#1 ~ Judyta Maria

540 45 18
                                    

Siedzę na dnie jeziora. Sam na sam ze swoimi myślami. Oddycham.

Tylko w ten sposób jestem w stanie się uspokoić.

W panującej dookoła ciszy słyszę dudnienie mojego serca. Bum, bum, bum. Z pozoru wszystko jest z nim w porządku. Ale to tylko iluzja. Serce nie może działać prawidłowo, jeśli zieje w nim ogromna dziura.

Najważniejszej części mojego serca już nie ma.

A mimo to, wciąż żyję. Niezależnie od tego, jak bardzo pragnę zwyczajnie przestać istnieć.

,,Percy" - niespodziewanie otulającą mnie gęstą ciszę przecina jakiś głos. Wypowiada moje imię, ale nie reaguję.

,,Percy" - powtarza bardziej natarczywie i zdaję sobie sprawę, że nie jest prawdziwy. Rozlega się tylko w moim umyśle.

Otwieram oczy. Wynurzam się na powierzchnię, ociekając wodą.

- Grover - mówię zmęczonym głosem. Choć wciąż znajduję się po kostki w wodzie, odczuwam przechodzą przeze mnie nagle falę znużenia. - Proszę, idź stąd. Nie chcę zrobić ci krzywdy.

Nawet z ten odległości widzę, jak nerwowo przełyka ślinę. No proszę. Teraz nawet mój najstarszy przyjaciel się mnie boi.

- Ja... Siedzisz tam już trzeci dzień, Percy. Pomyślałem... że może...

- Odejdź Grover - przerywam mu. - Potrafię o siebie zadbać.

Nie patrząc na jego reakcję, odwracam się i zanurzam spowrotem. Kiedy powoli opadam na dno, uderza we mnie nagła myśl.

To tutaj pocałowaliśmy się po raz pierwszy.

Przygryzam wargę, próbując opanować wstrząsające mną gwałtownie łkanie.

Najady, które odważyły się podpłynąć, żeby podsłuchać naszą rozmowę, pospiesznie rozpierzchają się na wszystkie strony. Po kilku pierwszych godzinach, które tutaj spędziłem, nauczyły się mnie unikać.

To tutaj pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Zupełnie, jakby to wspomnienie odblokowało tamę blokującą moje myśli i tym samym chroniącą mnie przed kolejnym atakiem szaleństwa. Zaciskam pięści, wbijając paznokcie w skórę. Przygryzam wargę z całej siły, żeby nie krzyknąć. Zymykam oczy, ale to wszystko na nic. Nie jestem w stanie powstrzymać zalewu obrazów przepływających pod moimi powiekami.

Dziesięć dni wcześniej

Wymachuję Orkanem na wszystkie strony, usiłując odpierać ataki. Po jakimś czasie wreszcie robi się wokół mnie mnie luźniej. Opuszczam na chwilę broń, żeby złapać oddech.

- Percy! - dobiega mnie ostrzegawczy głos Annabeth.

Odwracam się w samą porę, żeby skrzyżować klingę z gigantem, którego nie rozpoznaję. Z łatwością odpycha mój miecz na bok, z taką siłą, że z trudem utrzymuję go w dłoni. Dobiega mnie jego tubalny śmiech.

- Musisz się jeszcze wiele nauczyć o tym mieczu, Percy Jacksonie.

Staram się nie zwracać uwagi na jego słowa. Nie wiem, o co mu chodzi, ani czy mówi prawdę, ale wiem, że próbuje mnie tylko rozproszyć.

Wykonuję Orkanem szerokie cięcie, wymierzone w bok przeciwnika. W ostatniej chwili przed zadaniem ciosu, mój miecz gwałtownie odskakuje na bok. Usiłuję nie zmienić wyrazu twarzy, ale zaczynam odczuwać pewien niepokój.

Gigant unosi miecz nad głową. Powtarzam jego ruch, chcąc odeprzeć cios... Ale Orkan ponownie zdaje się żyć własnym życiem. Moje ręce kamienieją; nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu. Przechodzi mnie zimny dreszcz, kiedy przypominam sobie wypowiedziane wiele lat temu przez Aresa słowa.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 13, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

One-Shoty ~ Percy Jackson ΨOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz