Najgorszy najszczęśliwszy dzień jego życia

2K 127 51
                                    

  – Musimy CO?!

– Obawiam się, że to było wystarczająco jasno powiedziane.

– Musimy CO?!

– Malfoy, nie papuguj po mnie!

– Proszę, panie Potter, panie Malfoy, niech panowie spróbują się uspokoić. Ten dokument jest bardzo wiekowy, ale wciąż prawomocny.

– Chyba sobie żartujesz!

Dumbledore westchnął.

– Sami to na siebie sprowadziliście, moi drodzy chłopcy. Obawiam się, że... nie macie wyboru.

Brunet i blondyn spoglądali po sobie znad starożytnego pergaminu, leżącego na dyrektorskim biurku. Ich miny wyglądały podobnie.

– Musimy... WZIĄĆ ŚLUB?!

***

– Prawo to zostało utworzone w piętnastym wieku w odpowiedzi na bardzo specyficzny splot wydarzeń... do którego między wami doszło, niestety. Draco, rozumiem, że chciałeś ukraść pelerynę-niewidkę Harry'ego dla żartu, ale faktem jest, że spłonęła ona, kiedy znajdowała się w twoim posiadaniu, co czyni ciebie za to odpowiedzialnym.

– To był wypadek – jęknął Malfoy.

– Bo ci uwierzę!

– To nieważne. Harry, rozumiem, że jesteś zasmucony stratą pamiątki, ale naprawdę... kradzież Księgi Klątw Rodzinnych z Działu Ksiąg Zakazanych była bardzo niemądra...

– Wygląda na to, że nie możesz wydusić z siebie gównianego dialektu czystokrwistych, wysokich rangą rodzin czarodziejów – rzuciła ciemna postać, opierająca się o ścianę.

– Profesorze Snape, proszę pozwolić mi się tym zająć – powiedział stanowczo dyrektor.

Harry'emu udało się przybrać jednocześnie skruszony i obrażony wyraz twarzy. Snape wyglądał jak zwykle – jak Snape.

Dumbledore kontynuował:

–Miałeś zamiar przekląć dziedzica rodu Malfoyów klątwą Nieustających Koszmarów... ale to, co ci naprawdę wyszło, to zaklęcie Wiecznej Bezpłodności.

– Że co? – spytał zdziwiony Harry. (1)

– Bezpłodny, panie Potter. Niemogący mieć potomstwa. Bardzo, bardzo poważna klątwa.

– TY... mój ojciec cię ZABIJE, Potter!

– Taki czyn nie jest karany śmiercią, ale pozbawieniem magii.

– Niech będzie! To nawet lepiej!

– Jednakże ta prowokacja Harry'ego wpisuje się w jedną z sześciu reguł, tworzących całość interesującego nas prawa. Pelerynę można uznać za dziedzictwo rodowe i jej zniszczenie mogło doprowadzić do rzucenia w odwecie jakiejś poważnej klątwy. W takim wypadku prawo mówi, że oba zainteresowane rody muszą ponieść karę przez połączenie dziedziców obu domów przez związek małżeński.

– DOM? Ja nie mam domu. Nawet nie mam RODZICÓW! Jeśli chcesz, żeby Malfoy kogoś poślubił, to może lepiej wybierz Dudleya!

Dumbledore kontynuował, jakby w ogóle go nie słyszał:

– W ten sposób klątwa przechodzi na oba domy – żaden z dziedziców nie będzie w stanie mieć dzieci, skoro drugi ze współmałżonków jest bezpłodny. To raczej skutecznie powstrzymywało czarodziejów przed korzystaniem z tej konkretnej klątwy. Aż do teraz – zakończył.

– Ale my jesteśmy...

– Nie możemy...

– Żaden z nas nie jest...

– DZIEWCZYNĄ! – wrzasnęli jednocześnie.

– No cóż, tak. Obawiam się, że to nie ma znaczenia.

– CO?!

– W tej sytuacji prawo nie patrzy na różnicę płci. Biorąc pod uwagę to, że potomstwo i tak nie wchodzi w grę, nie trzeba zwracać uwagi na płeć.

– NIE ZROBIĘ TEGO! – wrzasnął Harry. – To ON zaczął! Dlaczego miałbym... poślubić – powiedział to takim samym tonem, jakim większość ludzi wymówiłaby „wypatroszyć" – tego oślizgłego dupka, który to wszystko zaczął?

– Och, Potter, daj spokój – powiedział Snape. – Obaj to zaczęliście sześć lat temu i nigdy właściwie nie skończyliście, prawda? Nie potrafiliście zostawić się w spokoju. Powiem tyle – zasłużyliście na siebie nawzajem.

– Ale on jest... jest... – i wtedy Harry zaskoczył wszystkich doborem słów – ...Ślizgonem!

Usta Snape'a drgnęły.

– Aaa, czyli w zwyczajach szlachetnych Gryfonów mieści się rzucanie klątw rodowych, tak? – prychnął Draco. – Powiem ci, że nie masz z czego być zadowolony, Potter.

– Ty to nazywasz zadowoleniem? TO? To nie jest zadowolenie, to obrzydzenie! Jeżeli to nie jest jakaś ślizgońska intryga, zmierzająca do postawienia mnie w najbardziej odrażającej sytuacji, o jakiej mógłbym pomyśleć...

– CIEBIE?! Do cholery, jestem Malfoyem! Bogatym, z poważanym nazwiskiem, darzonym respektem, dodatkowo niewyobrażalnie przystojnym... jak śmiesz udawać, że to wszystko cię obrzydza?! To JA powinienem być przerażony wizją poślubienia takiego nikogo bez nazwiska, którego jedyną zasługą było przeżycie – czy to naprawdę takie imponujące?

Harry prychnął. (Wszyscy zauważyli, że wyglądał przy tym zadziwiająco naturalnie.)

– Malfoy, ja przynajmniej dotrzymuję słowa. Powiedziałem ci, że popamiętasz i tak się stało! Tak, to jest właśnie gryfoński honor! – Zanim Draco zdołał coś odpowiedzieć, Harry kontynuował. – A poza tym jestem więcej wart od ciebie! Nie musisz się przejmować zaklęciem bezpłodności, ty zboczeńcu. To cud, że jeszcze nie dorobiłeś się z TUZINA procesów o ustalenie ojcostwa!

– To kłamstwo! Jestem bardzo dyskretny!

– Czyli nigdy nie miałeś więcej niż jednej osoby na raz?

– Przynajmniej ja wiem, co robić podczas nocy poślubnej, ty PRAWICZKU!

– To niesprawiedliwe! Nie jestem prawiczkiem!

– Boli mnie, że to ja muszę cię uświadomić, ale masturbowanie się w trakcie fantazjowania o mnie nie jest równoznaczne z uprawianiem seksu, nieważne, jak dobry bym był!

– Proszę, żebyście zaprzestali tej kłótni w mojej obecności! – zagrzmiał Dumbledore, wyraźnie wytrącony z równowagi. – Możecie albo zaakceptować to jako wasze przeznaczenie...

– I dojść do tego, który z was będzie panną młodą...

– Snape, zamknij się! – wrzasnęli obaj chłopcy... i Dumbledore też...

– ... albo obaj zostaniecie pozbawieni magii do końca życia i zmuszeni do egzystowania jako – wybaczcie mi to słowo – charłacy w czarodziejskim świecie. Tak... tak właśnie to wygląda.

Chłopcy stali, ciężko dysząc i patrząc na siebie złowrogo; powietrze w pokoju prawie trzeszczało od nienawiści. Dumbledore podziękował sobie w myślach, że pamiętał o odebraniu chłopcom różdżek, kiedy tylko przekroczyli próg gabinetu.

– Dobra – wysyczał Draco. – Niech będzie. Skoro mówisz o gryfońskim honorze... to pokażę ci, co oznacza honor Malfoyów. Ja... ja zrobię to. Zrobię to, co moja praworządność...

– Praworządność, jasssne...

– ...mi nakazuje. Mimo tego, że czuję mdłości na samą myśl...

– Dziewiątką od sędziego z Durmstrangu! Brawo, Malfoy! Co będzie na bis, Hamlet?

– Nie, Potter, ZABIJĘ cię!

– Tylko spróbuj, ty mały tchórzliwy pedałku! Jeżeli tak bardzo chcesz dbać o honor rodziny, to możesz założyć suknię ślubną!

– Nie ma MOWY, nie założę białej sukni, ty debilu!

– Czy ktoś coś mówił o białej, dziwko?!

– AAAACHHHH! – wrzasnął Draco, rzucając się na Harry'ego.

– Panie Malfoy! Panie Potter! Proszę! – krzyknął Dumbledore, gdy Snape rzucił się w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. – Nie w... NIE! UWAŻAJCIE NA FAWKESA!

– Lepiej, żeby na niego uważali, po tym wszystkim będą go potrzebować... – wymruczał Mistrz Eliksirów zza szafy, wzdrygając się, kiedy usłyszał odgłos pękających kości.

***

W końcu żaden z nich nie musiał ubrać sukni, białej czy jakiejkolwiek innej. Białe szaty, białe płaszcze na ciemnych garniturach i białe fraki zostały zaproponowane w ramach kompromisu i szybko odrzucone przez Harry'ego i Draco.

Obaj ubrali czerń, pasującą do ich nastrojów.

Ślub miał miejsce w posiadłości Malfoyów. Tego nie można było obejść; dziedzic Malfoyów nie miał wyboru, a Harry'ego nie obchodziło, gdzie odbędzie się jego Dzień Zguby. Pozwolono mu zaprosić kogo chciał, co oznaczało, że zagroził śmiercią każdemu znajomemu, który tylko pomyślałby o zbliżeniu się do tego miejsca na kilometr. Jednakże Hermiona naciskała, że nie mógł pozwolić, aby wszyscy goście Malfoyów myśleli o nim jako o tak nieznaczącym, że nikt nie przyszedł na jego ślub. A co najważniejsze – nie mógł dać pomyśleć Draco, że się boi. Więc w końcu się zgodził – mogła się zająć zaproszeniem gości.

I teraz właśnie powiedział: „Więc naprawdę muszę to zrobić, prawda?" do większości Gryfonów, nauczycieli i setki innych krewnych i znajomych Malfoyów.

Dumbledore – który został zmuszony do przeprowadzenia ceremonii, mówiąc, że skoro on ich w to wplątał, to będzie odpowiedzialny za całość, niech go szlag – miał problem z wypowiedzeniem rytualnej formułki:

– Niech związek tych dwojga czarodziejów będzie trwały... eee, cóż... znośny... i szczęśliwy... a w każdym razie niech nie skończy się morderstwem... i opromieniony potom... o cholera, zapomnijcie o tym. Możesz poca... – Zatrzymał się i przyłożył dłoń do oczu. – Jestem starym człowiekiem i nie powinienem zajmować się takimi rzeczami. Jesteście małżeństwem.

Lucjusz Malfoy spędził całą ceremonię, zapijając się w trupa i mamrocząc do siebie: „Chłopiec–Który–Przeżył. Nie Dziewczyna, nie, to nie mogłaby być Dziewczyna, o nie. Chłopiec. Merlinie, czuwaj nad nami...".

Narcyza Malfoy za to będąc doskonałą gospodynią, witała się ze wszystkimi z ogromną gracją, powtarzając Harry'emu, że wygląda bardzo przystojnie w swoich szatach. Chłopak był nawet w stanie podziękować jej za bycie tak uprzejmą.

A teraz musiała to wszystko zepsuć, mówiąc:

– Ależ nie ma za co, Harry. W końcu od teraz jesteś moim zięciem.

Zebrani na ślubie Ślizgoni byli zadziwiająco milczący. Draco powiedział im, że Crabbe i Goyle dostali rozkaz zajęcia się każdym, kto choć powie dowcip o czymkolwiek związanym z małżeństwem, seksem, sypialnią, dziećmi, miesiącem miodowym, domowym życiem, przemocą w rodzinie, rodowymi klątwami, rodzinnymi wakacjami, rodzinami w ogóle albo zrobi ze sztućcami coś, co nie ma związku z jedzeniem. Crabbe i Goyle ostatnio stali się mistrzami w rzucaniu zaklęcia usuwania kończyn, na które nie było przeciwzaklęcia – dlatego grupa zachowywała się nadzwyczaj spokojnie.

Nie wszystkie małżeńskie zwyczaje mugoli i czarodziejów pokrywały się ze sobą. Harry i Draco nie musieli wykonać pierwszego tańca albo nakarmić się nawzajem tortem. Na całe szczęście (nieważne jak bardzo pragnęli rzucić w siebie ciastem). Dzielenie kieliszka do wina zostało łatwo rozwiązane – do tego nie musieli nawet siedzieć obok siebie. Jedyny spór dotyczył tego, który z nich będzie dominujący jako pierwszy, ale żaden z nich nie poruszył tej kwestii otwarcie. Syriusz zagroził, że pogryzie swojego chrześniaka, jeśli ten nie będzie się odpowiednio zachowywał i rzucał na kieliszek zaklęcie czyszczące, gdy wracał z nim do Harry'ego – wszystko dla zachowania pokoju.

Najbardziej zaciekłą walką, która mogła zachwiać porządek, był spór o bukiet. Hermiona naciskała, że porzucenie tradycji mogłoby sprowadzić nieszczęście (Harry doskonale wiedział, dlaczego to robiła, sądząc po sposobie, w jaki patrzyła na Rona) i nagle znakomita większość gości stanęła po jej stronie. Ani Harry, ani Draco nie chcieli się ugiąć w tej kwestii; jeżeli już gdzieś mieliby go rzucić, to raczej do gardła współmałżonka. Zanim doszło do poważnej bójki (ale już po którymś z kolei zaklęciu naprawiającym okulary) Snape rozwiązał sprawę, zrzucając bukiet ze stołu i mówiąc coś jednocześnie o użyciu płatków Czerwonej Smoczej Róży w procesie warzenia śmiertelnie trującego eliksiru. Na tym stanęło.

Gdy George zaczął napastować Narcyzę Malfoy o rozpoczęcie karaoke (Narcyza wyglądała na przerażoną, tak bardzo zbladła), Harry zdecydował, że nie może znieść tej farsy ani chwili dłużej.

Niestety oznaczało to, że było tylko jedno miejsce, gdzie mógł się udać.
I to włączało w całą sprawę też Draco.

***

– Biorę łóżko.

– To ja biorę łóżko.

– Ja je biorę. Nie będę spał na tej małej, niewygodnej kanapie.

– To sofa, ty niedouczony kretynie.

Harry spojrzał na niego spode łba.

– Wiesz co? Niech będzie, wezmę kanapę. Jest za mała, żebyś mógł wślizgnąć się obok mnie, do czego mogłoby dojść, gdybym to ja spał na łóżku!

– Co powiedziałeś?!

– Słyszałeś mnie, Malfoy. Obudziłbym się z twoją głową na moim kroczu tak szybko, że nawet nie mógłbym zacząć śnić o gnębieniu ciebie.

– Nie wierzę! Myślisz, że chciałbym CIEBIE?!

– Och, nie wciskaj mi kitu. Nadal uważam, że to wszystko zaplanowałeś! Skąd niby Dumbledore wziąłby ten dokument, co? Pewnie wsunąłeś mu go pod drzwi po tym, jak cię przekląłem, nie było tak, Malfoy?

– JA? Myślisz, że zrobiłem to, aby dostać się do CIEBIE?

– Tam nie powinno być tego „do", Malfoy!

– Och, tego już za wiele. Nie chciałbym ciebie, nawet gdybyś był cały zanurzony w miodzie, a ja byłbym mrówką!

– Zawsze uważałem, że masz dziwaczne fantazje, ty perwersie! Czy w myślach przywiązujesz mnie do łóżka?

– NIE MA DLA CIEBIE MIEJSCA W MOICH FANTAZJACH!

– Nie, ale chciałbyś mnie w swojej sypialni, prawda? Robi mi się przez ciebie niedobrze.

