PPatrzę jak ją obejmuje, szepcze jej coś do ucha, coś tylko dla niej, tylko między nimi. Łzy spływają mu po policzkach. Nawet po tylu latach nie mogę uwierzyć, że tak się otworzył, że z otoczki zimnego drania, którego kiedyś poznałem, wyłonił się wrażliwiec o wielkim sercu. Och wciąż pozostał psychopatą i trzymał na dystans resztę świata, ale nie nas. Zrobiłby dla nas wszystko, świadomość, że masz kogoś kto usunie każdą zagrażającą ci w jakikolwiek sposób osobę dziwnie uspokaja.
Kawałek za nim stoi jej mąż, oparty o maskę samochodu, niecierpliwi się ale nie ingeruje, to jest jej pożegnanie, pożegnanie ptaka opuszczającego gniazdo. Wiem że jeżeli skrzywdzi ją w jakikolwiek sposób zginie. Nie udałoby mi się powstrzymać Hannibala, ona była jego córką, jego szczęściem, jego nadzieją, przez lata strzegł jej przed wszystkim i wszystkimi. Nie zwróci uwagi na to, że wiek i stare rany dają o sobie znać, że porusza się z większym trudem, znikła część jego gracji, gwałtowniejsze ruchy sprawiały mu ból. To przestanie się liczyć jeśli ktoś ją zrani, stary łowca ruszy na polowanie.
Pamiętam jak zapytałem się go o to czy chce mieć dziecko. Leżeliśmy koło siebie na naszym łóżku. Zdjął okulary, które musiał nosić od jakiegoś czasu żeby przeczytać cokolwiek i spojrzał się na mnie. Nikt nie patrzy tak jak on, jego wzrok wchodzi pod skórę, analizuje każdy szczegół, każdą zmianę. Wpatrywał się we mnie, zacząłem się czuć niepewnie, odwróciłem wzrok. Poczułem jego palce na moim policzku, zmusił mnie żebym na niego spojrzał. Powiedział jedno słowo, jedno ciche słowo zmieniające wszystko. Tak.
Nie zastanawialiśmy się nad imieniem. Wypadło nam to z głowy. Byliśmy zajęci przeporowacką do naszego pierwszego wspólnego domu. Swoją drogą to miejsce jest piękne, mały dom nad jeziorem ze sporym kawałkiem ziemi, żeby psy mogły się wybiegać i z małą łódką przycumowaną do zielonego pomotu. Malowaliśmy i meblowaliśmy pokoik dziecięcy, przyzwyczajaliśmy psy do nowej sytuacji. Na wymyślanie imienia po prostu nie było czasu, uświadomiliśmy to sobie dopiero jak musieliśmy wypełnić dokumenty.
To Hannibal zaproponował żeby nazywała się Abigail. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem, poczułem wściekłość, ból, nie chciałem żeby wymawiał jej imię. Potem przyszło zrozumienie, robił to dla mnie, dla niej. W ten sposób uczcił coś co straciłem, co obaj straciliśmy.
Nie mógł ze mną pójść kiedy trzeba było uzupełnić te wszystkie bezużyteczne papiery , wpadłem do niego do szpitala po podpis i tyle było jego udziału.
Wróciłem do domu, siedział przy stole z głową opartą na dłoni przed nim stał kubek z parującą herbatą. Podsunąłem mu kartkę pod rękę, usiadłem na sąsiednim krześle. Poczułem jak mnie obejmuje, poczułem jak drży, słyszałem cichy szloch. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem jego łzy. Płaczący rozpruwacz z Chesapeak zwyciężony jednym prostym aktem miłości,chciałbym żeby Jack to zobaczył. Nagłówek wypisany suchym urzędniczym pismem głosił Abigail Miszka Lecter-Graham.Pierwsze dni były ciężkie, zwłaszcza dla Hannibala. Przyzwyczaił się do braku emocji, do demonów atakujących znienacka. Bał się,że mała przebije się przez jego barykady. Słusznie. Bał się, że ją skrzywdzi. Nigdy tego nie zrobił i nigdy nie zrobi. Nie chciał jej brać na ręce, nie chciał z nią zostawać sam. Zmusiłem go raz żeby ją podniósł, patrzył się na mnie przerażony, błagał o pomoc. Zabrałem Abi kiedy zobaczyłem jak napina mięśnie. Opuścił drżące ręce, wyszedł trzaskając drzwiami.
Zawsze czytał jej na dobranoc. To była nasza mała tradycja, kładliśmy małą między nami, a Hannibal brał książkę do ręki. Wtedy przestałem mieć koszmary, czułem się bezpieczny, kochany. Spokojny, łagodny głos czytający Mickiewicza na przemian z Narnią, głos tworzący mój dom i jej dzieciństwo. Często obserwował jak śpimy. Budziłem się rano czując jego spojrzenie na sobie, uwielbiałem te dni. Zabierałem Abi na dół, zmuszając go żeby przespał się chociaż chwilę. Robiliśmy śniadanie, najczęściej jajka na twardo lub omlety, coś przy czym praktycznie nie istniała możliwość zniszczenia najwspanialszej kuchni mojego męża. Zanosiłem je z powrotem na górę starając się nie potknąć o szczekające i merdające ogonami psy, Abi biegła przede mną. Siadaliśmy we trójkę na łóżku i jedliśmy dokarmiając nasze małe stadko plastrami smażonego bekonu.