Lęk, że wszystko, co jest między nami, się skończyło
Dołuje mnie to
Nienawidzę tego, że moje łzy ciekną, gdy
Rozdmuchujesz mój świat słowami "musimy się rozstać"
Uśmiecham się do kolejnego kieliszka wódki wracając do wspomnień sprzed kilku dni. Przewijają się przez moją głowę raz za razem, niczym zapętlony film. I po raz kolejny zastanawiam się, co zrobiłem nie tak. Czemu wybrałeś akurat ten dzień. Zaciskam dłoń na łańcuszku, na którym wisi srebrna obrączka - oczyma wyobraźni widzę grawer.
PCY&KJD 04.11.2013
Pieprzony dupek. Dupek którego nadal kocham. Uśmiecham się do barmana i kiwam głową zamawiając kolejną kolejkę shotów, może to pozwoli mi o tym wszystkim zapomnieć, choć na chwilę.
Nazywam się Kim Jongdae, mam 22 lata i wczoraj zostałem rzucony przez chłopaka. Po dwóch latach udanego związku, wszystko wróciło do punktu wyjścia i się posypało niczym zamek z piasku - akurat wtedy, kiedy zaczynałem wierzyć, że potrafię być choć w niewielkim stopniu normalny.
* * *
Jechałem właśnie zatłoczonym metrem na spotkanie z tobą, uśmiechając się jak wariat. Dziś, po czterech latach podchodów, prawie pięciu znajomości mieliśmy odchodzić drugą rocznicę związku. I choć od rana ponure myśli chodziły za mną krok w krok, nie mogłem się nie cieszyć. Nawet jeśli instynkt podpowiadał mi, że coś jest nie tak jak być powinno. Ogarnij się Dae, jesteś po prostu przewrażliwiony i tyle.
Zerknąłem na ekran telefonu czując wibrację. Uśmiechnąłem się mimowolnie widząc krótką wiadomość. Czekam. Zaciskam dłoń na pudełeczku schowanym w kieszeni i przeciskam się do drzwi. Kiedy cię zauważam opartego o ścianę i przeglądającego coś w telefonie moje serce przestaje na chwilę bić, aby szybko wznowić swoją pracę w przyspieszonym rytmie. Idę powoli, nie spuszczając z ciebie wzroku, nadal mnie nie zauważyłeś, dzięki czemu mogę cię bezwstydnie podziwiać. Potargane, przydługie brązowe włosy wpadające na każdym kroku w oczy, duża niebieska kurtka, jak zwykle rozpięta i niezasznurowane buty. Jakby ktoś się mnie zapytał jak wygląda ideał, bez wahania wskazałbym Chanyeola.
Odruchowo zaciskam dłoń na przywieszce w kształcie anioła, który miał mnie strzec za każdym razem, kiedy ciebie nie będzie w pobliżu. Dałeś mi go na pierwsze wspólnie spędzone Walentynki.
Zauważasz mnie, kiedy jestem już tylko kroków od ciebie. Nie podchodzisz, nie wyciągasz ręki aby mnie dotknąć, jak to masz w zwyczaju, jedynie unosisz lekko kącik ust. Marszczę czoło na ten gest. Po raz kolejny wątpliwości, że coś jest nie tak wracają. Stoimy na przeciw siebie, powitanie już dawno przebrzmiało, a my nadal nie ruszyliśmy z miejsca. Unikasz mojego wzroku, a ja boję się powiedzieć cokolwiek.
Ciche pytanie wyrywa mnie z otępienia. Przejdziemy się? Kiwam tylko głową niezdolny wypowiedzieć ani słowa, bo barwa twojego głosu sprawia, że wokół mojego serca zaciska się lodowata dłoń. I mimo delikatnego pocałunku na złożonym na moim czole, już nawet nie próbuję wyrzucić z głowy najgorszych scenariuszy, tylko chowam dłonie w kieszeniach płaszcza zaciskając słoń na srebrnym pudełeczku, które nagle zaczyna mi ciążyć. Nie wiem jak długo milczymy, kiedy po raz kolejny twój głos przerywa ciszę. Jesteś szczęśliwy? Czemu miałbym nie być? Mam w końcu najwspanialszego chłopaka pod słońcem. Jesteś jedynym powodem dla którego chcę żyć. Dzięki tobie nie popełniam kolejnych głupstw.
Moje słowa są ciche, sam ledwo je słyszę. Zastanawiam się do czego dąży ta rozmowa. Jednak kolejne słowa sprawiają, że cały mój świat, dotychczas idealnie ułożony - rozpada się. Musimy się rozstać. Zatrzymuję się i spoglądam na ciebie rozszerzonymi oczami. Dlaczego? Moje myśli zaczynają galopować w zbyt wielu kierunkach, abym sam mógł się z nich połapać. Po kolei analizuję każdy dzień naszego związku, szukając jakiegokolwiek powodu. Owszem zdarzały się kłótnie, mniejsze czy większe, jednak zawsze się godziliśmy. Ile razy przychodziłem do ciebie skruszony, w milczeniu przytulając się, co było moim sposobem na powiedzenie przepraszam. I zawsze wtedy całowałeś mnie delikatnie, abym wiedział, że wszystko jest w porządku.
Nie wiele myśląc wyciągam z kieszeni paczkę papierosów i odpalam jednego. Jak przez mgłę pamiętam twoje kolejne słowa. Poczułem się zdradzony i wykorzystany. Słone łzy spływają mi po policzkach, jednak nie potrafię ich powstrzymać, nie potrafię zapanować nad swoim ciałem. Nie przytulasz mnie jak zwykle, nie szepczesz, że wszystko będzie dobrze. Po prostu stoisz i patrzysz. Nie będziesz nawet o mnie walczyć? Na te słowa mam ochotę roześmiać ci się w twarz. Walczyć? O co? Przecież już zdecydowałeś, nic co powiem tego nie zmieni. Znam cię zbyt dobrze.
Rozpadam się.
W milczeniu idziemy do mieszkania i zaczynam pakować swoje rzeczy. Stoisz w drzwiach pokoju patrząc jak ładuję wszystko do sportowej torby i kartonu. Wychodzisz, kiedy dzwonię do Minseoka, prosząc aby po mnie przyjechał. Kiedy znoszę rzeczy do samochodu, ty stoisz na balkonie w samej koszuli i palisz papierosa. Mam ochotę do ciebie podejść, podać ci bluzę, przytulić. Jednak nie jesteś już mój. Znowu zostałem sam, stając się ponownie pustą marionetką. Ostatnie książki i pudełeczka z herbatami ładują w kartonie. Podchodzę do ciebie i nie unosząc głowy zdejmuję łańcuszek układając go na twojej dłoni. Ostatni dotyk. Ostatnie słowa. Zostaw go. Nie mógłbym. Będzie mi za każdym razem przypominał o tobie. O tym co straciłem, przez to, że nie potrafiłem być taki jakbyś tego chciał. Niby nigdy nie próbowałeś mnie zmieniać, jednak jak widać nie potrafiłeś mnie w pełni zaakceptować. Nikt nigdy nie potrafił.
Wychodzę z mieszkania delikatnie zamykając drzwi, chociaż tak na prawdę mam ochotę nimi trzasnąć. W milczeniu, ze łzami spływającymi po policzkach wsiadam do samochodu.
* * *
Uśmiecham się smętnie do swoich myśli, kiedy widzę jak Minseok wraca do stolika. Odpalam papierosa nie zwracając uwagi na jego karcący wzrok. Siada obok i bierze łyka piwa, ktoś w końcu musi być w miarę trzeźwy. Jednak alkohol wcale nie topi smutków, sprawia tylko, że wszystko wraca z dużo większym przebiciem, raniąc raz po raz moje pokaleczone serce.