Część 1

146 11 8
                                    

     Już od 3 miesięcy nie włóczę się po ulicach . Zostałam przygarnięta przez bogatego szlachcica i to jemu teraz służę. W tej rezydencji gdzie aktualnie przebywam, stacjonuje szlachetna rodzina Bahato 'Du Analio składająca się z bliźniaków Nivego i Loego ich młodszej o rok siostrze Vilonie i ich ojca Hrabiego Teliosza. Dzieci Hrabiego nie mają matki, a na ten temat chodzą różne plotki i nie wiadomo w co wierzyć. Rezydencja była nudna, lecz zdarzały się częste przypadki znikających służących.

      Od trzech miesięcy zastanawiałam się kiedy ja zniknę i inni służący będą nasłuchiwać nowych plotek o tym zdarzeniu. Godzinami siedzę w kuchni obierając warzywka dla kucharza. Kucharz nie jest zbyt miłym człowiekiem, ale nikt go za to nie potępiał. Był w tej rezydencji najdłużej niż ktokolwiek tu pracujący i żyje w ciągłym stresie. Hrabia uwielbia robić duże bankiety z wykwintnym jedzeniem, w sumie jak każdy kto chce ubić dobry interes. Wyprawia je tak często jak może, zwłaszcza patrząc na pieniądze jakie może zdobić poprzez interes z innymi bogaczami.

       Kończąc obierać ostatniego ziemniaka spojrzałam ukradkiem na kucharza. Jego pulchne brzuszysko co rusz trzęsło jak jak galareta, ubrany był w białą uwaloną od w sumie wszystkiego koszuli, a na niej znajdował się bielutki fartuch kuchenny. Jego czarne włosy całe oblane potem kołysały się z każdym ruchem, a kropelki potu co rusz spadały gdzieniegdzie, raz do jedzenia raz na blat. Gdy w kuchni byli jeszcze inni pomocnicy, zakładano się gdzie będzie więcej potu, w jedzeniu czy na blatach. Przeważnie wygrywało to pierwsze...

         Wstając z taboretu spuściłam wzrok podniosłam się z taboretu i jedną ręką podniosłam jedno wiadro z obranymi ziemniakami, a drugą ręką złapałam wiadro z obierkami. Podeszłam do szefunia i położyłam mu wiadro z ziemniakami u stup, potem podchodząc do niego od tyłu, szepnęłam mu do ucha:

- Szefuniu~~~ skończyłam obierać... to co teraz mam posiekać, hmmm?

      Ten szybkim ruchem wskazał warzywa leżące w spiżarni. Nie raczył się odwrócić, cały był posrany ze strachu. Było to od niego czuć na kilometr, ale co się dziwić biedakowi jak musi pracować z osobą która obiecała, że jak tknie jeszcze jedną pomocnice to odetnie mu jego interes. Biedaczek tak się mnie boi od tamtego zdarzenia, że poci się pięć razy mocniej, więc w całej kuchni jebie, dlatego zostałam ostatnią pomocnicą. Nic dziwnego, żadna biedna dziewucha nie chce pracować w takich warunkach, nawet hołota się szanuje.

- A szefuniu, a co z obierkami wsypać ci do korytka żebyś miał na później na obiadek? - zapytałam z pięknym uśmiechem na ustach. Oczywiście jego reakcja była przewidywalna...

- P...p...p..połóż j..j..je na b...b..la..a..acie ko...ko..koł... - zesrał się jeszcze bardziej. Zabawne to, gdyby jeszcze tylko tak nie śmierdziało...

      Mając go całkowicie w dupie postawiłam wiaderko przy ścianie i podeszłam do stolika. Pełno tam było ostrych noży kuchennych. Zgarnęłam jeden z dłuższych i jak gdyby nigdy nic wyszłam z kuchni na korytarz dla służących. Schowałam nóż za sobą i szłam. Z naprzeciwka szła jakaś pokojówka, przechodząc obok mnie, obróciłam się szybko i zdzieliłam ją w splot nerwowy. Ta natychmiast zemdlała i  zaczęła upadać, ale zanim huknęła o ziemie twarzą złapałam ją i podniosłam. Poszłam z nią do schowka na miotły rozebrałam ją i ubrałam się w jej ubrania. Uczesałam włosy i wyszłam zamykając za sobą drzwi zaklęciem.


AnvalionWhere stories live. Discover now