Draco chwycił Harry'ego za ramię i przyparł do ściany.

– NIE PLANOWAŁEM TEGO, TY IDIOTO! Nie chcę ciebie! Nigdy cię nie chciałem! Jesteś zapatrzonym w siebie debilem, który nie wiedziałby, co to seks, nawet gdyby się na niego nadział. I NIE, to NIE jest jedna z moich fantazji o tobie, debilu!

– Tylko dlatego, że nie przeleciałem w Hogwarcie wszystkiego, co się rusza, jak TY...

– Co TO ma znaczyć?

– To, że ostatnio słyszałem, że Pani Norris i Tiara Przydziału zaczynają być nerwowe, bo tylko one ci zostały! (2)

– CIEBIE nigdy nie miałem, prawda? Nie zmieniaj tematu, Potter – nie wiedziałbyś, co zrobić, gdybyś mnie miał.

– I co jeszcze?!

Mina Dracona stała się ironicznie rozbawiona.

– Och, to doprawdy hit sezonu! Harry Potter, duma Gryffindoru, odkrywa przed nami, że jest uzdolniony tylko w lataniu na miotle i we władaniu różdżką – i na tym się kończą symbole falliczne, którymi się posługuje!

– TO NIE TAK!

Harry wyrwał rękę z uścisku blondyna i popchnął go tak mocno, jak tylko potrafił. Draco wylądował na podłodze, z głową uratowaną przez gruby, perski dywan (mimo że rozległo się głośne dudnienie, gdy w niego uderzył) i z Harrym leżącym na sobie.

– Gdybym ciebie chciał, to nie myślałbyś o niczym innym, kiedy bym z tobą skończył!

– Potter, złaź ze mnie!

– Gdybym kiedykolwiek się choć trochę tobą interesował, to jęczałbyś moje imię tak głośno, że słyszeliby ciebie nawet przez konkurs karaoke!

– Tu nigdy nie było czegoś takiego!

– ŚWIETNIE! Więc na pewno usłyszeliby cię!

Harry zaatakował usta Draco swoimi, jakby chciał go tym pokonać i szybko stać się wdowcem. Draco wydał z siebie spanikowany odgłos: „MMMMMMMPPPPPHHHH!".

Otworzył wargi, żeby ugryźć napastnika, ale Harry momentalnie wsunął między nie swój język. Blondyn aż zamarł – zamknięcie ust było już niemożliwe. Jęknął z szoku i złości.

Gdy Harry cofnął się, instynktownie odchylił głowę do tyłu, znajdując się w bezpiecznej odległości, co było dobrym posunięciem, bo Draco kłapnął zębami, prawie trafiając w jego nos.

– Jeżeli spróbujesz tego jeszcze raz...

Znów to ironiczne spojrzenie, które na twarzy Złotego Chłopca wyglądało zbyt naturalnie.

– A co, boisz się?

– Ty... – powstrzymał się natychmiast. – Zginiesz! Nie obchodzi mnie, że będę musiał cię pochować w rodzinnym mauzoleum, to będzie mała cena!

– Jeżeli mam zginąć... – Harry znów złapał ramię Ślizgona żelaznym uściskiem, przyciskając go mocno do ziemi – ...w takim razie nie chcę zginąć jako prawiczek!

– CHOLERA, WIEDZIAŁEM... MMPH!

Ich usta zderzyły się tak mocno, że obaj przez moment myśleli, że zmiażdżyli sobie wargi. Zupełnie zapomnieli o kopaniu i gryzieniu. Harry zajęczał z bólu i na chwilę jego uścisk zelżał, co dało Draco możliwość przeturlania się na niego.

– Więc przez ten cały czas czekałeś na mnie, Potter? – warknął, wstając. – To mi się podoba! Powinienem cię złożyć w ofierze jakiemuś demonowi, właśnie tu, na środku łóżka. I jak o tym myślę... chyba tak zrobię! Demonowi o imieniu Draco Malfoy, a jedyną bronią, jaką będę do tego potrzebował, jest to z czym się URODZIŁEM!

Harry starł krew z ust, wstając. Na jego twarzy malowała się wściekłość, czarne włosy sterczały we wszystkich kierunkach, dłonie były zaciśnięte w pięści. Draco musiał przyznać, że wyglądał jak wampir z jego fantazji.

– Mam zamiar cię złamać, ty mały przeklęty dupku!

– Już to widzę!

Harry zaatakował.

Draco był na to przygotowany. Gryfon uderzył w niego, znów ściskając jego ramiona. Blondyn obrócił się tak, że obaj polecieli na łóżko, jak zresztą Harry planował, ale upadli obok siebie, krzycząc jak wojownicy z filmu kung-fu, starający się zmusić przeciwnika do poddania się.

Draco położył się na Harrym, który znów przeturlał się, a potem Draco zrobił to samo i w końcu łóżko się skończyło, a oni upadli na ziemię z głośnym wrzaskiem. Harry momentalnie znalazł się na Draco, ale ten nie próżnował i szybko zrzucił z siebie napastnika. Cała zabawa trwała dalej, aż w końcu Harry krzyknął:

– Przestań próbować znaleźć się na mnie!

– Dla... NIE! Ty PIERWSZY!

– Nie ma mowy, ty mały UKE!

– Ja jestem uke? JA uke?!

– JASNE, ŻE TAK! – wrzasnął Harry, jedną ręką trzymając Draco za gardło, a drugą próbując rozpiąć mu spodnie. – Mam zamiar pierzyć cię tak, że będziesz czekał na następny raz, nieprzytomnie błagając o WIĘCEJ!

– Już ci wierzę! To ja otworzę ciebie jak puszkę tuńczyka!

Udało mu się zsunąć trochę spodnie Gryfona. W tym momencie ich plany zdawały się doskonale wzajemnie uzupełniać, więc ta chwila współpracy trochę ich zaskoczyła, kiedy okazało się, że obaj są częściowo rozebrani. Potem Harry znów zacisnął mocniej dłoń na szyi Draco i naparł na jego uda kolanem, starając się je rozszerzyć. Ślizgon odpowiedział ciosem, który zepchnął brunetowi okulary z nosa, po czym chwycił w dłoń jego włosy, zaciskając ją w pięść, na co Harry odskoczył z krzykiem.

– ZOBACZYMY, kto tu jest uke! – warknął Draco, lądując na Harrym i rozrywając jego koszulę. Nie było to zbyt trudne. Harry poczuł się dość niepewnie, więc jedyne, co mógł zrobić, to postąpić tak samo z koszulą Draco.

– Poczekaj, aż powiem wszystkim, że Harry Potter w swoją noc poślubną był prawiczkiem! I że błagał mnie, abym był delikatny! – prychnął Draco, brzmiąc jakby oszalał i w tym samym czasie pozbywając się pozostałości koszuli Harry'ego. Dzięki temu udało mu się uwięzić ręce Złotego Chłopca nad jego głową. Harry poczuł, że znalazł się w tarapatach.

– Bądź brutalny.

Draco zamrugał gwałtownie.

– Co?

– Masz nie być delikatny. Chcę ostro. Przeleć mnie jak szmatę.

Uśmiech wypłynął na usta Ślizgona, kiedy mocniej szarpnął trzymane włosy...

...a Harry, z dzikim wrzaskiem, uderzył czołem w jego, przez co blondyn spadł na podłogę i puścił chłopaka, który natychmiast na niego wskoczył.

– Ha! Dałeś się nabrać, co?

Ból głowy był prawie oślepiający, ale Draco nie zamierzał się poddać. Wyrywał się spod Harry'ego, żeby znów uzyskać kontrolę, uderzając napastnika gdzie się dało. Harry robił to samo, obaj bili się, kopali, gryźli i wyli dziko, starając się zostać tym, który przerżnie drugiego.

– Boże... szlag... Draco... – wysapał Harry, próbując złapać oddech, gdy drugi chłopak zaciskał palce na jego gardle. – Niech to... – W końcu udało mu się odepchnąć Malfoya. – Sprawię, że zostaniesz moją dziwką, zanim ta noc się skończy!

–Zostałeś moją dziwką w chwili, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. Nie możesz już tego zmienić!

Obaj klęczeli, spoglądając na siebie i trzymając dłonie w pogotowiu na następny atak.

– Poddaj się, to jeszcze mogę być dla ciebie miły – powiedział Draco, uśmiechając się jak szaleniec.

– Och, przelecę cię tak mocno, że aż przebiję się na drugą stronę, a ty nadal będziesz błagał mnie o więcej.

– Wiesz co cię zatrzyma? – zapytał Draco, nagle wpadając na pomysł. – Zacznę płakać. Jeśli spróbujesz wsadzić we mnie swojegopieszczoszka...

– Ty dziwko, właśnie się oblizałeś!

– ...wtedy zacznę płakać. Będę łkał: „Nie, Harry, proszę, nie!", a ty zwiędniesz tak szybko, jakbym cię kopnął w jaja! Wtedy się okaże, kto tu ma władzę.

Uśmiech, który pojawił się na ustach Harry'ego, sprawił, że Draco przełknął ślinę.

– Nie wiedziałeś, prawda? Nikt nigdy ci nie powiedział, co się stało pierwszej nocy w Hogwarcie. Tiara próbowała przydzielić mnie doSlytherinu, Malfoy.

– Ciebie?

– Tak. Myślisz, że nie jestem wystarczająco przebiegły, aby przejrzeć twoją grę? Obiecuję ci, że gdy tylko zaczniesz płakać, nie pozwolę ciskończyć.

– Ty dupku. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Jesteś tak bardzo gryfoński, że mógłbyś nosić gacie Godryka.

– Więc połóż się i zacznij jęczeć, Malfoy. Przekonamy się.

– O nie. Jeżeli mam być pod tobą, to tylko dlatego, że zmusiłbyś mnie do tego, Potter. To nie zmieni mnie w twoją dziwkę!

– Tak samo w moim przypadku.

Wpatrywali się w siebie, ciągle oczekując na atak, ciągle dysząc ciężko.

– No dobra. – Draco zmrużył oczy, uśmiechając się. – Już wiem. W biurku jest lubrykant. Który z nas pierwszy zacznie błagać, ten będzie na dole.

Harry wyglądał jak szaleniec.

– STOI!

Prychając i kłapiąc zębami jak dwa tygrysy, rzucili się na siebie w tym samym momencie.

***

– Aaaaaaghhh... no dalej, Malfoy, powiedz to!

– Nigdyyyyy...

– Jestem w DWÓCH TRZECICH w tobie, Draco, to mnie boli, na miłość boską! Powiedz to!

– NIGDYYYYYYYY...!

***

– Och, Merlinie, dlaczego nie zmusiłeś mnie do zrobienia tego na początku?

– Zamknij się i ssij! Boże, taaaak, właśnie tam!

***

– UGRYZŁEŚ mnie!

– PODOBAŁO ci się!

– Nie w tym rzecz, ty CHAMIE!

***

– O Boooże...

– Właśnie tak, Harry...

– O Boooże...!

– Przyznaj – mój jest większy.

– Potrzebujesz moich okularów, debilu... ochh, nie przestawaj...

***

– Czy pozwoliłem ci już dojść?! No dobra, podaj mi mój pasek...! Cholera, w ZĘBACH! Czy powiedziałem, że możesz WSTAĆ? Na KOLANA! A teraz OBRÓC SIĘ!

– Och, Merlinie, tak! Byłem bardzo niegrzecznym szukającym, tak...

***

– Powiedz moje imię, ty dziwko! Powiedz moje imię!

– Potter, ja nawet nie pamiętam własnego imienia. Bogowie, zrób to jeszcze raz...!

***

– Dobrze, dobrze, Harry, wygrałeś. Proszę. Jestem twoją dziwką. Przyznaję, jestem. Proszę, przestań, błagam cię!

– Kurwa, oczywiście, że tak! Miałeś mnie sześć razy, a ja ciebie tylko cztery. POKAŻĘ CI, KTO TU JEST DZIWKĄ! Przed tobą jeszcze TRZY rundy!

– ObożezabijmniewłaśnieTERAZ!

– Zamknij się i pocałuj mnie, dziwko!

***

Narcyza zagryzała wargi, sięgając po różdżkę i rzucając na męża zaklęcie otrzeźwiające. Lucjusz trzymał głowę ukrytą w dłoniach, starając się ignorować krzyki, tylko częściowo stłumione przez ściany. Zamrugał, gdy alkohol wyparował z jego organizmu.

Jego żona klęczała przed nim, trzymając jego dłonie i całując go namiętnie i brutalnie.

– Oni są raczej... inspirujący, nie uważasz? – wyszeptała.

Pobiegli w kierunku sypialni.

***

Nazajutrz przed wejściem do sypialni dziedzica Malfoyów, skrzaty grały w papier-nożyczki, żeby ustalić, który z nich ma wejść do środka ze śniadaniem dla nowożeńców.

***

– O mój Boże.

– Mmph... Potter?

– O mój Boże. Spójrz na ten pokój... Czy ta waza należała do twoich przodków?

– Nie, to było jakieś gówno, które matka dostała od Lestrangów.

– A co z lustrem?

– Walić lustro. Poślubiłem cię na całe życie, siedem lat nieszczęścia to pikuś.

– A co z tym chińskim wazono-dzbankiem?

– STŁUKLIŚMY SAMOWAR?! Kurwa, wypuściliśmy poltergeista!

– Draco, nawet poltergeist nie zrobiłby POŁOWY tych szkód, które my wyrządziliśmy zeszłej nocy! Boże...

– Masz rację. Chrzanić to. – Położył mu dłoń na policzku i pocałował go mocno. Harry oddał pocałunek.

Potem znieruchomieli na chwilę, przypatrując się sobie uważnie. Zapadła nieprzyjemna cisza.

– Słuchaj, Malfoy... – zaczął Harry.

Draco pokręcił głową.

– Musisz przestać mnie tak nazywać, wiesz? – powiedział, całując go dla podkreślenia swoich słów. – Teraz to też twoje nazwisko.

Harry odskoczył.

– Nie ma mowy!!!

Draco uniósł elegancką brew.

– Chyba nie myślisz, że będę nazywał się Draco Potter?! Nie ma mowy!!!

– JA... NIE JESTEM... MALFOYEM!

– TAAAK?! To się okaże, kiedy rodzinny poltergeist przyprawi również ciebie o gęsią skórkę na tyłku, wtedy zobaczysz!

– Po zeszłej nocy to nie będzie NIC nowego! Czy on też używa swojego JĘZYKA tak jak TY?

– Ja nie używałbym go do MÓWIENIA! Kiedy zacząłeś się żywić wysokoproteinową dietą opartą o mnie, Harry Malfoyu?

– MAM DOŚĆ!

Wspomniane dwa skrzaty stojące pod drzwiami, uciekły w popłochu, gdy coś roztrzaskało się o wewnętrzną stronę drzwi w akompaniamencie okrzyków wściekłości.

Które w przeciągu kilku minut zmieniły się w jęki rozkoszy.

***

Szybko zarządzono wyniesienie z sypialni dziedzica Mafoyów wszystkich tłukących się przedmiotów. W każdym razie do czasu, kiedy dotychczasowy dziedzic i jego małżonek byli żywi.

Jednakże nawet po ich pięćdziesiątej rocznicy ślubu, dźwięki ciężkich przedmiotów uderzających o ściany oznaczały, że rankiem przy śniadaniu na ich twarzach zakwitną bardzo usatysfakcjonowane uśmiechy.  


  Dopiski:
(1) Nieprzetłumaczalna gra słów. Severus mówi o zaklęciu Irreversible Barrenness – czyli powodującym bezpłodność, a Harry pyta: „I made him a baroness?" („Sprawiłem, że stał się baronem?"), myląc słówko „baroness" z „barrenness".
(2) Cat, hat. Po francusku: chat, chapeau. Po polsku nie rymuje się, niestety.  

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 14, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Najgorszy najszczęśliwszy dzień jego życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz