Siedzę w pociągu i patrzę przez na kolejne zatłoczone stacje.
Obserwuję ludzi, których możliwe już nigdy nie spotkam.
Których nawet nie znam.
Nie wiem w jakim celu wsiedli do tego pociągu.
Żeby odwiedzić rodzinę i się cieszyć? Czy raczej opuścili ją i tęsknią?
Żeby wyjechać do pracy? Do dobrej, złej?
A może się śpieszą, bo coś nagle „wyszło".
Może ta starsza pani co siedzi teraz przede mną zachowuje beznamiętną twarz i nic nie można z niej odczytać, ale tak naprawdę, gdzieś w środku przeżywa kryzys? Co kiedyś robiła? Jaka była? Jak wyglądała? Co przeszła?
Na świecie jest tyle ludzi, że ja nawet nie znam tych, z którymi podróżuję w pociągu.
Nie wiem co ze mną jest nie tak, ale często, gdy przybywam w autobusie, bądź gdy przechodzę przez miasto zastanawiam się, co ludzie przechodzą, kim są.
A sam jeszcze do końca nie wiem kim jestem ja.
Dla wszystkich, co mnie nie znają (a to grono jest dość spore):
Nazywam się Matteo, mam 17 lat i właśnie jadę do Buenos Aires, gdzie mój zmarły przed kilka laty tata spędzał swój młodzieńczy okres.
Nigdy nie wiedziałem kim jest moja mama. Moi rodzice nie mieli ślubu, tato miał zaledwie 20 lat, kiedy przyszedłem na świat.
Może to dziwne, bo to zawsze matka zatrzymuje przy sobie dziecko, ale jak to określił mój tata: „chciał mnie przed nią ochronić".
Nie znam jej imienia, nigdy nie widziałem jej zdjęcia, jakimś cudem nie mam też zapisanego jej nazwiska w moim akcie urodzenia.
Tato nigdy nie chciał mi wspominać dlaczego się rozstali. Jedynie wspominał: „pomyliłem się co do niej" i na tym kończył.
Wiem jednak, że bardzo ją kochał.
Przez jego życie przebiegało wiele kobiet – jedne były przy jego boku krócej, drugie dłużej, ale z żadną z nich nie chciał się wiązać tak na zawsze.
Odpowiadał na to: „Nie mają po prostu tego czegoś".
A ja w głębi wiedziałem, że to znaczy: „Nie są po prostu twoją mamą, Matteo".
Kiedy tato zmarł przeżyłem w swoim życiu swoją własną "Hiroszimę". Myślałem, że już nic, nigdy się nie poukłada – tata był najbliższą mi osobą.
Wcale nie byłem przygotowany na jego odejście. Pewnego słonecznego (choć dla mnie pochmurnego) dnia, zadzwoniła do mnie babcia i wciąż pamiętam jej pierwsze zapłakane słowa:
„Matteo, skarbie, tak mi przykro".
A potem się dowiedziałem, że mój tato – Federico Balsano zmarł w szpitalu w wyniku ciężkich obrażeń z wypadku samochodowego.
I takim sposobem trafiłem pod skrzydła babci.
Jednak zawsze trapiła mnie myśl: „Gdzie jest moja biologiczna matka?", która w żaden sposób nie chciała się ulotnić z mojej głowy.
Kiedy skończyłem 17 lat (dokładnie miesiąc temu), oznajmiłem babci, że na wakacjach wyruszam w samotną podróż do Buenos Aires, aby lepiej poznać miejsce, w którym tato poznał moją mamę.
Początkowo nie chciała się zgodzić, jednak potem uległa.
Wszyscy znajomi taty i rodzina wspominają mi, że jestem dosłownie jego klonem pod względem wyglądu, choć mi wcale się nie chce w to wierzyć, bo doskonale pamiętam tatę i uważam, że nie jestem do niego aż tak podobny.
Mieliśmy jednak podobne pasje.
Tato, pomimo tego, że pracował w firmie jako kierownik jednego z wydziałów: kochał śpiewać i tańczyć, i śmiało można stwierdzić, że był do tego stworzony.
Wspominał nawet, że chodził do szkoły muzycznej dla młodych artystów oraz, że razem ze swoimi przyjaciółmi robili karierę, bo jakiś konkurs (którego nazwy nie pamiętam), rozsławił ich na całą Argentynę i pobliskie państwa, a nawet na niektóre zakątki Europy.
Jednak zrezygnował z tego, rozstając się z moją mamą.
Ja również śpiewam i tańczę, tylko, że w inny sposób: na wrotkach.
I nie wyobrażam sobie życia bez tego.
Więc poznaliście pewną część mnie.
Choć jest to zaledwie kilka procent z siedemnastu lat życia.
CZYTASZ
| Take my past |
FanfictionNie wiedział nic o swojej matce. Postanowił ją odszukać. Opowiadanie zawiera połączenie bohaterów z serialu "Soy Luna" i "Violetta".