Rozdział 41

3.3K 223 13
                                    

Dzień dobry!,

Nie będę się nawet tłumaczyć czemu mnie tu tak długo nie było... bo chyba nie ma sensu.

Czy wystarczy jak powiem, że mi cholernie przykro? Obiecuje: Wracamy już do rozdziałów, które pojawiają się raz na tydzień/dwa. (Przynajmniej się o to bardzo postaram :'))

No... Myślę, że rozdzialik całkiem przyjemny i mam nadzieję, że do rychłego napisania! 

Miłego czytania! <3 (Dziękuję wszystkim, którzy wciąż są przy mnie i wciąż czytają moje wypociny :'))

---


Gdy tylko jej powieki się otworzyły poczuła, że ból głowy ponownie rozrywa jej czaszkę. Spojrzała po ponurym, ciemnym pokoju i zdała sobie sprawę, że świt jeszcze nie nadszedł.

Powoli podniosła się do pionu, a gdy tylko to zrobiła jakiś przedmiot zsunął się z jej pościeli na podłogę. Zmarszczyła brwi gdy dźwięk, który ów przedmiot wywołał, spowodował falę bólu w okolicy jej skroni. Potarła pięściami powieki i spojrzała na podłogę.

Przy jej łóżku leżała jakaś cienka książeczka. Musiała z nią zasnąć i zrzucić ją przy wstawaniu. Podniosła książkę i oglądnęła ją uważnie w nikłym świetle gwiazd, jakie wkradało się przez niedosunięte zasłony.

Przecież to było oczywiste: dziennik jej ojca, z którym, przyciskając go do piersi, zasnęła popołudniu czując jak powoli mdleje z przemęczenia. Przypomniała sobie jak zaczęła go czytać, ale literki tak się rozmywały, że postanowiła zrobić to po drobnej drzemce. Skończyło się na przespaniu kilku ładnych godzin.

Nagle podskoczyła, słysząc jakiś niepokojący dźwięk podobny do świstu. Rozejrzała się po pokoju i zobaczyła Fiona, który spał w najlepsze. Najprawdopodobniej przebudził się gdy książka spadła na ziemię, ziewnął przeciągle, powodując lekki atak serca u swej właścicielki i ponownie zasnął.

Calvia głośno wypuściła powietrze z płuc, starając się uspokoić oddech. Kompletnie odzwyczaiła się od towarzystwa bellatora.

Odgarnęła pościel i powoli wstała. Chwilę stała nieruchomo, zakrywając oczy dłońmi, bojąc się, że straci równowagę. Następnie podniosła rzucony wcześniej na ziemię szlafrok, owinęła się nim i ruszyła ku toaletce.

Poszukała czegoś czym mogłaby zapalić świeczki i gdy wąskie płomyki oświetliły mebel, usiadła wpatrując się dziennik. Otworzyła go i ujrzała ,dobrze już jej znane, imię i nazwisko:

"Rajmond Venest"

Nikły, smutny uśmiech zaiskrzył na jej twarzy gdy przed oczami mignął jej obraz taty. Przewróciła parę stron i spojrzała na zapis pierwszej podróży. Miała niecałe pięć lat, gdy tata po raz pierwszy zostawił ją pod opieką sąsiadek i gdzieś wyjechał. Przetarła kartkę dłonią i zaczęła czytać.

"Algeria 24.10.97 r.

Niewiele pożytecznego znalazłem we wskazanym miejscu więc ruszyłem ku uliczce, którą niechętnie wskazał mi jakiś przechodzień. Obszedłem parę miejsc, ale atmosfera tych sklepów i gabinetów powoli dawała mi się we znaki.

Dopiero w maleńkim sklepie "Żabie łuski" dostałem jakąkolwiek odpowiedź na pytanie o Calvię. Niestety negatywną. Jedyna propozycja jaka padła to natychmiastowe jej uśmiercenie. Okrutne.

Widziałem, że ktoś przygląda mi się uważnie, ale nie dostrzegłem tego kogoś twarzy. Muszę załatwić sobie jakiś towarzyszy podróży bo samotnie niewiele zdziałam.

Śmiertelna KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz