"Oh, Death, оh Death, oh Death,
Won't you spare me over another year ?"-Paniczu Black, zamierza Pan ze mną zatańczyć czy nie ?
Popatrzył zdezorientowany na stojącą przed nim brunetkę ubraną w ciemnoczerwoną suknię balową z czarnymi wstawkami. Znowu nie wiedział gdzie jest i stwierdził, że niedługo zeświruje od tych podróży w czasie gdzie każdy znał jego nazwisko i jego samego. Ile można ?! Ktoś powinien mu to w końcu wyjaśnić albo inaczej, sam powinien ruszyć tyłek żeby się czegoś dowiedzieć. Na razie wie tyle, że Richard naprawdę istniał i to co widział wcześniej mogło się zdarzyć naprawdę… czyżby to była słynna tajemnica rodu Blacków ? Morderstwa objęte aurą tajemnicy ? Czy może jednak coś innego ?
-Oczywiście milady.-powiedział nagle, sam nie wiedząc czemu takie właśnie słowa wyszły z ust. Odruchowo ujął delikatni dłoń dziewczyny a drugą rękę położył na jej talii zachowując jednak bezpieczną odległość. Gdy tylko usłyszał pierwsze takty muzyki, zaczął tańczyć doskonale prowadząc swoją partnerkę. Nie wiedział skąd znał kroki , dlaczego wiedział jaką odległośc należy zachować, w jaki sposób ująć dłoń dziewczyny i to go przerażało. Chyba nawet bardziej niż ostatnie wydarzenia bo czuł, że tu zostanie a nie chciał. Jedyne czego pragnął to wrócić do swoich czasów i swojego nudnego życia społecznego wyrzutka. Intuicja mu podpowiadała, że musiał znaleźć Rose żeby spełniło się jego życzenie ale jak znaleźć dziewczynę kiedy nawet się nie wie gdzie jest, w którym roku i najważniejsze : czy ona tu też będzie. Rozejrzał się dyskretnie po sali ale westchnął cicho gdy zobaczył same tańczące pary a wśród nich żadnej blondynki.
Nagle zaczęły mu przed oczami stawać pewne wspomnienia. W głowie zobaczył taki sam bal, tą samą salę tylko jego partnerką w tańcu była właśnie Rose. On sam miał dłuższe włosy i niewielki zarost i uśmiech oraz pewność siebie wypisaną na twarzy ale nie to przeraziło Olivera. Najstraszniejszą rzeczą jaką ujrzał było okrucieństwo w oczach swojego przodka. Poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach i wizja jak nagle się pojawiła tak nagle zniknęła i znowu przed oczami miał twarz swojej towarzyszki.
-Widziałaś może blondynkę z niebieskimi oczami ?- spytał w nagłym przypływie odwagi.
-Chodzi paniczowi o Rozalie Montogomery ?-odpowiedziała zaskoczona, patrząc na niego z niepokojem.- Dobrze się panicz czuje ? To pańska narzeczona .
-Narzeczona ?- spytał głucho.
-No tak…- powiedziała cicho.- A to pański zamek i pańska ziemia. Nie ma Pan gorączki ? Może zawołać kogoś ?
-Nie … możesz mi przypomnieć swoje imię ?
-Anna.- mruknęła dygając przed nim kiedy ostatnie dźwięki muzyki zamilkły.- Dziękuje za taniec paniczu.
Mrugnął oczami i już jej nie było. Westchnął cicho, przeczesując włosy palcami.
-Co jest nie tak z dziewczynami ? Ledwo mrugnę a już ich nie ma.- wyszeptał sam do siebie a potem rozejrzał się jeszcze raz po sali. Musiał zebrać fakty : po pierwsze był dziedzicem zamku, po drugie Rose była kiedyś jego narzeczoną a po trzecie musiał w końcu sam przed sobą przyznać, że znalazł się na miejscu swojego przodka. Miał przeczucie, że w tym miejscu, o tej porze cała historia się zaczęła . Jednocześnie intuicja podpowiedziała mu że dzisiaj też się wszystko zakończy. Z tego powodu dreszcz mu przeszedł po plecach a dłonie stały się lodowate. Chciał jak najszybciej znaleźć blondynkę . Ruszył powoli w kierunku wyjścia z sali balowej kiedy momentalnie znowu poczuł nieziemski ból głowy. Zamknął oczy i oparł się ścianę, która zdawała mu się być wykonana z waty.
Odpływał.Szedł ciemnym korytarzem czując powoli dreszczyk ekscytacji i podniecenia. W dłoni trzymał rodzinny sztylet wysadzany rubinami oraz z herbem rodu Blacków. Właśnie zamierzał zrobić coś złego, okrutnego , przerażającego. Coś co potępi go na wieki, skaże na wieczność pośród diabelskich płomieni ale nie mógł teraz się wycofać. Nawet nie chciał. Zdawał sobie sprawę, że to jedyny sposób żeby osiągnąć swój cel.
Wszedł cicho do jej komnaty a gdy zobaczył dziewczynę ubraną w samą halkę na jego twarzy wykwitł diabelski uśmiech. Szybko schował sztylet za siebie gdy się odwróciła.
-Och… Oliver. –powiedziała zaskoczona, rumieniąc się.- Nie powinieneś tu być.
-Nie przesadzaj Rozalio. Jestem twoim narzeczonym.
-To cię wcale nie usprawiedliwia !-odpowiedziała oburzona, zakładając ręce na piersiach.- Wyjdź.
Uśmiechnął się szelmowsko, sprawdzając kątem oka czy drzwi są na pewno zamknięte. Podszedł do niej i wolną ręką objął ją w pasie i do siebie przyciągnął. Starała się go odepchnąć ale nie zwracał na to uwagi tylko ją pocałował a po chwili błyskawicznie zatopił sztylet w jej klatce piersiowej. Opadła w drgawkach na podłogę a on tylko uśmiechnął się okrutnie, szybko się od niej odsuwając.
-D-d-d-laczego ?- wycharkała ostatkiem sił.
-Oh kochanie to nic osobistego , uwierz mi.- powiedział cicho, przechodząc nad jej ciałem. Skierował się do tajemnego przejścia, które niedawno ukrył w komnacie. Teraz musiał tylko uciec stąd niezauważony.Otworzył oczy, rozmasowując skronie. Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał… on zabił ? Czy to był jego przodek ? Czy w końcu dziewczyna zabijała ? Nic się nie układało w całość albo powoli zawodziła go jego zdolność logicznego myślenia. Westchnął i na miękkich nogach wyszedł z sali. Znalazł się nagle w ciemnym korytarzu, w którym paliły się tylko nieliczne świece zawieszone na kandelabrach. Dookoła na ścianach znowu wisiały portety jednak wydawało mu się, że osoby z nich są żywe i go obserwują. Bacznie. Uważnie. Przełknął głośno ślinę, czując jak zaczęło mu się robić duszno.
Miał wrażenie, że już tu kiedyś był. Istne deja vu, które akurat w tym momencie, mu się mało przydawało. Powoli ruszył w głąb korytarza czując, że musi znaleźć pokój ze swojej wizji. Możliwe, że tam kryła się odpowiedź na dręczące go pytania.
Drgnął kiedy nagle usłyszał przerażający chichot a jego twarz owiał powiew chłodnego wiatru. Zaczął iść szybciej, nadal czując na sobie wzrok osób z obrazów . Nagły szelest. Chichot. Podmuch wiatru. Płomyki świec poruszyły się w wietrznym tańcu. Obrazy zakołysały się na swoich gwoździach wywołując przeraźliwe skrzypienie. Momentalnie temperatura spadła a z jego ust zaczęła wydobywać się para.
-Oliver….zabawimy się ?
Damski głos rozległ się na korytarzu a po chwili kolejny chichot odbił się echem od ścian. Zaczął biec, nie wiedząc już co miał robić. Był spanikowany, przerażony, wystraszony. Chciał tylko uciec, jak najszybciej, jak najdalej od tego korytarza, świata, czasu. Chciał do domu. Biegł ile tylko miał sił w nogach, nawet zamknął oczy nie chcąc widzieć przed sobą przeraźliwych obrazów.
Nagle poczuł jak na kogoś wpada. Upadł na zimną posadzkę, otwierając powoli oczy. Gdy zobaczył przed sobą postać Rose, ubranej w normalny strój odetchnął z ulgą ale jednocześnie znowu przeszedł go dreszcz. Skąd dziewczyna się tu wzięła ?
-Wyglądasz jakby gonił cię trup.-powiedziała chłodno, pomagając mu wstać.
-Ciebie też miło widzieć.- mruknął starając się uspokoić oddech.- Co tu się dzieje ?!- spytał po chwili patrząc na nią lekko przerażony. Rose tylko wzruszyła ramionami. Wzięła go delikatnie za ręka i zaczęła prowadzić coraz ciemniejszym korytarzem. Jej dłoń była zimna, lodowata jakby dziewczyna dopiero co wyszła zza grobu. Chciał się jej wyrwać ale ścisnęła go z taką siłą, że nie dał rady tego zrobić.
-Masz ładny zamek.-powiedziała po chwili.
Chłopak spojrzał na nią jak na idiotkę ale się nie odzywał. Cała sytuacja go przerażała i chociaż na początku myślał, że dziewczyna będzie dla niego ratunkiem to teraz poczuł jak bardzo się mylił.
-Więc co wiesz ?- spytała po chwili, odwracając się do niego twarzą. W ciemności widział jej przerażające , błękitne oczy z których zionęła pustka.
-Nie wiem o co ci chodzi…- wyszeptał cofając się kilka kroków.
-Oj więc mały, sprytny Oliverek nie skojarzył faktów z wizji, które mu podsyłałam ?- zakpiła cicho, podchodząc do niego powoli. Poczuł jej chłodny oddech na swoim policzku. – Jesteś tępy jak każdy z twoich przodków.- wyszeptała gniewnie i nagle posadzka zadrżała pod ich stopami.
-Nie wiem o co ci chodzi…- powiedział przerażony.- Nie mam z tobą nic wspólnego, ani z tym miejscem. Pozwól mi wrócić do domu…
-Do domu ?- parsknęła śmiechem. – Jesteś już jedną nogą w grobie Oliverze Black. Teraz piekło jest twoim domem.
Po jego całym ciele przeszedł dreszcz. Poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić ze strachu i cofnął się kilka kroków aż natrafił plecami na ścianę.
-Myślałem, że mnie lubisz…- powiedział w końcu, patrząc na dziewczynę z przerażeniem. Nagle rozległ się kolejny chichot, który jak się okazało wydobywał się z ust Rose. Podłoga bardziej zadrżała a wszystkie świeczki zgasły gdy poczuł nagły przypływ wiatru.
-Nienawidzę cię. I całej rodziny Blacków. – powiedziała chłodno dziewczyna.- Twoja rodzina zniszczyła mi życie. Pozbawiła mnie go w tym zamku. Po tym balu a wiesz czemu ? Wiesz czemu twój przodek Oliver Black zasztyletował mnie w mojej własnej sypialni a potem uciekł jak plugawy tchórz ?!- krzyknęła a momentalnie wszystkie obrazy spadły na ziemię. Chłopak w ostatniej uchylił się unikając dostania w głowę ale w uszach ciągle słyszał głos dziewczyny, jej słowa. Jej przerażający chichot, który towarzyszył mu gdy zaczął uciekać. Nie rozumiał nic z tego o mówiła dziewczyna. Przecież ona nie umarła, stała przed nim, całowała się z nim a teraz nagle mówi, że nie żyje. Czyżby Rozalia z jego wizji to była Rose ? Nie, to niemożliwe. TO WSZYSTKO JEST NIEMOŻLIWE!
Ciąg dalszy nastąpi....
CZYTASZ
Moja przyjaciółka Śmierć.
Siêu nhiênWyobraź sobie, że jesteś typowym odludkiem w szkole. Nagle postanawiasz iść na szkolną imprezę gdzie spotykasz tajemniczą dziewczynę, która sprawia, że ta noc staje się koszmarem... być może ostatnim w twoim życiu. Gdy Oliver spotyka Rose, wie że dz...