grali w karty, inni w warcaby. Ktoś w rogu czytał książkę. A do starszej pani przyszły wnuki. Ona jednak pozostawała ciągle sama.
Po pomieszczeniu rozległ się jej aksamitny głos, współgrający z melodią. Jej jedyną przyjaciółką. Nikomu nie przeszkadzało to, że śpiewa. Właśnie to wypełniało smutnawą atmosferę tego miejsca. Nadawało mu tajemniczości i spokoju.
– Blossom, możesz sobie na moment zrobić przerwę? – Do zajętej blondynki podeszła po chwili pielęgniarka z tacą zapełnioną lekami. Dziewczyna przerwała granie i niechętnie spojrzała na nieco starszą brunetkę. – Powinnaś wziąć już leki.
– Jasne – westchnęła ciemnooka osiemnastolatka, wyciągając dłoń po tabletki. Kilka kolorowych kapsułek znalazło się na jej dłoni, po czym w jednej chwili dziewczyna wszystkie naraz połknęła. – Dziękuję.
– Może wyszłabyś na dwór. Mamy dziś taką ładną pogodę. – Pielęgniarka nie miała zamiaru odejść, chcąc, choć na jakiś czas, poprawić humor nastolatce. Ta jednak nie miała na to ochoty. – Spacer po ogrodzie dobrze by ci zrobił.
– Skoro muszę. – Dziewczyna wzruszyła lekko ramionami, po czym powoli wstała.
Dla ludzi, którzy przebywali już jakiś czas w ośrodku, Blossom nie robiła żadnego wrażenia. Jednak dla przypadkowego świadka, wygląd blondynki mógłby być nieco przeraźliwy. Wychudzona postura, wcale nie przypominała nawet tej z wybiegów, do której dążyły nastolatki na całym świecie. Wyglądała raczej na zwykły szkielet opasany tylko bladawą, prawie przeźroczystą, skórą. Jasna, stanowczo za duża sukienka dawała dodatkowo wrażenie, jakby Blossom była coraz to słabsza, krucha, będąca na skraju dwóch światów. Można było dostać wrażenia jakby każdy dotyk, ruch czy nawet powiew wiatru mógłby ją zniszczyć, złamać na miliard kawałeczków. Jej jednak było wszystko jedno. Najlepiej byłyby gdyby stało się to jak najszybciej.
Przy pomocy pielęgniarki blondynka wyszła z świetlicy do ogrodu przez wielkie szklane drzwi. Melancholijny obraz przyrody nie wpłynął na obojętny wyraz twarzy dziewczyny. Był początek maja. Wszystko kwitło, rodziło się do życia, było pełne energii. Poza nią. Zrobiła jednak niechętnie jeden krok, potem następny. Nic ją nie wzruszało. Usłyszała jeszcze pytanie pielęgniarki czy potrzebuje pomocy, ale tylko pokręciła głową. Nie miała ochoty przebywać z ludźmi. Nikt się nią nie interesował, więc, po co miała zważać na innych?
Przemierzała wolnym krokiem alejki ogrodu. Mimo, iż sam szpital był dość ponurym miejscem, a park też nie zdawał się być zbyt kolorowy, wszystko jakoś się uzupełniało i dodawało sobie barwy. Może to przez dźwięki ze świata, które przepuszczały mury ośrodka. Za nimi była normalna ulica, droga do szkół, pracy, do normalności. Do życia, z którego ją zabrano.
Usiadła na jednej ze starych drewnianych ławek, kilka metrów przed bramą do placówki. Mimo iż minęły prawie trzy lata odkąd była w tym miejscu, nadal tęskniła za rzeczywistością. Dlatego jeżeli tylko ktoś ją wyrzucał na świeże powietrze to z chęcią i lekkim zainteresowaniem oglądała to, co się dzieje za bramą. Roześmiane dzieci, zapracowani dorośli, wypadki samochodowe. Znała już tyle przelotnych historii, które działy się zaledwie w przedziale dziesięciu metrów. Można było nawet uznać, że zna tych ludzi. Starszą panią, która zazwyczaj chodziła na spacery ze swoim psem, widziała prawie za każdym razem. Nawet te radosne dzieci kojarzyła z twarzy.
CZYTASZ
Angel // one shot // Zayn Malik ✓
FanfictionBlossom Hell to osiemnastoletnia dziewczyna obdarowana przez los trudnym życiem. Od trzech lat zamknięta w sobie nastolatka mieszka w klinice, walcząc z chorobą. W codziennym starciu z samą sobą pomaga jej nowy wolontariusz, który staje się dla niej...