Rozdział 15

73 13 4
                                    

Pani Tonks krzątała się po kuchni. Max mógł wyczuć zapach ciasteczek i śliwkowego kompotu. Grimmuald Place było dość ciekawym miejscem, i z tego co powiedział mu Teddy, niegdyś była to kwatera główna Zakonu Feniksa.

Max'a zaciekawił gobelin Blacków. Okazało się, że matka jego dziadka pochodziła z rodu Blacków. Na gobelinie zauważył swoją rodzicielkę. Pod nią biegła pojedyńcza linia łącząca dwie osoby. Elenę i jego. Wygląda na to, że jego matka i ojciec nie byli małżenstwem, ponieważ nie było go na gobelinie.

Czuł rozczarowanie, ale Andromeda szybko poprawiła mu humor. Wyciągnęła stary album ze zdjęciami. O dziwo byly tam zdjęcia jego babci, Veronici oraz przeklętej ciotki Vivanne.

Max mógł zauważyć jak niezwykle podobny był do swojej matki. Elena także odziedziczyła po niej rysy twarzy. Andromeda nie wiedziała o niej zbyt wiele. Kiedy ożeniła się z mugolakiem, została natychmiast wydziedziczona z rodziny.

Młody Blackthorn bardzo jej współczuł. Przypomniały mu się słowa Chrisa, i poczuł się jeszcze gorzej. Jego wzrok powędrował w stronę Lupina. Chłopak był przygnębiony, jednak starał się to ukrywać.

Czasami Ellie przelotnie rzucała im pytające spojrzenia, jednak dwójka chłopców starannie to ignorowała. Max i Teddy siedzieli jak na igłach. Byli zdenerwowani. Dobrze wiedzieli, że Avenque zrobi to już niedługo. Po plecach Max'a przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

******************************

Chris powoli otworzył drzwi. Prosił i błagał swojego ojca, aby pozwolił mu odwiedzić Jugsona.

Znalazł się w przestronnej sali. Był tu jedynie Andy. Jego skóra zdawała się zlewać z pościelą. Słońce, które było dziś wysoko na niebie, wpadało przez okno, dzięki czemu czarne włosy Jugsona wydawały się mieć rudawy połysk.

Usiadł na krzesełku, łapiąc chłopca za zimną dłoń.

- Jak źle, że tu leżysz, kiedy tak bardzo cię potrzebujemy - wyszeptał Avenque. Wziął drżący oddech. Przymknął oczy. Wyobraził sobie, że odrywa się od swojego ciała. Jeszczę trochę. I nagle przeszył go znajomy ból.

Czuł się jak leciał w nicość. Lecąc słyszał cudze myśli, widział niezrozumiałe obrazy.

Inny niż reszta naszej rodziny.

.

Donosi zdrajcy krwi!

.

Taki słaby i żałosny.

.

Przynosisz wstyd! Nie chcę takiego dziedzica!

.

Czy to robi jakąś różnicę? Bycie mugolakiem? Gardzisz mną przez to?

Nie, to nie robi żadnej różnicy. Nie mógłbym tobą gardzić...


Gwałtownie otworzył oczy. Oślepiła go jasność tego miejsca. U Marysi było inaczej. Tam wszystko było kolorowe. Tęcza kolorów. Tutaj zdecydowanie przeważała biel. Czyżby... Czyżby to był Hogwart? Tylko jasniejszy?

Prochem i cieniem jesteśmy - / HP fanfic ( W Trakcie poprawy)Where stories live. Discover now