~Ostatni dzień Napoleona~

241 62 21
                                    


Drzwi do pokoju, w którym odpoczywał pokonany cesarz, otworzyły się, skrzypiąc ledwo słyszalnie. Postać w pelerynie weszła do środka, tupiąc obcasami liliowych pantofelków. Odrzuciła na plecy obszerny kaptur, ukazując piękną, młodą twarz.

- Arielle – wyszeptał Bonaparte. Nie wydawał się być zaskoczony wizytą kobiety. Mimo swego marnego stanu zdrowia, przyglądał jej się z ogromnym pożądaniem, jak z resztą zawsze.

- To moja ostatnia przysługa, Napoleonie – oznajmiła Francuzka, ostrożnie zamykając ciężkie odrzwia. Skrzywiła się lekko, bo w komnacie panował zaduch, a od ciała umierającego bił nieprzyjemny zapach.

- Nie spodziewałem się, byś chociaż tą chciała mi wysłużyć – odpowiedział, zwracając wzrok na sufit.

- Kłamca – w głosie kobiety dosłyszał drwinę. – Wiedziałeś, że przypłynę. Oboje wiedzieliśmy.

- Dobrze jest mieć zaufaną trucicielkę – zaśmiał się ochryple.

- Cóż za oszczerstwo – prychnęła, podchodząc bliżej. Bonaparte wyczuł słodki zapach jej perfum.

- Nawet tu doszły mnie słuchy, że twój ostatni mąż zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach - stwierdził, wciąż z uporem wpatrując się w spękany tynk.

- To był... - zawiesiła na chwilę głos – naprawdę nieszczęśliwy wypadek – smukłymi palcami złapała za ciemną ramę łoża. Nachyliła się nieco, zmuszając tym samym cesarza do spojrzenia jej w oczy. Nawet pokonany, Napoleon wciąż był najinteligentniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkała. Jego towarzystwo koiło niespokojną duszę, która zamieszkiwała ciało jasnowłosej piękności.

- Moje kondolencje, Arielle – rzekł, z idealnie wystudiowanym współczuciem. Nie odpowiedziała. Zamiast tego zamrugała leniwie, przypatrując się wrakowi człowieka, jakim był.

- Twoja prośba nieco mnie zaskoczyła – wymruczała w końcu. Jeden ze złotych loków wysunął się z misternej fryzury i opadł na blade ramię kobiety. – Przyznam szczerze, długo się zastanawiałam, co miałeś na myśli, pisząc ten list. Teraz, kiedy cię widzę, zastanawiam się, dlaczego tak bardzo ci na tym zależało. Wyjaśnij.

- Ze wszystkich kobiet, które kochałem, ty odznaczałaś się największą lotnością umysłu – na czerwone usta Arielle wpłynął uśmiech zadowolenia. Takie pochlebstwo od Bonapartego znaczyło więcej, niż cała Francja. – A płomienność twojego charakteru od zawsze mnie...intrygowała.

- Co chcesz sobie zaskarbić tymi słowami, skoro moje serce podbiłeś i spustoszyłeś już dawno temu? – uniosła jasne brwi.

- Och, nie rozumiesz – w zmęczonych oczach cesarza rozbłysła dziwna iskra. – Wybrałem ciebie na swojego kata.

- Kat to kolejne niewłaściwe słowo. Wolałabym zostać twoją wyzwolicielką, Napoleonie. Wszak w tej chwili męczysz się bardziej w okowach chorego ciała, niźli w murach zamku.

- Zbyt wielką wagę przywiązujesz do słów, które w rzeczywistości znaczą niewiele – zganił ją, przesuwając dłonią o zrogowaciałej skórze po jasnej pościeli. – Jednak jeżeli to coś dla ciebie zmienia, niech i tak będzie.

W niewielkim pomieszczeniu zapanowała cisza. Arielle odeszła od łóżka i stanęła przy oknie. Przez kraty spoglądała na szaroniebieskie fale Oceanu Atlantyckiego, które rozbijały się o surowe skały wyspy Świętej Heleny.

- Przyznam, że przez długi czas szczerze cię nienawidziłam za to, co mi zrobiłeś – powiedziała spokojnie, przenosząc wzrok dalej, a miejsce, w którym wody łączyły się z pogodnym firmamentem. – Jednak gdy teraz na ciebie patrzę, nie czuję nic prócz litości. Wielka to strata, płomieniste uczucia, które kiedyś do siebie żywiliśmy.

- Zaiste – potwierdził cichym, zmęczonym głosem.

- Płynęłam tu z ogromnym podnieceniem. W końcu ujrzałam cię pokonanego, ostatecznie dobitego i bezbronnego. I cóż z tego mam? – odwróciła się gwałtownie i wbiła wzrok w Bonapartego. – Nic! Żadnej satysfakcji, ulgi... Nic! – powtórzyła. – Więc powiedz mi, kiedy odnajdę spokój?

Napoleon przez chwilę patrzył prosto w jej przenikliwe, zielone oczy. Oczy pełne udręki i zmęczenia. Jak możliwe, by młoda i piękna czuła tak ogromny ból i niedosyt, skoro miała wszystko?

- Zakosztowałam w życiu każdego z uczuć. Od niewinnej radości, po władzę nad ludzkim życiem – wyszeptała, jakby na potwierdzenie przemyśleń Francuza. - Nic nie dało mi spokoju. Więc, na Boga, odpowiedz mi! Kiedy go odnajdę? – w melodyjnym głosie pobrzmiała desperacja. Czerwone usta zadrżały lekko.

- Poszukujesz czegoś, czego ten świat dać ci nie może – odrzekł lakonicznie. Po raz kolejny zakaszlał, z trudem podnosząc dłoń do ust. Chwilę potrwało, nim napad się uspokoił, jeszcze jakiś czas zbierał siły, by dokończyć swoją wypowiedź. – Nie jestem nawet pewien, czy po śmierci znajdziesz to, czego szukasz, Arielle.

Blondynka odetchnęła głęboko i podeszła do łoża cesarza. Atłasowa suknia zaszeleściła cicho.

- Nie dowiem się, dopóki nie spróbuję – mówiąc to, wyciągnęła zza pazuchy fiolkę wypełnioną białym proszkiem.

- Powinienem podziękować? – znów spojrzał w zielone oczy kobiety. Przez jedną, krótką chwilę zdawało mu się, że dostrzegł w nich łzy.

- Rozliczysz się ze mną innym razem – odparła, przywdziewając tak dobrze mu znaną maskę obojętności i cynizmu. Nalała wina do kielicha stojącego na szafce obok łóżka, po czym wsypała do niego zawartość fiolki. Podała naczynie Napoleonowi i wypowiedziała trzy słowa:

- Do dna, kochany.

Potem pochyliła się nad nim i złożyła przeciągły pocałunek na zlanym potem czole.

Pantofelki zastukały po drewnianej podłodze, kiedy Arielle zmierzała do drzwi komnaty.

- Bon voyage* - usłyszał jeszcze jej gardłowy śmiech, po czym kobieta zniknęła na korytarzu.

***

Przez długie, ciche korytarze przemykała niczym cień. Nikt nie zwrócił uwagi na samotną, pozornie zabłąkaną postać, która twarz skrywała w cieniu kaptura. Wszyscy zbyt byli pochłonięci swoimi sprawami, by pilnować tej, która właśnie zrozumiała swoje przeznaczenie.

Arielle zaczęła wspinać się po schodach wieży, a obcasy jej trzewików stukały radośnie, nieświadome zbliżających się wydarzeń. Nim dotarła na szczyt, zrzuciła pelerynę i podniosła głowę. Kiedy otworzyła drzwi, uderzył w nią podmuch wiatru, który rozwiał gęste, złote loki. Dumnie wkroczyła na wąski balkon, okalający wieżę. Bez lęku wychyliła i spojrzała na siwe wody, rozbijające się o podnóża zamku.

Nie jestem nawet pewien, czy po śmierci znajdziesz to, czego szukasz, Arielle."- przemknęły jej przez myśl słowa pokonanego cesarza. Była gotowa sprawdzić, czy własny koniec da jej poszukiwane ukojenie.

Stanęła na szczycie murku, który stanowił ochronę przed przypadkowym upadkiem. Serce biło mocno, a krew buzowała w żyłach. Nie była przerażona, raczej podniecona i ciekawa. Rozprostowała dłonie i stanęła na palcach, rozkoszując się nieznaną dotąd wolnością. Spojrzenie zielonych oczu utkwiła w horyzoncie, a wiśniowe usta rozciągnęła w uśmiechu.

- Finis coronat opus** – wyszeptała, po czym rzuciła się w dół.

W momencie, w którym jej filigranowa sylwetka rozbiła się o taflę oceanu, Napoleon wydał ostatnie tchnienie.

_____

* „ Bon voyage" - fran. „szczęśliwej podróży" Arielle nawiązała do metafory śmierci jako ostatniej podróży.

** „Finis coronat opus" – łac. „Koniec wieńczy dzieło" – Owidiusz


~~~~

Małe, słabe coś, do czego zainspirowała mnie niedawna lekcja historii (pozdrawiam Chmielę).  Sama nie wiem, co powinnam z tym zrobić, ale zostawiam Wam do oceny. Jeśli jest chociaż jedna osoba, której ten "historyczny one-shoot" się podobał, to warto było go napisać. Liczę na Wasze komentarze i krytykę!

Gloredhel.xx

Ostatni dzień NapoleonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz