Rozdział 3.

3.4K 321 61
                                    


Hogwart - jego dom. Jak dawno w nim nie przebywał i nie czuł magii, która przepływa w murach zamku. Musiał go opuścić dawno temu, gdyż groziła mu utrata życia. Trzech założycieli tej szkoły bardzo pragnęli jego śmierci, a szczególnie Gryffindor. Godryk nienawidził go nade wszystko. I ze wzajemnością. Uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie wyraz twarzy Gryffindora, gdy opuszczał progi zamku, pozostawiając po sobie ruiny.

Szedł wraz z pozostałymi pierwszoklasistami do Wielkiej Sali. Był ciekaw, czy wyglądała tak, jak za jego młodości. Czy zaczarowany przez Rowenę sufit dalej działał. Czy nie zmienił się wystrój zaproponowany przez Helgę. Był tak bardzo podekscytowany, że ledwie powstrzymywał się od śmiechu. Ale na radość i triumfowanie przyjdzie czas później.

- Witam was wszystkich w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - zaczął dyrektor.- Pozwólcie, że mowę wygłoszę po kolacji. Chyba wszyscy muszą być głodni po tak długiej podróży. Nie przedłużajmy więc! - Skinął na McGonagall.

- Gdy wyczytam kogoś imię i nazwisko, proszę podejść, a ja założę wam na głowę Tiarę Przydziału - poinformowała. - Susan Bones!

Mała, rudowłosa dziewczynka weszła szybko na podwyższenie i założyła zniszczony kapelusz na głowę.

- Hufflepuff! - zawyrokowała tiara.

Ze strony stołu Puchonów rozległy się oklaski. Susan szybko zeskoczyła ze stołka i usiadła przy swoich nowych współdomownikach.

Przydział trwał dalej, aż w końcu doszli do jego nazwiska. Cóż... Jego tymczasowego nazwiska, a raczej tego dziecka, które zginęło w noc, gdy przyszedł po nie Voldemort.

- Harry Potter!

Wszyscy spojrzeli w jego stronę, a szepty, który rozbrzmiewały jeszcze niedawno w sali, ucichły.

Dostojny, wręcz arystokrackim krokiem wszedł na podwyższenie. Ukłonił się McGonagall, a następnie dyrektorowi. Nie założył jednak Tiary na głowę, tylko odwrócił się w stronę zdziwionych uczniów. Rozłożył ręce i przywołał na twarz kpiący uśmiech.

- Witajcie! Dawno nie było mnie w rodzinnych progach! Będzie z tysiąc lat... - Podniósł kąciki ust do góry jeszcze bardziej, co nadawało mu diaboliczny wyraz twarzy. - Zapewne Rowena, Helga i Godryk byli by bardzo rozzłoszczeni widząc mnie tutaj. Prawda, przyjaciele? - Ostatnie słowo wymówił z wielką dozą sarkazmu.

Z Tiary Przydziału zaczęło wydobywać się jasne światło. Po chwili nad podwyższeniem unosiły się duchy trzech założycieli Hogwartu.

- Masz czelność się tu pokazywać?! - warknął mężczyzna z długimi, falowanymi włosami.

- Jak śmiesz stąpać po tej podłodze! - zagrzmiała czarnowłosa kobieta w długiej, niebieskiej sukni.

- Powinniście się byli spodziewać, że powrócę. - Zaśmiał się.

- Bądź przeklęty, Slytherinie! - zawołał Godryk i chciał się na niego rzucić, jednak był duchem i tylko przez niego przeleciał.

Harry, a raczej Slytherin zaśmiał się ponownie.

- Ach, gdzież moje maniery - zwrócił się do uczniów. - Nazywam się Serpens Salazar Slytherin. Pierworodny syn Salazara Slytherina i jego prawowity dziedzic. Powróciłem do szkoły po ponad tysiącu latach, by zreformować te ubogie szkolnictwo i wzmocnić dyscyplinę, której jak widać tu brakuje. - Rozejrzał się po sali. - Najdojrzalej z was zachowują się Ślizgoni, ale nie ma się co dziwić. Wszyscy z nich zostali prawidłowo wychowani na dostojnych czarodziejów, czego nie można powiedzieć o dzieciach z mugolskich rodzin. - Spojrzał w stronę Domu Lwa. - Nie dyskryminuję waszej krwi, tylko wychowanie, a także wiedzę o kulturze w magicznym świecie. Dlatego moim pierwszym zarządzeniem będzie to, by każdy z uczniów odbył szybki kurs czarodziejskiej kultury i savoir vivre.

Zło nigdy nie ustanie | Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz