Rozdział I

489 69 18
                                    

-Powienieneś pójść do domu się przespać. - powiedział lekarz, widząc na wpół przytomnego Johna, siedzącego przy łóżku już któryś dzień z kolei.
-Nie mogę go zostawić. To wszystko moja wina. - wykrztusił z siebie Watson. Podparł głowę na rękach, zamknął oczy i poczuł łzy spływające znowu po napuchniętej od płaczu twarzy.
-John, znamy się długo i nie będę niczego przed tobą ukrywał. Zresztą dobrze wiesz, jaka jest sytuacja. Przeszedł ciężką operację. Zanim się wybudzi, może minąć bardzo wiele czasu. Jeśli w ogóle...
-Jestem lekarzem do cholery! Nie musisz mi tego mówić. Wiem co robię. Chcę tu zostać. Chcę być przy nim, gdy otworzy oczy. Bo otworzy. - powiedział może trochę zbyt agresywnie i zacisnął mocno pięści. Słysząc, że zrezygnowany lekarz opuścił salę, podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela, z trudem powstrzymując łzy, napływające do czerwonych, napuchniętych oczu.
-Sherlock, skończ te wygłupy i obudź się do cholery. Już raz cię straciłem, słyszysz? Drugi raz tego nie zniosę.
Nic, cisza. Żadnej reakcji. John zmuszał się, żeby nie odwrócić wzroku i nie wybiec ze szpitala. Męczyły go wyrzuty sumienia. To on namówił go na tą sprawę. Dlaczego nie zgodził się na zagadkę morderstwa bliźniaków?! To byłoby o wiele bezpieczniejsze. Ale nie, bo po co. Chciał przygód, to teraz je ma.
Tylko dlaczego ucierpiał Sherlock? To John powinien tu teraz leżeć.
-Ty idioto. - syknął sam do siebie.
Przez kilka godzin chodził po sali w tą i z powrotem. Zjawiła się pani Hudson, potem Molly i Lestrade. Posiedzieli chwile i wyszli. Nikt się nie odezwał. Nikt o nic nie pytał. I dobrze. Przyszła też Mary, lecz Watson nawet nie spojrzał na narzeczoną, więc też szybko się zmyła.
Późnym wieczorem coś się zmieniło.
John siedział przy łóżku i trzymał rękę przyjaciela, patrząc ślepo przed siebie, gdy nagle poczuł drgnięcie palca. Odskoczył do tyłu, prawie spadając z krzesła. Mógłby przysiąc, że Sherlock ruszył kciukiem. Jak w transie gapił się na niego i czekał aż otworzy oczy, witając go typowym dla Holmesa, cudownym lodowym spojrzeniem. Z trudem nabierał powietrza. Dysząc oglądał jego bujne, czarne loki wystające spod bandaża, jego nieskazitelną twarz, ostre jak brzytwa kości policzkowe i popękane, bladoróżowe usta. Ale oczy niezmiennie pozostawały ukryte pod powiekami.
-Przykro mi, ale czas odwiedzin się skończył. - słodki głos pielęgniarki wyrwał Johna z transu - Proszę iść do domu, wypocząć i wrócić jutro.
-Poruszył palcem, czułem to, naprawdę. - wycedził blondyn, spoglądając na nią przekrwionymi oczami.
-Jeszcze na to za wcześnie. Wydawało się panu. Dobranoc. - rzuciła z politowaniem, prawie wypychając Watsona z sali.
-Jeszcze się wszyscy zdziwicie. On jest silniejszy, niż ktokolwiek inny. - powiedział pod nosem, wychodząc ze szpitala. Wiedział, że sen tej nocy przyjdzie mu z trudem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 15, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Don't Forget Me / SHERLOCK /Where stories live. Discover now