Od kilku tygodni brakowało mu czegoś, co nazwałby wyzwaniem. Pisał świetnie, malował powalająco dobrze, a jego życie było tak pełne swobody i niezmąconego spokoju, czasu, ćwiczeń, że dzieła same wydostawały się spod jego rąk jak z maszyny. Ostatnio jednak ta maszyna trochę szwankowała.
Jego pracownia była urządzona w dość nowoczesnym stylu, jedynym wyjątkiem było kilka przyczepionych do mlecznobiałych ścian rysunków, które kiedyś sam Namjoon oblał kawą oraz kilka paproci stojących na szerokim parapecie, o których przypominał sobie raz na jakiś czas.
Kim sam nie wiedział dlaczego te rysunki miały dla niego szczególne znaczenie. Być może oczarował go we nich ten brak spójności i chaos, tak podobny do tego który był w jego myślach każdego dnia. Nawet ta kawa która pomarszczyła kilka kluczowych miejsc szkicu była czymś ciekawym.
Linia. Prosta prostopadła, którą przecięła smuga ciemnej farby. Falowana kreska będąca złamaniem jego stereotypów, plama.
Jedyne swoje prace, które zachował dla siebie.
Zawsze gdy wpuszczał do pomieszczenia Yoongiego, starszy nie umiał zahamować potoku miłych słów, które opuszczały jego wąskie i blade usta.
To wciąż był tylko Yoongi.
On zawsze go chwalił, w końcu był jego przyjacielem. Prawda jest taka, że Min Yoongi widział swoje powołanie w muzyce, nie w rysunku i piśmie. Nigdy nie zrozumiał jak ważne było kilka tych brudnych kartek.
Namjoon jeszcze nigdy nie podzielił się z nikim tym wszystkim, co siedziało w jego zatrutym sztuką i pożądaniem piękna umyśle. To dziwne, bo już sam sposób w jaki Kim się wyrażał był czymś naprawdę inspirującym i zaskakującym.
Sztuka przemawiała nim, na kształt przykładowego obrazu Da Vinciego wystawionego we francuskim Luwrze. Gdyby Namjoon wiedział, jak błyszczącą perłą się stawał.
Znajomi widzieli w nim wielki potencjał, a on powoli tracił cząstkę siebie.
Bez inspiracji, nie mógł błyszczeć tak jasno jak potrafił.