Był ciepły, lipcowy wieczór. Za oknem mocno świeciło słońce, co chwilę jednak zanikało przez chmury, które oddalały się coraz dalej, uciekając od ich świata. Wiedziała, że one i tak przyjdą za kilka dni, popsują cały klimat i ich zaleją. Dosłownie.
Wiatr łagodnie łaskotał jej twarz, delikatnie ochładzając ciało od skwaru, jaki panował. Organizm wręcz domagał się chłodu.
Słońce lubiło czasem ludzi popalić. I to tak maksymalnie.
Clarke siedziała na balkonie, w swoim mieszkaniu na dziesiątym piętrze, na krześle i rozwiązywała krzyżówki. Co chwilę przygryzała długopis, zastanawiała się i przekreślała wymyślone przez siebie hasła.
Clarke Griffin NIENAWIDZIŁA KRZYŻÓWEK. Były męczące, a większość haseł była tak zagmatwana, że naprawdę nie wiedziała, o co chodziło, gdy pytali się ją o prawo fizyczne jakiegoś nieznanego dla niej gościa, który wymyślił to i to, lub gdy pytali się ją o związek frazeologiczny i prosili o wyjaśnienie.
A może po prostu była głupia, bo nie potrafiła zrobić wszystkiego. Kto wie? Stwierdziła jednak, że to wydawnictwo namieszało. Rzuciła książeczkę na najbliższy stoliczek, westchnęła i wręcz wtopiła się w krzesło. Chwyciła w dłoń szklaneczkę z wodą, upiła łyk, odstawiła ją i wzięła do rąk książkę. Otworzyła ją na pierwszej stronie i zaczęła czytać.
Po kilku minutach zamknęła ją z trzaskiem. Nie, ta książka nie była dla niej. Była zbyt drastyczna i cholernie nudna, realistyczna i pokazująca tylko to, dlaczego czytelnik ma zdecydowanie po nią nie sięgać. Griffin miała w zwyczaju robić wszystko na odwrót, dlatego sięgnęła po tę książkę, chociaż wszyscy mówili jej wyraźnie, aby definitywnie tego nie robiła.
Well, i tak wszystko zrobi po swojemu. Po prostu przeoczy ten nudny początek i przeczyta resztę. Początki zazwyczaj bywały po prostu NUDNE, rozwijające i wszystko wyjaśniające, czasami również to, co niepotrzebne.
Z tyłu trzasnęły drzwi, a na usta Clarke mimowolnie wpłynął uśmiech. Wstała i stanęła w drzwiach, opierając się o ścianę.
- Hej.
Lexa podskoczyła i uśmiechnęła się do niej szeroko. Miała na sobie białą koszulę, której dwa guziki rozpięła, czarne, szerokie spodnie i buty na obcasie. W ręku trzymała swoją bordową marynarkę, którą zawiesiła na krześle w kuchni. Zrzuciła z ramienia swoją wielką, czarną torebkę, postawiła ją na krześle, na którym wisiała jej narzutka, po czym ruszyła ku Clarke. Pocałowała ją i przytuliła.
Pani prawnik Lexa Trikru. Bardzo szanowana pani prawnik.
Prywatnie jej osobisty diabeł.
Do usług.
- No cześć. - Zaśmiała się ciepło.
Odsunęły się od siebie na długość ramion, trzymając się za ręce i bujając nimi. Z twarzy Lexy nie mógł zniknąć uśmiech.
- Potem wychodzimy.
Puściły swoje ręce i udały się do kuchni. Clarke wyjęła butelkę wody spod szafy, najprawdopodobniej gazowaną, i zaczęła obierać cytrynę. Lexa sięgnęła do zamrażalnika i wyciągnęła lód.
Griffin uniosła brew.
- Tak? A niby gdzie?
Tamta zachichotała, wyłożyła szklanki i włożyła do każdej po dwie kostki lody. Przechodząc obok niej, przelotnie cmoknęła ją w policzek.
- Zobaczysz jeszcze.
Wzięła od niej wodę. Ta zasyczała w momencie otwarcia, więc Griffin domyśliła się, że była to gazowana woda. Zalała każdą szklankę do połowy, a chwilę potem Clarke dołożyła do nich cytrynę. Obie wzięły swoje szklanki do rąk, stuknęły się, zaśmiały i wypiły do dna.
CZYTASZ
Urodziny || The 100
Fanfiction- Nawet nie próbuj, Clarke - syknęła. - Już niedaleko. Ktoś krzyknął, a jej dziewczyna zaśmiała się. - No chodź, czekają na ciebie. #Clexa