XII

2.3K 195 108
                                    

*Reader*

*Chamski Time Skip aż po wyprawie* (tak wiem, że to wredne, ale muszę tak zrobić, przepraszam)

Minął już tydzień od zakończenia wyprawy. Alice okazała się kobietą-tytan, którą złapaliśmy i oddaliśmy w ręce Hanji. Nadal miałam rozterki emocjonalne, jednak jednego byłam pewna. Tego, że kocham Kaprala. Zdałam sobie z tego sprawę na wyprawie, kiedy walczył on z tytanami. W duchu modliłam się do wszelkich nieistniejących bóstw, aby nic mu się nie stało i na szczęście tak było.


Siedziałam teraz na placu opierając się plecami o gigantyczne drzewo, które tam rosło. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy powiedzieć Kapralowi o moich uczuciach.


Uniosłam głowę do góry. Spojrzałam na niebo. Byli błękitne, bez żadnych chmur, a co jakiś czas przelatywały ptaki.


Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk kroków. Odwróciłam się żeby sprawdzić kto to. Był to ktoś, kogo najmniej chciałam teraz spotkać.


To był Kapral.


Spojrzałam na niego.


- Dzień dobry Kapralu. Co Kaprala tu sprowadza? - zapytałam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak bardzo idiotyczne było te pytanie. Troszkę dziwnie na mnie spojrzał, a ja zrobiłam sobie czerwona.


- Po prostu wyszedłem na spacer. Poza tym mam prośbę. Mów do mnie po imieniu, a nie tak formalnie. To robi się cholernie wkurzające.


- Dobrze, Levi.


- [Imię] chciałabyś wieczorem się spotkać?


- W sumie mogłabym, jednak o której i gdzie?


- O 22, tutaj. Pasuje?


- Tak.


- Dobra, ja już muszę się zbierać. - powiedział i poszedł.
Ja próbowałam zignorować motylki, które szalały w moim brzuchu. Wróciłam do siebie. Podeszłam do okna. Było widać słońce, do którego zbliżały się chmury, próbując zakryć tę gigantyczną gwiazdę.


Wreszcie im się udało. Przysłoniły słońce. Zrobiło się trochę ciemniej, ale nie przeszkadzało mi to. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał godzinę 18:48. Wzięłam ubrania na przebranie i poszłam do łazienki. Kiedy się ogarnęłam było już wpół do dwudziestej. Wyszłam z pokoju i poszłam na kolację. Zjadłam i wróciłam, żeby się zdrzemnąć.


Kiedy się obudziłam było już ciemno. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 21:37.
- Cholera! - powiedziałam do siebie zaciskając pięść. Jak głupia wstałam i zaczęłam się szykować. Wybiegłam z budynku i już po chwili byłam na placu. Zobaczyłam czyjąś sylwetkę obok drzewa. To pewnie Levi. Podeszłam tam. Tak, to na pewno był on.


- Witaj Levi, przepraszam za spóźnienie. Umm...trochę przysnęłam. - powiedziałam, stając obok niego.


- Spokojnie [Imię]. W porządku. Chciałem z Tobą o czymś porozmawiać.


- I ja również.


- Mogę zacząć? - zapytał, a ja kiwnęłam głową na 'tak'. - Zanim przejdziemy do spraw osobistych chcę Cię o czymś poinformować. Po ostatniej wyprawie odnaleźliśmy sposób na wybicie wszystkich tytanów. Jest pewna substancja, której atomy wnikają w powietrze. Jest to nieszkodliwe dla ludzi, jednak dla tytanów niemożliwym jest, żeby przeżyć wdychanie tej substancji. Tak więc jeszcze w tym tygodniu mury znikną. - w głębi duszy cieszyłam się jak głupia na tę wiadomość, jednak nie chciałam zachowywać się jak jakaś idiotka. - Teraz przejdźmy do spraw prywatnych. Mówiłem Ci, że przed wypadkiem byliśmy razem. Kochałem Cie wtedy i to nie przeminęło. Te uczucia trwają aż do teraz, a od jakiegoś czasu zaczynam mieć coraz większą nadzieję na to, żebyśmy znowu do siebie wrócili. Nie wiem, jak to ubrać w słowa. To dla mnie za trudne, jednak mam nadzieję, że rozumiesz. Po prostu chcę to powiedzieć, zanim znikną mury i nasze drogi się rozejdą. Ughh...to takie trudne, mówić o uczuciach. Dobra...[Imię] ja...Kocham Cię. Wiem, że możesz tego nie akceptować jednak pro... - przerwałam mu podbiegając do niego i przyciskając swoje wargi do jego. On zaczął pogłębiać pocałunek. To była najlepsza chwila w moim życiu. W moim brzuchu szalało stado wściekłych motyli. Kiedy zabrakło nam tchu oderwaliśmy się od siebie.


- Też Cię kocham, Levi. - odpowiedziałam obejmując go.


- [Imię], chcesz dzisiaj nocować u mnie w pokoju? 


- W sumie...tak, chcę.


*Levi*


- W sumie...tak, chcę. - odpowiedziała. Złapałem ją za rękę i poszliśmy do mojego pokoju. W końcu moja ukochana [Imię] wróciła. Tak bardzo za nią tęskniłem. Jednak wiedziałem, że to nie potrwa długo. Opadną mury i każde z nas pójdzie w inną stronę, a świat jest tak wielki, że ponownie się nie spotkamy.


Weszliśmy do pokoju i zdjęliśmy odzież wierzchnią, ponieważ było strasznie gorąco. Usiadłem na łóżku, a ona obok mnie. Objąłem ją i zacząłem całować. Teraz będę mógł to robić kiedy tylko będę chciał. W końcu ona jest moja...tylko moja. 


Oderwaliśmy się od siebie i [Imię] powiedziała, że jest zmęczona. Położyliśmy się, a ona oparła głowę o mój tors i zasnęła. Pogłaskałem jej włosy i pocałowałem w czoło, aż w końcu sam usnąłem.


~~~~~~~~~

Witajcie w kolejnym, przedostatnim rozdziale PIERWSZEJ części tego opowiadania. Dlaczego pierwszej? Otóż, ostatnio wymyśliłam, że będą dwie części. Pierwsza niedługo się kończy. Jak dobrze pójdzie (a tak pójdzie), to ostatni rozdział będzie jutro lub w poniedziałek.(Chyba, że złapie mnie w nocy mega chętka na pisanie, to może nawet dzisiaj). Cóż, rozdział chyba nie jest taki zły. Trochę całusków, przytulasków i wspólny koniec w łóżku ( ͡° ͜ʖ ͡°) Cóż, ja kończę i mam nadzieję, że się podobało^^
 

Levi x Reader || Zagubiona PrzeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz