1.

100 6 1
                                    

Na wstępie od razu powiem, że:
1. Będą tu wraz ze znanymi chłopcami postacie których nie było w książce pana Ćwieka. Czemu? Bo mogę xD
2. Piszę jako dziewczyna czego nie robiłam dawno więc w razie błędów wybaczcie ;-;
3. Akcja dzieje sie przed odnowieniem lunaparku (pierwsza część i poło drugiej z lekko zagiętym czasem).
4. Na górze jest logo gangu zagubionych chłopców. Ten zegar cebula. To mają na kurtkach zAgubieni chłopcy xD
5. I tak zjebie to opowiadanie jak wszyskie inne xD
6. No i... Nie no >.< Nie mam pomysłu na inne punkty. Mam nadzieję, że się spodoba <3
********************************************
Słońce pojawiło się powoli oświetlając opuszczoną fabrykę na przedmieściach miasta. Opuszczoną? Przynajmniej pozornie. Jak się przyjrzeć fabryka radziła sobie podejrzanie dobrze z czasem. Wielki plac przed budynkiem był równy i nie miał wielu pęknięć w asfalcie. W małych zabudowania koło fabryki zorganizowano warsztaty i parkingi dla wielu motocyklów należących do mieszkańców obecnie śpiących w budynku głównym.
Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się zadowolona. Zaraz jednak mina mi zrzedła. Musiałam wstać, ruszyć dupę i zejść na dół. Potem przejechać pół polski. Jutro mamy być w drugiej Nibylandii.
Czego najbardziej nie lubiłam w dniach? Poranków... a czemu? A bo zawsze wtedy łóżko było najwygodniejsze i zawsze wtedy akurat trzeba było je opuścić.
W końcu łaskawie ubrałam się i pojawiłem w wielkiej jadalni. No przynajmniej teoretycznie. Niby stół był, ale jak zawsze to co się działo przypominało zoo nie śniadanie, a wszysko w oprawie pomieszczenia wyraźnie dającego znać, że jesteśmy w byłej fabryce. I nie, nie byłam zgorszona. Wręcz widząc to nabrałam chęci do życia. Weszłam do pomieszczenia wolnym krokiem mijając krzesła na których obracali się chłopcy. Uśmiechali się, witali, zagadywali. Odpowiadałam na ile mogłam. W końcu minęłam cały rząd zajmując krzesło po prawej stronie chłopaka siedzącego u szczytu stołu. Nabrałam jedzenia i westchnęłam.
-Znowu nie spałeś... Może odpuśćmy sobie ruszanie dziś? Wyśpij się. Skrótem będziemy tam w godzinę. Możemy jechać jutro - powiedziałam patrząc na podkrążone zielone oczy białowłosego. Kolor naturalny. Niby albinos, ale nie do końca... kij wie. Jakoś taki wyszedł. Słysząc moją propozycję pokręcił głowią wiążąc długie włosy w luźny kucyk.
-Wiesz, że nie zgodzę się na jazdę Skrótem. Ostatnio cały czas tracimy tam ludzi, a jazda dużą grupą będzie dodatkowo niebezpieczniejsza. Ruszamy dziś i jedziemy normalnie - zdecydował. Czyli jednak czeka nas cały dzień jazdy. Nie, żebym narzekała jakoś bardzo. Lubiłam jeździć jednak długie trasy z gangiem czasami były męczące.
Zajęłam się już jedzeniem bez słowa. Gdy skończyłam rozmawiałam jeszcze chwilę z najbliżej siedzącymi. Wtedy Lysander wstał ze swojego miejsca u szczytu i ogłosił godzinę o której wszyscy mają być gotowi. Wszyscy przyjęli to z dzikim entuzjazmem... Zwierzęta. Ale jak na nich patrzę i tak na mojej twarzy pojawia się banan. Może byłam tu jedyną dziewczyną, może i nie wrzeszczałam jak ta dzicz, ale zdecydowanie czułam, że tu pasuje... Oj tak.
Wszyscy rozeszli się by spakować co potrzebują i przygotować maszyny. Nie postąpiłam inaczej.
O wyznaczonej godzinie wyszłam z budynku gdzie już czekał dość pokaźny tłum mężczyzn ubranych w skórzane kurtki takie jak moja. Niektórzy uważali, że nie jesteśmy gangiem bo nie mamy naszywek na kamizelkach. My jednak z dumą nosiliśmy rozbity kompas z dopiskiem Zgubieni Chłopcy na kurtkach. Może nie byłam chłopcem, ale byłam częściami tego wszyskiego. Spojrzałam na Lysandra koło którego się zatrzymałam.
-To jak braciszku? Ruszamy? - spytałam uśmiechając się na co kiwnął głową odpowiadając podobnym uśmiechem i idąc do swojej maszyny. Wsiadłam na własną czekając na innych. Ktoś jeszcze raz krzyknął z entuzjazmem i ruszyliśmy. Mamy długą drogę do pokonania...

Zgubieni ChłopcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz