-Levi! Nie umieraj! Proszę!- krzyczał brązowo-włosy, klęcząc przy kobaltowo-okim. Nie miał dolnej części ciała...
<Eren pov.>
Obudziłem się zalany potem u mnie w celi. Obstawiam, że było koło czwartej w nocy. Kolejny raz śni mi się, że kapral ginie. Dlaczego? Dlaczego śni mi się akurat on?! Nie dam rady już zasnąć. Eh.. O tyle dobrze, że nie jestem skuty, tylko śpię w podziemiach. Wstanę i coś zjem. O szóstej jest trening. Gdy położyłem gołe stopy na kamiennej podłodze, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Ubrałem się i poszedłem do kuchni. Wstawiłem wodę na kawę. Ale coś musiało się spierdolić, bo jakby inaczej! Podczas wyjmowania kubka, wypadł mi z ręki i roztrzaskał się o podłogę. Zacząłem zbierać szkło gołymi rękoma. Usłyszałem czyjeś przyspieszone kroki. Po chwili do stołówki wszedł kapral.
-Jäger co robisz?- spytał. Dopiero po kilku sekundach zobaczył rozbite naczynie i moje czerwone od drobnych skaleczeń, ręce.- Dobra, poczekaj tu. Zaraz przyjde.- Jak powiedział tak zrobił. Sprzątnąłem ostatnie kawałki kubka i wyjąłem nowy. Zanim się zorientowałem Heichou stał obok mnie. Popatrzył na moje dłonie. Zregenerowały się.- Kurwa przyniosłem apteczke.
-Ale po co? I tak byłaby nie potrzebna. Przecież wiadomo, że rany same mi się goją.
-Okej, okej. Już zamknij się i też zrób mi kawy- usiadł na ławce.
-Dobrze./\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Siema, siema kostki. Prolog zakończony! Mam nadzieję, że się podobało. Jeśli tak pozostawcie po sobie inny ślad niż wejście.
⭐Gwiazdkę⭐
💬Komentarz💬
❓❓❓
CZYTASZ
Nie idź za mną... [riren/ereri]
FanfictionRiren lub jak kto woli ereri. Zapraszam serdecznie :)