be there soon; cth

43 3 0
                                    


Spokojnie obracał mocno sfatygowany kawałek papieru w dłoni. Data, adres i jedno krótkie zdanie. Nic więcej. Wszystko było w jego rękach, a ten kawałek pocztówki zdawał się być kartą przetargową. Wystarczyło jedynie zdecydować. I właśnie to wydawało się w tym wszystkim najtrudniejsze.

W zamyśleniu wydął lekko dolną wargę i bez słowa wpatrywał się w miasto tętniące życiem za szybą. Zewsząd otaczał go cierpki zapach gorzkiej kawy i nieco milszy dla nosa aromat świeżo wypiekanych francuskich rogalików. Szum cichych rozmów, melodyjne śmiechy, ukardkowe spojrzenia urywane dokładnie w momencie, kiedy druga osoba właśnie podnosiła wzrok i w końcu odgłosy pracujących ekspresów czy spieniaczy do mleka. To wszystko zdawało się tworzyć specyficzną mieszankę, która pomagała mu skupić się i rozwiązać problem, zazwyczaj od dawna kotłujący się w głowie chłopaka.

Ale ten był inny.

Choć z pozoru wcale się taki nie wydawał. Bo przybrał on damską postać i zalotnie trzepocząc rzęsami, co rusz kokieterynie odrzucał miedziane loki za zgrabne ramiona. Pełne malinowe usta oraz oczy tak błyszczące, iż w porównaniu z nimi najpiękniejsze kamienie szlachetne na tym świecie powstydziłyby się swego ubogiego blasku. Od ich ostatniego spotkania nie mógł wyzbyć ich ze swojej pamięci i choć gorliwie temu zaprzeczał, wcale tego nie chciał. Wystarczyło kilka niedługich, zupełnie błahych spojrzeń, rzekomo nic nieznacząca rozmowa, a on z impetem zatracił się w tym wszystkim i jednocześnie każdej rzeczy z osobna. Dwie szmaragdowe tęczówki śledziły każdy jego ruch, podczas gdy różowe wargi wypowiadały słowa, które mąciły mu w głowie, odbierając mu kontrolę nad własnym umysłem.

Ocknął się dopiero kiedy na niewielkim szklanym stoliku przed nim pojawił się papierowy kubek z gorącą kawą. Stróżki pary wirowały, poruszając się jakby w dynamicznym tańcu, aby ostatecznie rozpłynąć się w nicość tuż przed twarzą bruneta.

- Cześć Mary.- burknął pod nosem, zaaferowany ciemnobrazową cieczą, która niebezpiecznie drgała, obmywając ścianki papierowego naczynia.

Drobna dziewczyna stojąca obok uśmiechnęła się niepewnie i nerwowo wyprostowała zawiązany w pasie śnieżnobiały fartuszek. Odetchnęła nieco głębiej, przyglądając się jego skupionej na widoku za oknem, spokojnej twarzy. Na gładkie czoło opadało kilka czarnych kosmyków, ale ich właściciel wygladał na zbyt zmęczonego, aby przywrócić je na miejsce. Ciemne półksiężyce pod oczami, które upstrzone zostały ledwie zauważalnymi zmarszczkami oznajmiały o ciężkich, nieprzespanych nocach.

- Calum, nie chciałbyś może czasem...

-...dziękuję za kawę.- przerwał jej, doskonale wiedząc co chciała powiedzieć. Para czarnych oczu zatrzymała się na spuszczonej głowie blondynki. Zmarszczył brwi, bijąc się z myślami. Dlaczego nie pozwolił jej skończyć? Bał się? Może po prostu nie chciał jej zranić. Podniósł się z miejsca łapiąc parujący napój, a drugą rękę położył na jej ramieniu. Ścisnął je delikatnie, kiedy na jego ustach pojawił sie pokrzepiający uśmiech.- Do zobaczenia, Mary.

Chłopak wręczył jej do ręki banknot, wymijając sylwetkę dziewczyny, która dopóki nie usłyszała dźwięku małego dzwoneczka przy drzwiach nie poruszyła się ani o milimetr. Przygryzła ze zdenerwowania wnętrze policzka i gdyby w kawiarni wszystko ucichło, każdy mógłby usłyszeć jej kołatające się w piersi serce. Po chwili wróciła za ladę i obsługując kolejnego zabieganego klienta, drżącymi dłońmi w pośpiechu wyciagającego kilka monet z portfela, skrzywiła się nieznacznie, słysząc ryk silnika czarnego Kawasaki mijającego kawiarnię.

Odjechał. Po raz kolejny.

* * * 

Dwudzieste pierwsze urodziny.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 15, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

like Sunday, like rain: miniatures 5sosWhere stories live. Discover now