- Czy mogę prosić panią o wyjście z gabinetu? - pyta mężczyzna siedzący po drugiej stronie biurka. Pierwszy raz od początku spotkania unoszę głowę do góry i spoglądam na moją mamę, która nerwowo pociera dłonie.
- Tak, o-oczywiście - mówi po krótkiej przerwie.
Wstaje podnosząc torebkę, uśmiecha się do mnie przelotnie, ale znowu jest to ten inny uśmiech. Zazwyczaj pokazuje go kiedy się czymś denerwuje, ale chce mi powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Nie rozumiem tylko czemu teraz to zrobiła. Przecież już w samochodzie mówiła mi, że to tylko zwykła rozmowa i mam się nie stresować, więc czemu ona miałaby się tak dziwnie zachowywać? Słyszę zamykanie drzwi. Odgarniam dłonią rzadkie pasmo włosów z czoła. Doktor uśmiecha się do mnie ciepło.
- Przypomnisz mi jak masz na imię? - Pada pierwsze pytanie.
- Kamila - odpowiadam prawie niedosłyszalnie.
- A ile masz lat? - kontynuuje i zapisuje coś w swoim notesie.
- Siedem - mówię tym razem trochę pewniej.
Czekam na kolejne pytanie, ale zapada cisza. Rozglądam się po pokoju. Na ścianach wiszą obrazki przedstawiające wesołych ludzi, tęcze i kwiatki. Niektóre zostały narysowane na wyrwanych kartkach z zeszytu. Ciekawe czy któreś z nich narysował pan doktor.
- Tak więc, Kamilko, kto mieszka razem z tobą? - Doktor kontynuuje, ponieważ zauważył, ze ja nic pierwsza nie powiem, przynajmniej takie mam wrażenie.
- Mama, a tatuś jest w Anglii, mamusia mówi, że musiał tam pojechać byśmy miały pieniążki - odpowiadam po chwili wahania. Mamusia przecież mówi też bym nie rozmawiała o tym, ze tata z nami nie mieszka. Ale teraz miałam mówić prawdę, tak?
- Co lubisz robić? - Ponowie uśmiecha się do mnie, ale tym razem to odwzajemniam.
- Rysować
- Pamiętasz co takiego ostatnio narysowałaś? - W notatniku pojawiają się kolejne zapiski.
- To co mi się śniło - odpowiadam bez chwili zastanowienia, już nie czuję się tak dziwnie jak na początku.
- A co tak dokładnie narysowałaś?
- Domek z ogniskiem na dachu, ale mamusia nakrzyczała na mnie, ze nie mogę rysować takich rzeczy! - obruszam się i krzyżuję ręce. Na twarzy mężczyzny pojawia się rozbawienie. - To jest niesprawiedliwe, ja nie mogę, ale dzień później w telewizorze pokazywali dokładnie to samo. W dodatku to podobało się mamie, bo cały czas to oglądała - mówię dalej, w kilku miejscach robię przerwę, bo brakuje mi powietrza. Twarz pana doktora od razu zmienia wyraz kiedy kończę.
- Dobrze - mówi w końcu po chwili ciszy. Ten czas wystarczył, by na jego ustach znowu pojawił się mały uśmiech. - Opowiesz mi jeszcze coś o sobie? Masz jakieś zwierzątko w domu?
Biorę głęboki oddech i zaczynam opowiadać.
Wybiegam z gabinetu zaraz po usłyszeniu pozwolenia. Zatrzymuję się korytarzu i rozglądam się w poszukiwaniu mamy. Pod ścianami znajdują się rzędy plastikowych krzeseł, a na ścianach wiszą obrazy w ramkach.
- Widzisz, mówiłam, ze będzie dobrze. - Odwracam się na dźwięk znajomego głosu.
- Doktor powiedział, ze masz tam jeszcze na chwilę wejść - mówię patrząc na mamę.
Ona kiwa powoli głową. Proponuje bym usiadła i poczekała, a ja się zgadzam. Mama wchodzi do gabinetu, w tym czasie zajmuję wybrane miejsce. Patrzę się w ścianę i gniotę w dłoni brzeg koszulki. Nudzi mi się. Jeszcze raz patrze dookoła i przyglądam się każdej rzeczy po kolei. Na ścianie, trochę na lewo ode mnie, wisi największy obraz. Przedstawia on wielkie drzewo rosnące nad jeziorem. Obok niego spaceruje dwójka ludzi trzymających się za dłonie. Też bym chciała tak malować i zostać sławną. Odwracam wzrok w drugą stronę. Obok jednych drzwi wisi zegar. Zaczynam liczyć sekundy.
Kiedy siódmy raz doliczam na palcach do jedenastu na korytarz wychodzi moja mama. Podrywam się z miejsca. Jeszcze znam do niej podchodzę widzę, ze coś ją martwi, ale szybko zakrywa to uśmiechem.
- Proszę to dobrze przemyśleć - mówi mężczyzna, który również wychodzi z gabinetu.
- Zadzwonię do pana jak tylko podejmę decyzję - odpowiada mama i chwyta mnie za rękę.
- Mamusiu, o co chodzi? - pytam nie wiedząc o czym mówią.
-O niczym ważnym, chodź, jedziemy do domu. - Pociąga mnie za sobą. Szybko dorównuję jej kroku.
Siedzę na krawędzi łóżka. Nogi zwisają mi parę centymetrów nad podłogą. Nie ruszam się i obserwuję każdy ruch mojej mamy. Bluzka wyjmowana jest z szafy, ponownie składana i pakowana do walizki. Tak samo jest z kolejną, i kolejną, i kolejną. Nasze spojrzenia ani razu się nie spotykają.
- Mamusiu... - zaczynam słabym głosem, a ona podnosi głowę. - Naprawdę muszę wyjeżdżać?
- To tylko kilka dni. - Uśmiecha się do mnie. - Później wrócisz do domu i pójdziemy na lody, dobrze? - Teraz i na mojej twarzy pojawia się uśmiech i kiwam ochoczo głową.
Coraz więcej ubrań ląduje w walizce, a ja rozglądam się po swoim pokoju. Pod ścianą naprzeciwko mnie stoi biurko, a na nim porozrzucane są kredki, mazaki i kartki papieru z bloku. Na tablicy korkowej powyżej wiszą moje prace poprzypinane pinezkami. Obok stoi już prawie pusta szafa, a dalej półka z maskotkami. Ich czarne oczka patrzą wprost na mnie. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, ale teraz jest to trochę... przerażające.
Zeskakuję na podłogę i pochodzę do tablicy, by zdjąć jeden z rysunków. Tęcza na nim jest pokolorowana tylko w połowie. Chowam kartkę do kieszeni, dokończę go później. Odwracam się akurat kiedy mama wstaje z dywanu i podnosi zapięta walizkę do pionu. Wystawia ją do przedpokoju i idzie w moją stronę.
- Nie masz się czego bać - pociesza mnie i gładzi po głowie.
- Ja się wcale nie boję! - zaprzeczam i patrzę jej prosto w oczy, a ona tylko się śmieje, trochę nerwowo.
- Za chwilę przyjedzie po ciebie wujek Paweł - oznajmia, jeszcze raz gładzi moje włosy i wychodzi z pokoju.
Wujka Pawła widziałam tylko raz w życiu. Na święta dwa lata temu kiedy przyjechał, by złożyć nam życzenia. Wiem o nim tylko tyle, że "dobrze się ustawił i nie obchodzą go biedni krewni" przynajmniej tak mówiła babcia Jadzia zaraz po tym jak odjechał. Nie wiem dokładnie o co chodzi z tym "ustawianiem się", ale to chyba coś ważnego. Jeszcze raz obrzucam wzrokiem pomieszczenie i kieruję się do salonu.
Dzwonek do drzwi rozlega się kiedy w telewizorze wyświetlane są reklamy w przerwie bajki. Odwracam się w stronę drzwi przy których stoi już mama. Kiedy je otwiera do środka wchodzi niski mężczyzna i wita się z nią. Jedyne w czym przypomina wujka Pawła to krzywy nos i okrągłe okulary, może źle go zapamiętałam. Wstaję i podchodzę do nich nieśmiało. Udaje mi się usłyszeć słowa mamy:
- Uważaj na nią, proszę - mówi to strasznie cicho i niepewnie spogląda na mnie. Wujek uśmiecha się do mnie szeroko I kuca przede mną
- Jak tam u ciebie Kamilo - zagaduje, a ja tylko wzruszam ramionami zbyt skrępowana, by coś powiedzieć. - Nie pamiętasz mnie? - udaje zaskoczonego.
- Pamiętam - odpowiadam.
- Właśnie. - Posyła mi uśmiech. - Pomieszkasz trochę u mnie, a później wrócisz do mamy, tak? - pyta patrząc na mnie, kiwam głowa.
Podnosi się i kieruje wzrok na moją mamę.
- U mnie nic jej się nie stanie, możesz być spokojna. - Mruga do niej, a ja lekko się uśmiecham.
Mama nie wygląda na ani odrobinę uspokojoną, przytula mnie mocno.
- Niedługo się zobaczymy. - Po co oni ciągle to powtarzają? Przecież już zrozumiała, ze to tylko parę dni.
Kilka minut później siedzę z tyłu osobowego samochodu i zapinam pasy. Paweł, tak kazał na siebie mówić, siada na miejscu kierowcy i przekręca kluczyki. Wyglądam za okno, na dom, na ogródek, na mamę machającą do mnie. Po chwili wszystko zostaje za nami, a domki rozmazują się coraz bardziej kiedy przyspieszamy. Wyjeżdżamy za miasto, a później jesteśmy na autostradzie. Nie zapytałam się ile potrwa podróż, ale teraz nie chce się odzywać, w sumie to nie ma znaczenia. Opieram się głową o szybę, zamykam oczy i po chwili zasypiam.