Croy leżał przy dogasającym ognisku. Ostry zapach rozżarzonych drewien kąsał go w nozdrza. Żar wydobywający się z paleniska przygrzewał wylegującą się sylwetkę. Ku uciecze Croya słońce powoli chowało się za horyzontem, a wraz z nim spadała temperatura. Nie przepadał za gorącymi oddechami ognistej gwiazdy. W upalne dni jego futro jak magnez przyciągało ciepłe powietrze osadzając je na nim. Leżał wtedy z jęzorem wywalonym na wierzchu czekając, aż nadejdzie chłodna noc.
Jednakże dzisiejszy wieczór należał do lubianych przez border collie. Pies przekręcił się na drugi bok i wyciągnął przed siebie przednie łapy. Zrelaksowany pozwolił sobie na chwilę snu.
Został gwałtownie wybudzony przez hałas nadchodzących psów. Poderwał się do siadu i naprężoną sylwetką powitał dwa psy. Pierwszego rozpoznał od razu. Była to Gwiazdka. Suczka rasy mieszaniec o srebrnej sierści i ciemnym pysku. Szeroka i masywna kufa oraz oklapnięte uszy świadczyły o krwi doga niemieckiego w jej żyłach, a przydługawa sierść i umięśniony tors mówiły o wilczurowatych korzeniach. Z podekscytowaniem spojrzała na Croy'a dwukolorowymi oczami.
Przy jej boku dreptał jasnowłosy, długowłosy jamnik. Dotrzymywanie kroku wielkiej towarzyszce sprawiało mu niemały wysiłek. Przebierając niewielkimi łapami z trudem łapał w rozdziawiony pysk. Brązowa sierść na jego brodzie pokryta była kropelkami śliny.
- Cześć – szczeknęła energicznie suczka.
Croy powitał ich przyjacielskim spojrzeniem.
- Witaj Gwiazdko – zaciągnął się wonią jej sierści. Pachniała swoim właścicielem, jamnikiem stojącym obok jej nogi oraz mokrym psem. Musiała niedawno zażywać kąpieli w jeziorze.
- To Sam. Mój przyjaciel – odparła szybko i zaczęła węszyć wokół siedzącego border collie.
Biało - czarny czworonóg podszedł do kulącego się ze zmęczenia jamnika.
- Jestem Croy – usiadł obok kasztanowego psa.
- A ja.... zaraz....wyzionę ducha.... – zaskomlał biorąc do pyska masowe ilości powietrza.
- Przesadzasz – szczeknęła Gwiazdka z drugiego końca ogniska.
- Ciszej – warknął border collie. – Moja pani właśnie usnęła – wskazał nosem na stojący parę metrów dalej kamper
- A dlaczego miałaby się uciszyć? – usłyszał za plecami piskliwy głosik.
Croy odwrócił się do miejsca, z którego brała początek fala dźwiękowa odbijająca się o jego uszy. Zrobił sto bardzo powoli by nadać tej chwili powagi i dostojności, tak jak robili to przystojni mężczyźni grający w filmach, które oglądała jego pani.
Przed nim, co wywnioskował z władczości oraz pewności tonu, stało czyste zło. Mały diabełek w postaci drobnej chichuachuy o wielkiej potrzebie zwracania na siebie uwagi. Puchata, złocista kuleczka kroczyła dumnym krokiem obrzucając Croya lubieżnym spojrzeniem brązowych ślepi. Od samego jej wzroku po plecach border collie przeszły ciarki.
Przy obu bokach suczki spacerowały dwa psy. Mniejszy, biały kundelek o łaciatej sierści sprawiał wrażenie przyjacielskiego i gdyby nie dreptał obok napuszonej chichuachuy Croy mógłby go polubić. Przy drugim udzie samiczki szedł pies, na którego border collie nie chciałby spotkać w najciemniejszej części psiego parku. Masywny buldog co prawda z trudem dotrzymywał kroku filigranowej chichuachuie, ale jego twarz zdradzała, że ociężały chód to tylko pozory. Pysk wskazywał, ile brutalności oraz agresji gotowało się w tym grubym psie. Ślina ściekająca z otwartej mordy na pewno nie poprawiała wizerunku buldoga w oczach Croy'a.
CZYTASZ
Zebranie
RandomO czym rozmawiają psy, gdzy w pobliżu nie ma ich właścicieli. _____________________________________ One-shoota napisałam w wakacje, ale parę miesięcy zastanawiałam się nad nazwą.