..pierwszy..

442 36 3
                                    

Przepowiednie i uroki dawniej brano na poważnie, jednak z biegiem czasu ludzie przestali w nie wierzyć. Teraz każdy, kto ma karty tarota lub podobne narzędzia, może udawać, że zna się na rzeczy i najczęściej za pieniądze sprzedawać swoje nic niewarte, kłamliwe wróżby.

Ale są też na tym świecie rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Istnieją siły nie do okiełznania, a ci, którzy próbują, nie żyją zbyt długo. Dlatego właśnie pewna kobieta żałowała, że postanowiła odwiedzić wróżkę i wypytać ją o jeszcze nienarodzone dziecko. Przecież co złego mogła zrobić siwiejąca staruszka z okularami na nosie o szkłach grubości denka butelki? Nikt nie mógł przewidzieć, że postanowi okazać trochę serca dziecku i da mu oczy.

Młoda kobieta nie rozumiała, co to znaczyło, i szybko zapomniała o słowach wątpliwej wróżki. Nie wiedziała nawet, dlaczego do niej poszła. Przecież nigdy nie wierzyła w takie rzeczy!

~•●☆●•~

Pomieszczenie wypełniają regały zawalone toną książek. Każda starannie wykonana i z namaszczeniem odłożona na swoje miejsce. Ich ilość niemal przytłacza, ale już dawno przestała mnie onieśmielać. Brook – postawny mężczyzna po czterdziestce z siwiejącymi już brązowymi włosami, których kolor idealnie komponuje się z odcieniem dominującym w pokoju – siedzi naprzeciw mnie i niedbale notuje moje słowa w notatniku. Za każdym razem, gdy mnie o coś pyta, wyczuwam jego niechęć – czarna chmura za nim również ma dosyć tej nudy. Po mojej skórze rozchodzi się dreszcz oczekiwania na powrót Brooka do domu, kolejną kłótnię z żoną, jego rozczarowanie, gniew, strach...

– Panno Sky, słucha mnie pani? – pyta mężczyzna, odrywając oczy od notesu.

– Oczywiście, doktorze Brook – odpowiadam ironicznie, ale jak zawsze tego nie zauważa. – Proszę mówić na mnie Selene – mówię po raz kolejny.

Chociaż odpowiadam jemu, nie mogę oderwać wzroku od hipnotyzującego spojrzenia postaci formującej się z ciemnej chmury. Powoli wyłaniała się z niej ludzka sylwetka z jaśniejącymi czerwonymi oczami.

– Selene, na co patrzysz? – pyta i kątem oka widzę, że porusza się niespokojnie w fotelu. Może i trzyma się wersji, że moje słowa nie są prawdą, ale ewidentnie robią na nim wrażenie.

– Dobrze pan wie – odpowiadam z lekkim znudzeniem. Na każdej sesji wciąż pyta mnie o to samo, chociaż wie, co za nim kroczy. A przynajmniej wie ode mnie.

– Sky. – Pociera nasadę nosa. – Nadal będziemy przez to przechodzić?

– Selene – poprawiam. – Nie wiem, o czym pan mówi. Ma mi pan pomóc, to pańska praca.

– Owszem. Nasze sesje trwają od trzech lat, ale ty wciąż idziesz w zaparte i opowiadasz o tych dziwnych istotach. Musisz wreszcie ustąpić i zrozumieć, że próbujemy ci tu pomóc.

Fere fere. Głupie gadanie. Doktor Brook nikomu nie chce pomóc. On jedynie afiszuje się licznymi dyplomami wiszącymi w gabinecie, w którym to też przyjmuje rodziców potencjalnych pacjentów i powtarza tę samą formułkę, co inni lekarze: zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Tyle że to równa się zamknięciu w małym pokoju, ograniczeniu kontaktu z rodziną i podawaniu magicznych tabletek.

– Doktorze Brook – zaczynam zadziwiająco spokojnie, chociaż krew wrze w moich żyłach – jeśli uważa pan, że kłamię, proszę odesłać mnie do domu.

– Sky...

– Selene! – przerywam mu ostro, wbijając palce w podłokietnik fotela.

– Selene – poprawia się z grymasem – uważam, że powinnaś nauczyć się odróżniać prawdę od fikcji. Duchy, o których mówisz, należą do tej drugiej kategorii. Poza tym wciąż miewasz napady agresji.

Istota skryta w kłębach dymu ukazuje zęby w uśmiechu zwycięstwa, spoglądając na mnie. Cieszy się z tego, że doktor Brook nie wierzy. Cieszy się, bo jej żywiciel nie bierze ostrzeżeń na poważnie.

– Ma pan rację, doktorze – mówię. – Duchy nie istnieją.

Otaczają nas istoty o wiele gorsze i o wiele bardziej niebezpieczne – dopowiadam sobie w myślach.

Opuszczam spojrzenie na własne palce, splatając je na kolanach. Przegrywam po raz kolejny. Mogę tłumaczyć, że to, co widzę, jest rzeczywistością, że mroczne istoty towarzyszą każdemu człowiekowi, ale doktor Brook i tak mi nie uwierzy. On ufa jedynie nauce – Demony jej przeczą.

– Nie uważa pan, że lata terapii powinny przynosić jakieś skutki? Jak do tej pory nic się nie zmieniło – zarzucam ostrożnie, spoglądając na doktora spod kurtyny czarnych włosów, które opadły mi na twarz.

– Od urodzenia twój umysł zapoznawał i przyzwyczajał się to tych zaburzeń, pozbycie się ich nie będzie łatwe.

Prycham pod nosem. Nie jestem pewna, czy pogratulować, czy pożałować jego upartego podtrzymywania swojego stanowiska. Byłoby o wiele prościej, gdybym mogła wrócić do domu.

– A jeśli nie chcę się ich pozbyć?

Ta sugestia wreszcie wywołuje w doktorze jakąś reakcję. Patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem pomarszczonej twarzy, może nawet z zainteresowaniem – podobnie istota za nim emanuje ciekawością. Jak widać udało mi się zaskoczyć ich obu.

Jednak martwi mnie to, że mój własny Demon cieszy się z tych słów. Wyraźnie wyczuwam jego zadowolenie. Powinnam była trzymać język za zębami.

– Sky, dla twojego dobra, nie zanotuję tego wyznania i zapomnę o nim – mówi, a ja z trudem powstrzymuję drżenie rąk.

– Wie pan – zagaduję – dlaczego nie używam imienia Sky?

Doktor wpatruje się we mnie z niezrozumieniem, zakłada ręce na piersi. Jestem pewna, że go to interesuje. Wiem też, że wreszcie dałam się podejść. Od kilku miesięcy prowokował mnie, celowo lekceważąc moją prośbę, co do imienia. Jednak irytacja bierze nade mną górę.

– Sky odeszła, gdy miałam dwadzieścia lat. Jej miejsce zajęła Selene i nie można tego zmienić.

Nic z tego nie rozumie, ale mrok za nim interesuje się bardziej. Zapewne doktor Brook, chcąc wyciągnąć ze mnie więcej, jeszcze dzisiaj przeszuka moje akta i sprawdzi, co też takiego ważnego zdarzyło się w tamtym czasie. A ja z chęcią popatrzę na jego marne starania.

Wreszcie mogę wrócić do przydzielonego mi pokoju, ale nie cieszę się z tego powodu. Od samego początku nie lubię tego pomieszczenia. Już pierwszego dnia w tym ośrodku mój własny Demon narobił szkód. Rozbił mnie psychicznie, podsyłając obrazy udręki i ludzkiego cierpienia. Był osłabiony przez leki, którymi naszprycowali mnie kilka godzin wcześniej, więc gdy tylko odzyskałam świadomość, przypuścił szturm. Istota musiała odzyskać potrzebne jej siły. Sama była sobie winna. Gdyby nie próbowała zabić sanitariuszy, do niczego by nie doszło.

Właśnie przez mojego Demona trzy lata temu zostałam w szpitalu jako stała pacjentka, chociaż to miała być tylko wizyta kontrolna. Nie ukrywam, wciąż jestem na niego zła. Przez całe życie znoszę jego obecność i rozumiem potrzebę zaspokojenia głodu, której mimo wszystko nie spełniam, ale teraz mogłabym kończyć szkołę, a nawet już solidnie zarabiać w firmie matki. Zamiast tego marnuję życie, siedząc sama w małym pokoju. A właściwie siedząc z Nim.

Czuję przepływ mrowienia po skórze. To jak ledwie wyczuwalny dotyk. Muśnięcie, którego prawie nie jesteśmy świadomi. Wie, że o nim rozmyślam. Delikatny gest jest jakby przepraszający, ale ja nie dam się zwieść. One nie powinny znać takich emocji, nie powinny współczuć.

Niechętnie podnoszę spojrzenie na lustro wiszące nad umywalką i widzę go aż nazbyt wyraźnie. Inne Demony są dla mnie czarną chmurą przybierającą postać dopiero wtedy, gdy nabiorą sił, ale on cały czas wygląda jak człowiek. Wychodzi na to, że musi być bardzo potężny, ale jak to możliwe, skoro od lat nie czułam strachu?

Z rezygnacją wpatruję się w jego błyskające dzikim, czerwonym blaskiem oczy. Tak bardzo mi znane oczy.

~~~~~~~~~~~~~~~~

No to zaczynamy! Minęło sporo czasu, ale wreszcie mogę wszystko ogarnąć. Rozdziały nie będą jakoś specjalnie długie, ale mam nadzieję, że historia przypadnie wam do gustu. Kolejne części postaram się dodawać co dwa tygodnie w soboty (rozdział drugi już 16 września).

Do następnego!

DuchyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz