nots

313 47 14
                                    

Wciąż widziałem ten granat. Prześladował mnie, jakby miał być moim stróżem, ale za to doprowadził do zwykłej paranoi. Piękny, czysty, bezkresny. Jak dno oceanu czy niebo o zmierzchu. Jak koszula człowieka, którego mógłbym obserwować do końca swoich dni. Jednak teraz to ja czuję się podglądany. Uschnięte, zwijające się w bliżej nieokreślone kształty łodygi, pilnowały mnie. Tak jakby miały zastąpić jego oczy w kolorze palonej kawy.

Ostatnie już zaschnięte płatki niezapominajek, nie pozwalały mi zapomnieć. To on wciąż pragnął, żebym o nim pamiętał.

Wspominam ten dzień, jakby to było wczoraj. Był dopiero początek wakacji, słońce świeciło nie oszczędzając nikogo. Urzędnicy jak codzień maszerowali w eleganckich garniturach do swojej pracy, a dzieci sąsiadów nie pozwalały wyspać się chociaż w jeden, piękny poranek. Ja jednak zaszywszy się w swoim zaciemnionym pokoju, nie próbowałem nawet udawać, że cieszę się chwilą wolności. Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Jakbym znikał, był tylko przezroczystym, nic nie wartym człowiekiem. Ponure myśli, coraz bardziej natarczywe, sączące się bez końca, niczym strumień rwacej rzeki.

Jednak czy znacie takie uczucie, gdy znikąd pojawia się mały promyczek nadziei, który stoi w progu twoich drzwi, a w dłoniach trzyma bukiet ulubionych kwiatów?

Bo ja czegoś takiego doświadczyłem.

Kilka pędów, liści, nic nie znaczące osklepki, a ile umieją zmienić.
Z dnia na dzień mogłem przyglądać się coraz to bardziej rozwiniętym pączkom, czuć szorstką fakturę skórki i delikatne, lśniące w słońcu, błękitne jak niebo - płatki. Przez moment mogłem poczuć się jak dumny rodzic. Tym bardziej nie mogłem sobie odpuścić, gdy chłopak z duszą artysty planował zamienić wazon, na swoje kolorowe miejsce pracy. Widok farby rozpływającej się w mętnej wodzie, przebierającej kolor zbliżony do bukietu, był fascynujący. Niechlujne kleksy, łączące się powoli z wodą, przybierajace niespokojne kształty. Zachwycajace swoją prostotą, ale i ekspresywnością. Gdybym nie był trzeźwo mysląca osobą, pewnie podziwiałbym to do końca dnia. Zamiast tego moją twarz obiegł kolor, który po połączeniu z niebieskością kwiatów - stworzyłby fiolet. Ubrudzony już po części wazon wydawałoby się, że jest stworzony z kolorowego szkła, a łodygi pod jego wpływem przybrały kolor zgniłej, lekko poszarzałej zieleni. Na szczęście im się nic nie stało. W innym wypadku pioruny z moich oczu wydostałyby się na zewnątrz, a po niedoszłym artyście zostałyby same pędzle.

Teraz wiązankę otaczał zapach stęchlizny, bród i strach. Tak jakby chciały wrócić moja pamięcią do czasów, gdy przy moim boku był on. Jego przydługie, mokre, blond włosy, które oprawiały jego uśmiechnięta twarz. To znaczy, chciałbym ją taką pamiętać. W tamtej chwili czułem tylko zimno, a moim ciałem zawładnął dreszcz. Wszędzie dookoła pojawiła się ciemność. Szum w uszach, tak okropny, zwiastujący coś czego nie chciałem. Mówi się, że nie da się zacząć żyć teraźniejszoscią, dopóki nie pożegnamy się z przeszłością. Doświadczam tego na własnej skórze, nadal stojąc w przedsionku pomiędzy wspomnieniami, a jawą. Wciąż i wciąż, jakby ktos w moim umyśle natarczywie naciskał przycisk "powtórz", widziałem wizję. Mniejsze i większe szczegóły tego okropnego dnia. Czułem się jakbym znowu opadał na dno, ciagnięty najzwyklejszą siłą grawitacji, z lekką pomocą złych sił i może karmy. Nie mogłem oddychać, chociaż chciałem. Nie mogłem wypłynąć, mimo że tego pragnąłem. Nie mogłem znaleźć Hyungwona, a tego potrzebowałem najbardziej.

Zamiast jego poczułem pod palcami drobne płatki, a mnie całego wypełnił zapach najcudowniejszych, a teraz również okropnych kwiatów.

Trzask - dźwięk rozbitego szkła.

Syk - onomatopeja, która z echem wypełnia pokój.

Czerwień - kolor, który pojawił się znikąd.

Granat - ostatnie płatki, które teraz namakają w kałuży krwi, kilku słonych łez i brudnej wody.

Przecięte dłonie i przemoczone spodnie - w tym momencie nie miały żadnego znaczenia. Nawet nie było mi szkoda tego pseudo cennego wazonu. W mojej głowie pojawiała się co chwilę jedna myśl.

Hyungwon chciał, żebym pamiętał, a ja nie sądziłem, że uronie łzę dla zwykłego bukietu.

No może nie do końca takiego zwykłego.

Nots || MinwonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz