Dopóki jej nie poznałam, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę być lesbijką. Spotkałam ją pewnego dnia, jednak nie było to takie zwykłe spotkanie w szkole czy na imprezie.Wzięłam smycz mojego psa i otworzyłam drzwi, wypuszczając go na klatkę schodową. Nie zamierzałam zapędzać się na żadne długie spacery. Było późno i padało, więc założyłam na głowę kaptur mojej sportowej bluzy.
Wyszliśmy na dwór, a ja puściłam psa wolno, wiedząc, że nie odbiegnie daleko. Miałam zamiar schować się pod daszkiem i zaczekać, aż mój czworonożny przyjaciel się wybiega, ale zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam bujającą się na jednej z huśtawek dziewczynę. Deszcz zacinał z taką mocą, że ledwo ją widziałam, ale mojej uwadze nie uszło, jak była ubrana. Miała na sobie czarne bojówki i bluzkę na ramiączkach, pomimo tego, że było ledwo piętnaście stopni. Nie zasłaniała się przed deszczem, ale wydawała się z niego cieszyć, lekko odpychając się stopami od podłoża i wprawiając huśtawkę w ruch.
Do dziś dziękuję, że się wtedy do niej dosiadłam. Nie wymieniłyśmy ani słowa, ale bardzo mnie zaintrygowała. Po prostu siedziałyśmy w deszczu, nawet na siebie nie patrząc.
Następnego dnia zaskoczyłam rodziców tym, że sama zgłosiłam się, żeby wyprowadzić psa. Nigdy tego nie robiłam. Na szczęście byli zbyt zajęci, żeby zapytać.
Tego dnia nie padało, ale dziewczyna siedziała na tej samej huśtawce. Usiadłam na drugiej i zerknęłam na nią kątem oka. Wydawało mi się, że na coś czekała. Może na mnie?
Związała włosy, więc widziałam w jej uszach tunele. Miała też wygolony tył głowy, ale nie wyglądało to wulgarnie. Pasowało do niej. Zauważyłam też dwa tatuaże. Jednym był orzeł zaraz pod obojczykami, a drugim gotowy do strzału łuk na jej szyi. Chciałam wiedzieć co oznaczają, ale nie śmiałam przerwać ciszy.Po tygodniu cisza wciąż trwała. Nie była zła, raczej taka... hmm... nasza? Wciąż nie wiedziałam, jak brunetka ma na imię, ale nie wydawało mi się to najważniejsze. Nie wiem czemu codziennie tu przychodziłam ani czemu ona tu siedziała, ale nie myślałam nad tym.
Po półtora tygodnia podbiegł do niej mój pies. Myślałam, że go odpędzi i odejdzie, ale ku mojemu zaskoczeniu zaśmiała się i podrapała go za uszami.
Jeszcze kilka dni jej śmiech brzmiał w moich uszach.
Opuściłam się w nauce, całe wieczory spędzałam na placu pod moją kamienicą. Chyba jednak miałam to gdzieś.
Nie wiem ile czasu minęło, zanim zaczęłyśmy rozmawiać, ale był tego wart. Dowiedziałam się, że ma na imię Perry i mieszka w bloku niedaleko.
Im dłużej ją znałam, tym więcej szczegółów umiałam w niej dostrzec.
Miała krótkie, spiłowane na kwadrat paznokcie. Nosiła wisiorek z literką P, ale gdy zapytałam, czy to od imienia, powiedziała, że niezupełnie. P oznaczało płomień, z którym się utożsamiała. Mówiła mi, że kocha ogień. Uważała, że jest delikatny i piękny, zachwycała się nim. Gdy powiedziałam, że ogień niszczy, wyjęła z kieszeni zapalniczkę i odpaliła ją. Wytłumaczyła mi, że ogień niszczy, gdy ludzie dają mu ku temu powody. Jakiś czas później zauważyłam, że podobnie było z nią. Była spokojna i zawsze odpowiadała na moje pytania z dozą rozbawienia. Jej oczy były zamglone jakąś mgłą, ale wiedziałam, że to nie przez używki. Mówiła, że jest tylko niespokojną duszą, która zawiniła gdzieś w przeszłości i za karę została zesłana na ziemię.
Powinnam ją wyśmiać i odejść, ale zamiast tego słuchałam jej z podziwem. Może i była trochę szalona, ale zachwycała mnie swoim podejściem do świata i spokojem, z jakim mi to wszystko tłumaczyła. Nie wiem, czemu to robiła. Chciałam wiedzieć o niej więcej, więc codziennie wieczorem przychodziłam na plac.
Gdy zaczęła się jesień, zaproponowałam jej, żebyśmy przeniosły się do jakiejś kawiarni, lub gdzieś, gdzie po prostu będzie cieplej. Spojrzała mi wtedy w oczy tym swoim rozbawionym spojrzeniem i z lekkim uśmiechem powiedziała, że ogień w jej sercu wystarczająco ją ogrzewa. Uwierzyłam.
Była bardzo mądra. Przywodziła mi na myśl tych starożytnych filozofów, choć nie jeden z nich kopnąłby w kalendarz, widząc jej wygląd.
Czułam się przy niej okropnie głupia i ograniczona. Widziałam po niej, że myślami często jest gdzie indziej. Choć to niedorzeczne, uwierzyłam, że jest swego rodzaju Bogiem. Bóg może się przecież ujawnić pod postacią każdego z nas. Pojawia się, gdy ktoś zbłądzi, nie radzi sobie. Była chyba moim Bogiem. Takim moim małym słońcem, które świeciło codziennie w nocy, gdy to prawdziwe kładło się spać.
Pewnego dnia nie było jej. Przesiedziałam na huśtawce całą noc, ale nie przyszła. Bałam się, że coś jej się stało, ale nie mogłam tego w żaden sposób sprawdzić.
Przyszła pod wieczór, następnego dnia, uśmiechnięta jak zawsze. Wydawało mi się, że coś się w niej zmieniło, ale nie wiedziałam, co. Przeprosiła mnie za swoją nieobecność i wyciągnęła w moją stronę rękę. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, bo nigdy wcześniej mnie nie dotknęła. Na jej nadgarstku dostrzegłam wiele starych blizn, ale nie chciałam o nie pytać. Nie chciałam niszczyć w moim sercu wizerunku jej roześmianej, spokojnej twarzy. Pokazała mi wtedy nowy tatuaż, wciąż owinięty folią. Nie znam się na kwiatach, więc nie wiem, jaki to był, ale przysięgam, że był piękny.
Powiedziała mi wtedy, że zrobiła go przeze mnie. Zrobiło mi się bardzo miło, gdy wyjaśniła mi, że dzięki mnie rozkwita jak ten kwiat. Wyjaśniła, że nigdy wcześniej z nikim nie rozmawiała w ten sposób, przy nikim nie była prawdziwa. Nie mogłam uwierzyć, że jestem tak ważną częścią jej życia. Wtedy po raz pierwszy i ostatni mnie przytuliła.
Nie wiem, ile czasu minęło od tego momentu, ale w końcu zapytałam ją o resztę tatuaży. Powiedziała, że orzeł symbolizuje wolność i lekkość. Wierzyła, że kiedyś będzie tak wolna, jak on, a ja nie chciałam niszczyć jej marzeń, gdy widziałam zachwyt i radość w jej przysłoniętych mgłą niebieskich oczach.
Czasem przypominała mi dziecko. Wierzyła, że gdzieś tam na świecie jest piękno i jeśli ona będzie miała piękną duszę, to trafi do tego miejsca. Przyznam, że według mnie była piękna. Nie tylko zewnętrznie, choć czasem nie mogłam oderwać oczu od jej pięknych kości policzkowych i zgrabnego nosa.
Była tak niewinna i piękna, choć nie raz paliła przy mnie papierosy. Nie mogłam przestać się nią zachwycać.
Pewnego razu powiedziała mi, że ułożyła dla mnie piosenkę. Nie miała słów, ale chyba obie uważałyśmy, że są zbędne. Po prostu zaczęła nucić melodię, a ja zamarłam, wsłuchując się w jej delikatny, melodyjny głos.
Wyjaśniła mi też znaczenie łuku, który miała wytatuowany na szyi. Twierdziła, że jest wolnym strzelcem i tak przyziemne prawa, jak grawitacja jej nie zatrzymają. Wiedziałam, że mówi prawdę. Łuk był napięty, a jego niewidzialny strzelec celował prosto w tętnicę. Twierdziła, że jeśli coś ma ją zabić to właśnie wolność, której tak pragnęła.
Zrozumiałam, że nie była moim Bogiem. Była aniołem, zesłanym na ziemię za zbyt wielką nawet jak na anioła wiarę w dobro. Ten świat miał pokazać jej, że nie ma dobra bez zła. A ona nie chciała uwierzyć i podziwiałam ją za to.
Pewnego dnia zniknęła. Już nigdy więcej jej nie zobaczyłam, choć codziennie wieczorem przychodziłam na nasz plac. Nie wiem, co się z nią stało. Wierzę, że wreszcie jest wolna, tak jak pragnęła. Szkoda tylko, że odchodząc, zabrała ze sobą moje serce.
Może jest teraz w słonecznej Hiszpanii, a może właśnie ogląda któryś z cudów świata. Ja miałam przez krótki czas możliwość oglądania największego z nich. To ona nim była. Była całym moim cudownym światem, a ja do dziś jestem w stanie oddać wszystko, bez mrugnięcia okiem, gdyby tylko to pozwoliło mi popatrzeć na nią jeszcze raz.
Wierzę, że kiedyś i ja będę wolna. Może wtedy ją spotkam? Nie wiem. Będę wolna tam gdzie ona. Będziemy wolne razem.
Koniec.
CZYTASZ
Była wolna || One shot
RomanceZrozumiałam, że nie była moim Bogiem. Była aniołem, zesłanym na ziemię za zbyt wielką, nawet jak na anioła, wiarę w dobro. Ten świat miał pokazać jej, że nie ma dobra bez zła. A ona nie chciała uwierzyć i podziwiałam ją za to. Okładkę wykonała @Sady...