Szpital im. Św. Józefina w Londynie znajduje się przy ulicy Privet Drive. Ukryty jest za wysokimi, zielonymi teraz drzewami. Ciepły, letni wiatr powiewa ich gałęziami, a słońce powoli wschodzi. Do budynku prowadzi schludne wejście, wzdłuż rzędu kwiatów i krzewów. Jedna ze szpitalnych sal, pełna jest pielęgniarek.
-Jest coraz gorzej, nie wiem czy da radę- mówi siedząca na stołku kobieta. Ubrana była w biały fartuch, a jej twarz była wyraźnie zmęczona.
Mężczyzna siedzący obok, popatrzył się na nią swoimi wielkimi i podkrążonymi oczyma. Nie jedna kobieta powiedziałaby, że jest przystojny. Czarne włosy lekko poczochrane, opadały na czoło, a lekki, ciemny zarost zdobił jego żuchwę. Biała, rozpięta koszula odkrywała delikatnie jego tors.
-Kochanie, przyj. Jeszcze troszkę- szepnął swoim głębokim głosem.
Kobieta, leżała w białej koszuli w niebieskie grochy. Na jej czole można było zauważyć małe kropelki potu, a cała jej twarz była czerwona i wyraźnie było widać, że cierpi. Nagle rozległ się krzyk i płacz dziecka. Niemowlak był mały i czerwony. Jego oczka były zamknięte, a po policzkach spływały łezki. Na twarzy matki pojawił się uśmiech, a ból jakby na chwilę zniknął.
-Co z drugim?- zapytał ojciec z niepokojem.
Nie dostał odpowiedzi. Po chwili jednak, pielęgniarka miała na rękach drugie dziecko. Nie płakało. Cisza. Okropna, raniąca uszy cisza.
Matka otworzyła szeroko oczy, a jej oddech się zatrzymał.
-Czemu ono nie płacze?!- zapytała ze łzami w oczach.- Co się stało? Ratujcie je! Co tak stoicie?
Pielęgniarki popatrzyły się na nią.
-Przykro mi- powiedziała szeptem i ze szczerym współczuciem lekarka. -Ono nie żyje.
Cisza, jeszcze większa i straszniejsza wypełniła salę po tych trzech słowach. Jak to możliwe, że tylko po trzech słowach świat się rozpada? Nie widać już sensu życia, a wszystko wcześniej traci znacznie...23 SIERPNIA 2000
-Mary, jesteś głodna?- pyta z czułością, mąż.
-Nie.
-Kochanie, błagam! Musisz jeść, potrzebujesz siły. Daj przykład naszemu synowi- mówiąc to popatrzył się na dziecko.
-Dobrze, przynieś mi jakiś obiad, tylko z zewnątrz, tutaj są obrzydliwe- powiedziała bez emocji.
Myśli Mary błądziły. Cieszyła się z nowego potomka. Miała wrażenie, że z każdą chwilą kochała go coraz bardziej, ale z tyłu głowy obwiniała się za smierć drugiego synka.
-Gdybym mocniej parła, może cesarka by pomogła...-myślała, a do jej oczu cisnęły się łzy.- Muszę być silna dla niego, dla Michaela, dla Davida. Dam radę.
W tej chwili do sali weszła pielęgniarka, na plakietce widaniało jej imię- Nelly.
- Proszę, musi pani jeść- postawiła taczkę z obiadem przed nosem Mary. Matka popatrzyła na niego z obrzydzeniem. Nikt nigdy nie wiedział dlaczego, ona tak bardzo ich nienawidzi...