prolog

1.7K 119 18
                                    

Ruggero Pasquarelli

Znacie to uczucie, kiedy najważniejsza dla ciebie osoba opuszcza twoje życie? Kiedy nie wiesz czy będzie mogła cię jeszcze przytulić, pocałować i powiedzieć jak bardzo cię kocha? Tak właśnie czuje się ja, ubrany w czarny garnitur, ze łzami w oczach patrzący na urnę mojej matki. Widzę wokół siebie ludzi, którzy starają się zrozumieć mój ból, niektórzy z nich przezywają go razem ze mną. I jedyne co mnie trzyma trzeźwo na nogach, to ta głupia nadzieja, że kiedyś znów zobaczę jak się uśmiecha.

Siedziałem na lotnisku w nadziei, ze wreszcie wypowiedzą mój samolot. Ubrany w czarna bluzę z kapturem nałożonym na głowę, słuchałem jakiś dobijających piosenek. Kiedy wreszcie raczyli wspomnieć o moim locie do Buenos Aries, ruszyłem przed siebie i wsiadłem do maszyny, która zaraz miała wznieść się w górę i uwolnić mnie od tego dobijającego miasta. W głowie miałam masę pytań do samego siebie.
Czy mam do czego wracać?
Odpowiedziałem sobie na nie sam, nikt nie będzie czekać ma mój odzew od trzech lat. Nie odezwałem się do nich. Dlaczego? Kontakt z nimi sprawiał by mi jeszcze większy ból, świadomość, ze dzieli nas paręnaście tysięcy kilometrów, nie dawała mi spokoju. Gdy już wylądowałem, poczułem słońce na mojej twarzy, tego najbardziej mi brakowało. Zamówiłem taxi, aby dowiozła mnie do mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Stanąłem przed drewnianymi drzwiami jakieś bloku i nie pewnie zapukałem. Spojrzałem na mężczyznę, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Bez żadnego słowa po prostu uściskał mnie na przywitanie i zaprosił do środka.

-Co robiłeś przez te trzy lata? -Usłyszałem jego zachrypnięty głos.

-Czekałem. -Odpowiedziałem i rzuciłem moja torbę w kąt pokoju.

-Ja to samo. -Uśmiechnął się pod nosem. -Ale nigdy się nie doczekałem. -Dodał po chwili i opadł na kanapę.

-A ja tak i stało się to szybciej niż myślałem. -Dołączyłem do niego. 

-Przykro mi. -Odezwał się uśmiechając się promiennie.

-Mi tez. -Uśmiech zszedł z mojej twarzy. Chwila, czy on kiedykolwiek się pojawił?

-Ile zamierzasz zostać w BA? -Wstał i nalał mi i sobie po szklance jakiegoś taniego wina.

-Tyle ile będzie trzeba. -Wziąłem łyka i odłożyłem kieliszek.
-Mając na myśli słowo "czekałem" mówiłeś o Valentine? -Upewniłem się, brunet parsknął śmiechem.

-Miałem taką głupią nadzieje, ze uda mi się naprawić szczeniackie błędy. -Odezwał się łamiącym głosem.

-Ale nie zrobiłeś nic w tym kierunku. -Wypomniałem mu, z drugiej strony zrobiło mi się go żal.

-Bingo przyjacielu, nie widziałem jej od roku, a mieszkamy w jedynym mieście. -Uśmiechnął się ponuro.

-A co z Carolina i Agusem? -Wygodniej ułożyłem się na kanapie.

-Rozstali się dwa miesiące temu, wyobrażasz sobie po 4 latach związku? Carolina chyba złe to znosi, ale nie wiem z nimi tez nie mam kontaktu. -Michael zajął miejsce obok mnie.

-Słabo. -Rzuciłem luźno, upijając kolejny łyk trunku.

-Nie zapytasz o Karol? -Zabawnie podniósł jedna brew.

-Nie wiem czy chce wiedzieć. -Zmrużyłem oczy.

-I tak ci powiem, spotyka się z Villalobosem, a w dodatku jest dobra aktorka. -Podsumował.

-Jednym słowem jest szczęśliwa. -Westchnąłem.

Footloose 2 |Ruggarol|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz