Rozdział 1

71 10 3
                                    

Strach. Czułam go w dniu ,w którym zginęli moi rodzice. Towarzyszył mi i dziś , kiedy razem z Lindsey przedzierałyśmy się przez zarośla parku narodowego. Dochodziła północ. Na szczęście dobrze umiałam opanować strach ,który we mnie narastał. Nie chciałam żeby Lindsey pomyślała , że popełniła błąd, namawiając mnie na pracę przewodniczki. Z niej naprawdę była twarda sztuka.

Ale wypuszczanie się w środku nocy w miejsce gdzie dzikie zwierzęta czyhały na każdym kroku nie było najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że nikomu o tym nie powiedziałyśmy. A opuszczanie baraków po zmroku było wystarczającym powodem żeby wylecieć. Przeszłam tygodniowe szkolenie i w przed dzień swojej pierwszej wyprawy nie chciałam zostać wyrzucona.

Z boku tam gdzie drzewa i krzaki były gęstsze usłyszałam szelest. Skierowałam tam światło latarki.

- Lindsey!Słyszałaś? -wyszeptałam ochryple.

Lindsey skierowała w tamtą stronę latarkę a potem na baldachim liści w górze. Mimo, że świecił dziś sierp księżyca światło nie przedzierało się przez gęstwie liści.

- Niby co?

Wymachiwałam latarką aż strumień światła padł na Lindsey. Wzdrygnęła się i uniosła rękę zasłaniając oczy. Światło odbijało się od jej platynowych niemal białych włosów co nadawało jej bajkowego wyglądu. Przypominała wróżkę, ale pod tym delikatnym wyglądem kryła się wewnętrzna siła.

- Cyba coś słyszałam -powiedziałam.

- Co?

- Nie wiem. - Rozejrzałam się. Lubiłam naturę ale przebywanie dzisiaj w lesie przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Czułam , że jestem obserwowana nie mogłam pozbyć się wrażenia , że pakujemy się w coś w stylu Blair Witch Project?

- Kroki? - dopytywała Lindsey.

- Nie całkiem, nie kroki człowieka. Bardziej miękkie.- Może był to odgłos łap.

Podeszła do mnie i objęła ramieniem. Była nieco wyższa ode mnie i nieźle umięśniona dzięki pieszym wędrówkom i wspinaczce górskiej. Poznałyśmy się zeszłego lata kiedy przyjechałam tu na kolonie organizowaną przez szkołę. Przynajmniej wyrwałam się z domu wariatów , w którym mieszkam. Lindsey była jednym z naszych przewodników. Okazało się , że nadajemy na tych samych falach. Zaprzyjaźniłyśmy się i przez cały rok w miarę możliwości utrzymywałyśmy kontakt.

- Nikt za nami nie idzie Kayla – zapewniła mnie Lindsey. - Wszyscy spali jak wychodziłyśmy.

- A może to jakiś drapieżnik? - Ciągle miałam to uczucie , że nie jesteśmy same. Mój strach był całkowicie irracjonalny. Ale wiedziałam , że coś słyszałam.

Lindsey zaśmiała się głośno.

- Mówię poważnie. Może to puma?

- Co?

- Może chce nas zaatakować?

- Nie ma pum w tej części lasu. A jeżeli tak to zje tę , która będzie wolniej ociekać.

Zaczerpnęłam tchu i nasłuchiwałam. Las był dziś bardzo cichy. Czy taka cisza nie świadczyła o nadchodzącym niebezpieczeństwie?A może powinnyśmy zawrócić?

Byłyśmy jakieś dwa kilometry od wioski znajdującej się przy wejściu do parku. Dzieliłyśmy mały domek z Brittany też przewodniczką. O jedenastej po zgaszeniu świateł nikt nie powinien opuszczać pokoi.

- A co jeśli wylecimy?

- Tylko jeżeli zostaniemy przyłapane. Chodź.

- Co właściwie chcesz mi pokazać? -Wiedziałam tylko , że chciała pokazać mi coś wyjątkowego. A to wystarczająco wzbudziło moją ciekawość , ale to było zanim opuściliśmy wioskę.

Who am I?Where stories live. Discover now